środa, 31 października 2012

Natura wzywa: Essence i Catrice

Wczoraj wróciłam do swojego rodzinnego miasta i od razu skorzystałam z okazji, jaką daje umiejscowienie Natury w pobliżu dworca PKP. Praktycznie od razu po zakupie pierwszych produktów z essence'owej limitki Wild Craft planowałam wrócić po więcej i groźby swe spełniłam...

Wspominałam o chęci kupna lakieru w odcieniu Mystic Lilac i w końcu nie wytrzymałam. Myślę, że duży udział w tym miał fakt, że przez 7 godzin jazdy pociągiem siedziałam naprzeciwko dziewczyny mającej pomalowane nim paznokcie. No, może niekoniecznie był to ten konkretny lakier, ale kolor identyczny. Cóż, sugestie...


Moje paznokcie nadal nie nadają się do położenia nań czegokolwiek poza odżywką, więc Mystic Lilac zasiądzie na jakimś widocznym miejscu z etykietką "LASKA, DBAJ O PAZURY!". Zobowiązuję się sięgnąć po niego nie później niż w Mikołajki!

Drugim nabytkiem był cień w odcieniu #02 Out of Forest. Do tej pory nie miałam w kolekcji ani jednego zielonego - czy też mającego zielone nuty - cienia, a że odczuwałam jego brak...



Zielony cień jest napigmentowany gorzej niż jego brat i nakłada się jakby również bardziej uparcie. W dodatku na skórze okazuje się nie być zielony - czy to zgnile zielony, czy oliwkowo - ale szaro-brązowy z bardzo delikatną zieloną nutką. Coś nie mam szczęścia do zieleni w cieniach.

Mimo to przyznam, że ostateczna barwa całkiem mi odpowiada. 



Zdjęcie powieki w ogóle sugeruje, że cień jest bardziej złoty niż brązowy, ale trudno uchwycić jego kolor w pełnym świetle - na pierwszy plan wychodzi jego wykończenie. Jego naturę najlepiej oddaje swatch na ręce.

Parę szaf od dziczy było już Hollywood - a dokładniej limitka Catrice o nęcącej nazwie Hollywood's Fabulous 40ties. Pewnie nie zwróciłabym na nią uwagi, gdybym nie przeczytała na jednym z blogów, iż jeden z bardzo ciekawych odcieni szminek tytułuje się jako Red Butler.
Jestem ogromną fanką "Przeminęło z wiatrem" i Rhetta Butlera i jakkolwiek głupie by to nie było, czułam wewnętrzną potrzebę sprawdzenia chociażby, co pod jego nazwiskiem w tej limitce się kryje.

I kryło się coś pięknego - piękna, ciemnoróżowa matowa pomadka. Moja ręka zawędrowała jednak jeszcze dalej i odkryła ładny odcień nude. Po walce ze sobą - jeśli jakiegoś koloru brakuje w mojej kolekcji szminek, to właśnie nude - wzięłam obie.



Red Butler jest nieco ciemniejszy, niż sugeruje to swatch. Naprawdę fajny, głęboki ciemny róż.

Góra: The Nude Scene. Dół: Red Butler


Idę na odwyk, przysięgam! Żadnej kolorówki do Gwiazdki albo i dalej. Przysięgam tu i teraz, choćby się paliło, a Essence, Catrice czy jakakolwiek inna firma wyskoczyła z najlepszą limitką ever, trzymam portfel zamknięty i nie łażę po żadnych Naturach, Rossmannach ani Firlitach.



2 komentarze:

  1. Świetne zakupy, też się muszę na jakieś wybrać ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Również jestem fanką "Przeminęło z wiatrem", więc ta pomadka musiała byc moja :)

    OdpowiedzUsuń