Dziś post podwójny - o ostatnich kosmetycznych zakupach i nowym SHAPE z treningiem Ewy Chodakowskiej.
1. Under Twenty, Anti!Acne intense, aktywny tonik głęboko oczyszczający - ten tonik, jak zresztą cała seria A!A był u mnie obecny długi czas. Ostatnio zdenkowałam inny, z którego zrezygnowała moja mama i o którym opinia też się pojawi - i postanowiłam wrócić do tego i sprawdzić, jak po przerwie zareaguje na niego moja cera.
2. Maść cynkowa - ponoć najlepsza na niemiłe niespodzianki, jakie może sprawiać skóra.
3. Eveline, Slim Extreme 3D, seru modelujące pośladki Push-Up - ćwiczeniom zawsze przyda się wspomaganie, a produkty z serii SE3D nigdy mnie nie zawiodły; chociaż podchodzę do tego kosmetyku po raz pierwszy, wierzę, że da efekty :)
4. Ziaja, maska oczyszczająca z glinką szarą - stały bywalec łazienkowej półki.
5. Carmex, klasyczny w słoiczku. Wykończony niedawno Carmex w tubce wydał mi się zbyt mały i teraz przerzuciłam się na ten. Dopiero w domu zorientowałam się, że składy obu produktów różnią się od siebie (w słoiczku nie znajdziemy m.in. filtra UV), ale działa tak samo dobrze.
6. Miss Sporty, Flower Power, cień do powiek, 127 Sand Francisco. Ten cień chodził za mną od bardzo dawna i w końcu wrzuciłam go do koszyka. Pigmentacja jest średnia, ale mam nadzieję, że z bazą będzie spisywała się lepiej. Ładny kolor (jaśniejszy niż na zdjęciu - trudno go uchwycić, to jasny beż) i wykończenie (delikatne rozświetlające drobinki) są tego warte.
7. Celia, Nawilżająca pomadka-błyszczyk, numer 509 - moja druga w kolekcji. Pomadki Celii należą zdecydowanie do moich ulubionych, chociaż mają jedną wadę - stosunkowo szybko znikają z ust. Ale za cenę niecałych 10 złotych można im to wybaczyć.
8. Nivea, Q10 PLUS, ujędrniające serum antycellulitowe - po recenzji Mary zdecydowałam się trzymać rękę na pulsie i jak najszybciej zainwestować w jeden z produktów z antycellulitowej serii. Miałam szczęście - w Naturze akurat trwa promocja i cała seria Q10 jest 50% tańsza. Mimo iż cellulit nie dokucza mi za bardzo, przy dobrym "uszczypaniu" go widać - więc drobna pomoc kosmetyczna na pewno się przyda.
A teraz przejdźmy to drugiej części posta:
Tak - mam! Mam i
UWIELBIAM UWIELBIAM UWIELBIAM! :)
Nigdy nie czułam się tak cudownie po ćwiczeniach.
Sam trening jest ciekawszy niż Killer i bardziej dynamiczny. Męczący chyba podobnie, choć w zupełnie inny sposób - kto zrobi oba, pewnie domyśli się, w czym rzecz. W każdym razie minuty lecą w mgnieniu oka, nie ma się nawet czasu, żeby spojrzeć na zegar na odtwarzaczu DVD.
Ewa przechodzi samą siebie! Obserwując ją mam podwójną motywację - nie dość, że potrafi powiedzieć sporo miłych rzeczy, to widzę, że i ją ćwiczenia męczą i nie jestem aż takim słabeuszem, za jakiego cały czas się uważam ;) a przyznam, że widząc na okładce napis "trening dla zaawansowanych" i oddychając już ciężej po pierwszej rundzie, myślałam, że nie dam rady. Ale udało się - chociaż momentami z tempem mniejszym niż to Ewy.
Po treningu czułam się jak nowo narodzona. Zmęczona, owszem, ale szczęśliwa :) Następna sesja w sobotę/niedzielę.
Pozdrawiam,