piątek, 10 lipca 2015

Moja kolekcja perfum, cz. 2. Gdzie i dlaczego kupuję odlewki?

W poprzedniej części opowieści o perfumach opisywałam posiadane przeze mnie flakony. Dodatkowo na moim instagramie możecie zobaczyć, o jakie zapachy wzbogaciła się moja kolekcja już po opublikowaniu wpisu. Dzisiaj będę pisać o tych kompozycjach, które ilościowo stanowią większość zbioru - czyli odlewkach. 



Przede wszystkim - dlaczego odlewki?


  • pełnowymiarowe perfumy są drogie, a ja nie potrafię używać tylko jednego zapachu - dobieram je pod różne okazje, więc zbankrutowałabym, gdybym chciała zaopatrzyć się we flakony wszystkich zapachów, które mi się podobają;
  • używanie codziennie innej kompozycji sprawia, że zużycie jakichkolwiek perfum trwa u mnie wieki. Mimo iż odpowiednio przechowywane perfumy mogą przetrwać lata i się nie zepsuć, wiem, że niektórych zapachów nie byłabym w stanie prawdopodobnie w ogóle wykończyć, a to byłoby marnotrawstwo miejsca i pieniędzy;
  • najdroższe zapachy są w zasięgu mojej ręki;
  • odlewki pozwalają mi na poznanie niskim kosztem zapachów niedostępnych w stacjonarnych perfumeriach; dużo łatwiej jest mi zaryzykować pomyłkę, kupując w ciemno 2,5 ml zapachu, niż wtopić stówę czy dwie w pełen wymiar. Gdyby nie odlewki, nie poznałabym wielu wspaniałych kompozycji!
  • fiolki są najlepszym wyjściem w trakcie podróży, bo są lekkie i zajmują niewiele miejsca - dla mnie to akurat "skutek uboczny", bo nie dlatego decyduję się małe pojemności, ale jednak cieszę się, gdy nie muszę brać na wakacyjny wyjazd ciężkiego i delikatnego flakonu.

Gdzie kupuję odlewki?

  • rozbiórki perfum na Wizażu - największą zaletą uczestniczenia we wspólnych zakupach są niskie ceny perfum. Użytkowniczki szukają najlepszych ofert i wybierają największe pojemności, co przedkłada się na niższą cenę mililitra zapachu. Wada jest jedna - jeśli nie chce się samemu organizować rozbiórki, może się okazać, że na konkretne perfumy trzeba się naczekać, a nawet jeśli już się pojawi odpowiedni wątek, nie ma gwarancji, że zdążymy się na nie załapać. Większość swoich odlewek zdobyłam właśnie w ten sposób.
  • odlewkiperfum.pl - sposób dla niecierpliwych. Ogrom zapachów i wszystkie dostępne, więc w razie nagłej potrzeby (czytaj: nagłego chciejstwa), ma się próbkę perfum od ręki i to w praktycznie dowolnej ilości. Wada - wysokie ceny, bo tutaj nie ma miejsca na oszczędności, właściciele też muszą swoje zarobić. 
Próbki można kupić również na stronach perfumerii e-glamour i iperfumy, aczkolwiek nigdy tam nie zamawiałam ze względu na ograniczenia asortymentu, jak i pojemności. Nie wykluczam jednak zakupów w przyszłości, wiem, że wiele osób korzysta z tych stron właśnie w tym celu i są zadowolone. E-glamour oferuje próbki o pojemności 1,5 ml, niestety ma dość wąski wybór zapachów. Na Iperfumy lista próbek jest dłuższa, a dostępne pojemności to 1 lub 5 ml, przy czym interesujące mnie zapachy występują jedynie w wersji jednomililitrowej w fiolkach bez atomizera, co mnie nijak nie urządza.


W trzeciej i ostatniej części opiszę, które zapachy spośród zgromadzonych próbek okazały się strzałem w dziesiątkę, a o których najchętniej chciałabym zapomnieć.

sobota, 4 lipca 2015

Wielka piątka: kosmetyczni ulubieńcy czerwca 2015

O ile ulubieńcy maja były bardzo dobrymi, ale mającymi wady produktami, tak w czerwcu używałam kosmetyków, które mogę zaliczyć do prawdziwych perełek. Ba, niektóre nie są dla mnie nowościami i z przyjemnością używam już którychś z kolei egzemplarzy. 



Sylveco, lekki krem nagietkowy - na początku nie byłam do niego przekonana, wydawało mi się, że nie robi nic. Doceniłam go, gdy przyszły upalne dni. Okazał się świetnie nawilżającym, zmiękczającym i kojącym kremem. Faktycznie jest bardzo lekki i szybko się wchłania, nie pozostawiając na skórze tłustawego filmu. Pobił moją ulubioną rokitnikową wersję. Ma najprzyjemniejszy zapach z całej trójki kremów z serii i jest zdecydowanie najlżejszy; świetnie zachowuje się na skórze mieszanej, nie powodując jej przesuszania, a jednocześnie delikatnie ją matując. Do tego kolejny oczywisty plus - higieniczne opakowanie i naturalny skład. Ideał!

Vichy, Ideal Soleil, emulsja matująca SPF 30 - długo zastanawiałam się, czy umieścić tu ten filtr. Z jednej strony - produkt idealny do noszenia. Wchłania się raz-dwa do płaskiego matu i utrzymuje twarz zmatowioną przez cały dzień. Nie zostawia na skórze żadnego filmu, makijaż trzyma się na tym produkcie jak na suchej, czystej skórze. Może zostawiać smugi, ale to kwestia wprawy w aplikowaniu - należy go wklepywać, a nie wcierać. Darowałam sobie pełną recenzję, bo w praktyce zachowuje się jak wersja z SPF 50, którą już zdążyłam zrecenzować. W czym więc problem? W różnicy w składzie... Trzydziestka ma z zupełnie niezrozumiałego powodu alkohol denaturyzowany na drugim miejscu INCI. Ta emulsja jest idealnym filtrem pod tym względem, że kompletnie nie czuć jej na twarzy. Natomiast nie jestem pewna, czy moja skóra jest zadowolona z codziennej dawki wyżej wymienionego typu alkoholu, nawet jeśli filtr kładę na krem nawilżający. 

Pharmaceris T, krem z 10% kwasem migdałowym - mój ulubieniec od wielu miesięcy, pomyślałam więc, że warto o nim przypomnieć. Wciąż wiedzie prym w mojej wieczornej pielęgnacji i skutecznie zapobiega pojawianiu się jakichkolwiek wyprysków. Dobrze wygładza skórę i jego jedyną wadą jest po prawdzie jedynie brak działania w kwestii zaskórników - niestety do tej pory nic sobie z nimi nie poradziło. Dla mnie, osoby, u której wszystko wywoływało wysyp mniejszych i większych krostek, ten krem jest wybawieniem. 




Węgiel w kosmetycznych ulubieńcach? A jednak. Po przeczytaniu posta Aliny Rose o maseczce z węgla aktywnego, która pomaga pozbyć się zaskórników, pobiegłam to apteki i z rzeczonym węglem wróciłam. Węgiel dobrze oczyszcza i wygładza skórę. Zaskórników jeszcze nie ruszył, ale nie poddaję się, bo wiem, że na to trzeba czasu. Na razie mieszam go z tonikiem Bielendy, w planach mam zamienienie go na jakiś hydrolat. 




Yves Rocher, Pur Bleuet, delikatny płyn do demakijażu wrażliwych oczu - najlepsza płyn dwufazowy, jaką kiedykolwiek miałam. Same zalety! Błyskawicznie usuwa nawet wodoodporny makijaż, nie podrażnia, w dodatku jest bardzo wydajny - z tym zawsze jest problem. Większość dwufaz wykańczam w ciągu miesiąca, tutaj po miesiącu jest jeszcze ponad połowa opakowania. Warto jednak zaznaczyć, że jest tłustszy niż wiele podobnych mu kosmetyków i zostawia na powiekach warstwę, która nie każdemu może odpowiadać - mnie jest to jednak zupełnie obojętnie. 

Czy któryś z tych produktów jest też Waszym ulubieńcem?

czwartek, 2 lipca 2015

Projekt denko - czerwiec


Czas na denko! Już miałam pisać, że chcę uczynić z tych wpisów prawdziwy projekt denko, polegający na stopniowym pozbywaniu się kosmetyków i ograniczaniu ich ilości, ale spojrzałam prawdzie w oczy - wiem, że ciężko będzie mi to osiągnąć ;). Wiem natomiast, że to ostatni wpis w takiej formie, następne denko będzie nieco zmienione - ale o tym następnym razem.


Moje stopy są niestety bardzo wymagające, bo i dużo muszą znosić - przysiady czy martwe ciągi z dużym obciążeniem to spore wyzwanie nie tylko dla mięśni, które pracują w danym ćwiczeniu. Przerzucanie setek kilogramów podczas jednego treningu sprawia, że skóra na stopach szybko twardnieje i robi się gruba - mało co jest więc ją w stanie zadowolić.

Bielenda, Happy End, krem do stóp i pięt z mocznikiem - gęsta, treściwa, dość lepka formuła dawała nadzieję na bardzo dobry produkt. Niestety, Happy End okazał się średniakiem. Nawilżał i zmiękczał doraźnie, pięty w ogóle nie reagowały na jego obecność. Gdybym nie miała problemów ze stwardniałą i przesuszoną skórą, pewnie byłabym zadowolona, ale większym wymaganiom nie daje rady. Nie kupię ponownie. 

FussWohl, krem do peelingu stóp - dobry peeling, ale uwaga - nie na stopy. Jest bardzo delikatny, drobinki są małe, nie jest ich jakoś zatrważająco dużo. Jako peeling do ciała spełniłby swoje zadanie, niestety moje stopy potrzebują czegoś więcej niż subtelnego miziania. Wydajność przeciętna. Nie kupię ponownie. 


Eveline, Slim Extreme 4D, intensywne serum powiększające i poprawiające strukturę biustu Mezo Push-Up - jak to u Eveline, miliard czasowników, przymiotników i dziwnych nazw, nie wiadomo na czym oko zawiesić. To serum miało być, jak zgaduję, turboulepszoną wersją klasycznego serum do biustu (którego nałogowo używam). Niestety, lepsze jest wrogiem dobrego. Nie zauważyłam, aby to serum ujędrniało czy jakoś kształtowało biust. Powiększenie? Też niekoniecznie. Poza tym konsystencja przypadła mi go gustu mniej niż ta "ubogiej" wersji, ponieważ jest bardziej klejąca i jakby nie do końca gładka. Nie kupię ponownie. 

Alterra, szampon do włosów z kofeiną - opisywałam go już w ulubieńcach maja i nie zmieniam zdania. Bardzo dobry, delikatny szampon, który nie plącze i nie wysusza włosów. Kupię ponownie. 


Bielenda Pharm, Trądzik, Antybakteryjny tonik normalizujący - bardzo dobrze oczyszcza i odświeża skórę, nie pozostawiając na niej tłustej warstwy. Traktuję go jako dodatek do kremu z kwasem migdałowym i nie oczekuję od niego samodzielnego działania, a jedynie pomocy w walce z niedoskonałościami i tu sprawdza się jak trzeba. Kupię ponownie.  


Marion, dwufazowy delikatny płyn do demakijażu oczu - z reguły jestem zadowolona z kosmetyków tej firmy, jednakże ten płyn jest wyjątkiem. Kompletnie nie radzi sobie z makijażem wodoodpornym, z tradycyjnym zaledwie jako-tako, demakijaż wydaje się trwać wieki. Ponadto podrażnia. Dodajmy do tego bardzo słabą wydajność i już wiem, że nie kupię go ponownie. 


Isana, krem do ciała oliwkowy - kremy z serii "słoje 500 ml za dychę" są na mojej półce od dawna, bo poza dużą pojemnością i niską ceną cechują się także świetnym działaniem. Oliwkowy jest moim ulubionym - jest gęsty jak ten z masłem shea, ma natomiast zapach o wiele bardziej pasujący do ciepłej pory roku (chociaż trzeba się do niego przyzwyczaić - mnie oliwkowy aromat na początku nieco przeszkadzał, teraz przestałam zwracać na niego uwagę). Nawilża i zmiękcza na długo, zostawia na skórze nietłusty film. Myślę, że nawet posiadaczki suchej skóry będą z niego zadowolone. Kupię ponownie. 


Luksja, płyn do kąpieli, Golden Desire - te płyny Luksji kupuję od dawna, bo łączą cechy kosmetyku kąpielowego idealnego: dużą pojemność, niską cenę, bogaty, pozbawiony sztucznych nut zapach, doskonałą wydajność i zdolność tworzenia gęstej piany. Golden Desire to zapach słodki, trochę orientalny - według producenta to połączenie ambry i czerwonej mandarynki - powiedziałabym nawet, że nieco męski. Uzależnia i uwodzi. Na pewno kupię ponownie. 

***

Znacie te produkty, używałyście ich?