niedziela, 25 sierpnia 2013

Chwila przyjemności dla dłoni z Marion: termoaktywny duet

Ostatnio mam bzika na punkcie swoich dłoni i lubię fundować im nadprogramowe przyjemności, jak peelingi i maseczki. Przez długi czas średnio o nie dbałam, ale od paru lat darzę je coraz większą atencją i do odżywek do paznokci i kremów czasem dołączają takie zestawy jak opisany niżej duet z Marion.

Marion
Termoaktywny duet do dłoni
Peeling + serum


OD PRODUCENTA
Peeling na bazie naturalnych łupin z orzecha, zawiera kompleks rozgrzewający, który pobudza krążenie, przyspiesza wchłanianie i działanie składników aktywnych. Delikatnie złuszcza naskórek, zmiękcza zrogowacenia, nadając skórze dłoni wyjątkową miękkość i gładkość.

Kremowe serum regeneruje i wygładza suchą oraz zniszczoną skórę dłoni. Unikalna formuła zawiera glicerynę oraz olej ze słodkich migdałów, które tworzą na skórze delikatny film zabezpieczający naskórek przed nadmiernym wysuszeniem i podrażnieniami. Dodatkowo ekstrakty z cynamonu i imbiru działają antyseptycznie i rozgrzewająco. Witaminy E, A i F pomagają zlikwidować szorstkość skóry oraz utrzymać jej prawidłową wilgotność.
OPAKOWANIE 

Szata graficzna wygląda estetycznie, na etykietach nie brakuje informacji o produkcie. Uważam jednak, że składy wydrukowane są ciut zbyt małą czcionką…  Poza tym, aby dostać się do wnętrza, trzeba użyć zębów albo nożyczek.
1/3

ZAPACH I KONSYSTENCJA

Zapach to jedna z najlepszych cech tego kosmetyku. To ciepła, pozbawiona chemicznych nut mieszanka cynamonu i pomarańczy. Peeling pachnie mocno, serum bardziej subtelnie, sama woń utrzymuje się na skórze do kilku godzin po aplikacji.

Jeśli chodzi o konsystencję, oba produkty dobrze trzymają się dłoni i bez problemu rozprowadzają. Zawartość drobinek peelingujących mogłaby być jednak nieco większa.
2.5/3

DZIAŁANIE


O termoaktywności możemy mówić tylko w przypadku peelingu i tylko w pierwszej chwili rozsmarowywania produktu. Bardzo przyjemne uczucie.

Peeling faktycznie dobrze wygładza dłonie, ale naprawdę wolałabym, gdyby tych łupin orzecha było więcej. Osoby o wrażliwszej skórze dłoni pewnie byłyby zadowolone, ja jednak nie lubię wrażenia, że masuję się kremem z wrzuconymi jakby przypadkowo drobinami. Jednak... Grunt że działa, a do tego skutecznie odpręża :)

Serum właściwie można byłoby rozdzielić na dwa użycia, 5ml bowiem pokrywa dłonie dość grubo. Ponieważ czekamy na wchłonięcie się produktu, większej ilości musimy dać na to więcej czasu. Po jakichś 15 minutach niewchłonięte resztki zwyczajnie wmasowałam.


Cały efekt widoczny jest dopiero po delikatnym umyciu dłoni (przed mogą się trochę kleić). Skóra jest bardzo gładka i miękka jak aksamit, cudownie przyjemna w dotyku. Nie mogłam przestać się głaskać, dłonie były jak nowe!

Wszystko byłoby dobrze, gdyby nie dwie rzeczy. Pierwsza: słabe nawilżenie. Druga: krótkotrwały efekt.  Niestety mimo całej miękkości nadanej dłoniom czułam niedosyt, brakowało im odżywienia, a po dłuższym myciu dłoni, po paru godzinach od aplikacji skóra była jedynie minimalnie bardziej gładka niż przed nią. 
11/15

SKŁAD

Peeling:


Propylene Glycol - nawilża i wspomaga działanie konserwujące. Może powodować podrażnienia na skórze chorobowo zmienionej
Zeolite - glinka, silnie oczyszcza, detoksykuje i mineralizuje skórę
Glycerin - nawilża
Kaolin - glinka biała, wchłania sebum i ułatwia rozprowadzanie kosmetyków
Stearic Acid - substancja renatłuszczająca, odbudowuje warstwę lipidową naskórka
Glyceryl Stearate - emulgator i emolient, tzn. tworzy na powierzchni skóry film zapobiegający nadmiernemu odparowywaniu wody
PEG-100 Stearate - emulgator
Cetearyl Alcohol - emolient
Ceteareth-20 - subst. myjąca, usuwa zanieczyszczenia z powierzchni skóry
Cetyl Alcohol - emolient.
Walnut Shell Powder - proszek z łupin orzecha, w kosmetyku pełni funkcję peelingującą
Polysorbate-80 - emulgator
Cetyl Acetate - substancja natłuszczająca, nawilżająca, wygładzająca
Stearyl Acetate - emolient
Oleyl Acetate - emolient
Acetylated Lanolin Alcohol - emolient
Prunus Amygdalus Dulcis Oil - olej ze słodkich migdałów, emolient 
Isopropyl Myristate - emolient, ponadto nadaje poślizg przy rozmarowywaniu
Poliethylene - substancja ścierająca
PEG-12 Dimethicone - emolient
Parfum - substancja zapachowa
Isobutyloparaben, Methylparaben, Phenoxyethanol, Propylparaben, Ethylparaben, Butylaparaben - subst. konserwujące
Limonene, Eugenol, Cinnamal, Coumarin - subst. zapachowe

Serum:


Stearic Acid - substancja renatłuszczająca, odbudowuje warstwę lipidową naskórka
Isopropyl Myristate - emolient, ponadto nadaje poślizg przy rozmarowywaniu
Cetearyl Alcohol - emolient
Ceteareth-20 - subst. myjąca, usuwa zanieczyszczenia z powierzchni skóry
Propylene Glycol - nawilża i wspomaga działanie konserwujące. Może powodować podrażnienia na skórze chorobowo zmienionej
Urea - subst. nawilżająca
Dicapryryl Carbonate - emolient
Paraffinum Liquidum - emolient
Polysorbate-80 - emulgator
Cetyl Acetate - substancja natłuszczająca, nawilżająca, wygładzająca
Stearyl Acetate - emolient
Oleyl Acetate - emolient
Acetylated Lanolin Alcohol - emolient
Cetyl Alcohol - emolient
Glycerin - nawilża
Prunus Amygdalus Dulcis Oil - olej ze słodkich migdałów, emolient 
Polysorbate-20 - emulgator
Alcohol Denat. - subst. rozpuszczająca
Butyrospermum Parkii Butter - masło shea, emolient, wykazuje działanie regenerujące
Cyclopentasiloxane - emolient
Dimethiconol - substancja renatłuszczająca, emolient
Glyceryl Stearate - emulgator i emolient, tzn. tworzy na powierzchni skóry film zapobiegający nadmiernemu odparowywaniu wody
PEG-100 Stearate - emulgator
Panthenol - subst. nawilżająca 
Zingiber Officinale Root Extract - ekstrakt z korzenia imbiru, działa antyseptycznie i nadaje zapach
Cinnamomum Zeylanicum Bark - olejek z kory drzewa cynamonowego, działa antyseptycznie, rozgrzewająco, nadaje zapach
Acrylates/C10-30 Alkyl Acrylate Crosspolymer - polimer, substancja kondycjonująca, nawilża i zmiękcza
Carbomer - zagęstnik
Allantoin - substancja silnie nawilżająca, łagodzi podrażenienia, działa przeciwzapalnie i wzpomaga procesy regeneracji
Parfum - subst. zapachowa
Isobutyloparaben, Methylparaben, Phenoxyethanol, Propylparaben, Ethylparaben, Butylaparaben - subst. konserwujące
Triethanolamine - regulator PH
Limonene, Eugenol, Cinnamal, Coumarin, Linalool, Citral, Benzyl Cinnamate - subst. zapachowe

Analizując skład przestaję się dziwić, że dłoniom brakowało nawilżenia, mimo że były jedwabiste w dotyku. Produkt zawiera mnóstwo emolientów, które zapobiegają wyparowywaniu wody z naskórka, przez co zmiękczają i wygładzają, za to substancji bezpośrednio nawilżających jest niewiele i często zajmują one niskie miejsca (jak Panthenol czy Allantoin). Składy są bardzo długie, a obiecane przez producenta ekstrakty znajdują się gdzieś w połowie lub na szarym końcu.

WYDAJNOŚĆ

Standardowo na raz, ale powinno bez problemu wystarczyć na dwie aplikacje.
3/3

DOSTĘPNOŚĆ

Słabo – zestaw widziałam (i kupiłam) w sieci Drogerie Polskie, nie rzucił mi się w oczy w innych miejscach.
0/3

CENA

Ok. 2zł.
3/3

SUMA PUNKTÓW: 20,5/30

Chętnie wrócę do tego produktu zimą, gdy i działanie, i termoaktywność, i zapach, będą jak najbardziej w cenie. Ten duet to rozgrzewająca chwila relaksu dla ciała i zmysłów o świetnym, chociaż stosunkowo krótkotrwałym działaniu. Za taką cenę jednak – nie ma czego żałować! Gdyby tylko ta przyjemność była lepiej dostępna…

czwartek, 22 sierpnia 2013

Naturalnie: korund w roli peelingu

Od pewnego czasu stawiam na coraz bardziej naturalną pielęgnację, zwłaszcza jeśli chodzi o skórę twarzy. Jednym z pierwszych wyborów było zamienienie drogeryjnego peelingu na korund.


Korund jest przede wszystkim pozbawiony niepotrzebnej chemii. Żadnych alkoholi, parabenów, parafiny, silikonów, substancji zapachowych... Czysty minerał. Co prawda w/w składniki nie czynią mi krzywdy, ale skoro mam wybór, to chcę kierować się ku jak najprostszym rozwiązaniom. Wystarczająco dużo chemii jest w innych produktach.

Po drugie, twardość. Korund zajmuje dziewiąte miejsce w dziesięciostopniowej skali twardości Mohsa, a więc jest jedynie o klasę niżej od diamentu. Daje twarzy prawdziwy wycisk i doskonale ściera martwy naskórek. Mimo że drobiny korundu są dość ostre, nie powinny zrobić krzywdy, o ile nie robimy peelingu więcej niż dwa razy w tygodniu. Poza tym każdy dobrze zna swoją skórę i wie, co może jej zafundować :) moja uwielbia intensywne złuszczanie i po porządnym szorowaniu jest najwyżej lekko zaczerwieniona. 


Korundu samego w sobie oczywiście nie można stosować, bo dostajemy go w postaci sypkiej. Aby nadać mu poślizg i przyczepność, mieszamy go np. z żelem do mycia twarzy/ciała, kwasem hialuronowym czy wybranym olejem (albo i tym, i tym). Wybór jest wielki i zależy wyłącznie od naszych upodobań i preferencji skóry. Ja zdecydowanie wolę kwas hialuronowy, ponieważ dzięki niemu korund o wiele lepiej się zmywa. Po zmieszaniu z olejem, zwłaszcza gęstym, w pozbycie się peelingu z twarzy trzeba włożyć więcej wysiłku. Z drugiej strony, po oleju twarz staje się dużo gładsza, miękka i nawilżona, podczas gdy korund + kwas dają u mnie jedynie efekt wygładzenia i trochę przyjemnej świeżości. Lepszy koloryt skóry przychodzi w wyniku regularnego peelingowania niezależnie od użytej substancji :)

Według moich obliczeń, 200g korundu powinno wystarczyć na co najmniej 80 aplikacji. Nawet dodając koszty dodatkowych produktów, taki peeling okazuje się dobrą inwestycją.


Korund mikrokrystaliczny zamówiłam na ZrobSobieKrem.pl za 8,90zł. 

wtorek, 20 sierpnia 2013

Ostatnia deska ratunku dla paznokci - serum wzmacniające Lovely

Z paznokciami miałam problem, od kiedy pamiętam. W dzieciństwie miałam dość częsty u dzieci nawyk obgryzania paznokci. Z czasem przeszedł w skubanie paznokcia o paznokieć i zadzieranie skórek. Jeśli dodać do tego fakt, że nigdy nie miałam zbyt twardych pazurów, można wywnioskować, że moje dłonie wyglądały, jakbym non stop wykopywała się spod ziemi przez warstwę stali i drewna. 

Długo używałam odżywek Eveline - 8w1, diamentowej, SOS. Nie wywołały u mnie żadnego ze skutków ubocznych, o których można przeczytać na blogach, paznokcie dzięki nim były twardsze i szybciej rosły, ale... Skóra wokół paznokci mimo zabezpieczania stawała się po nich zawsze sucha jak wiór, skórki zadzierały się praktycznie samoistnie. W dodatku późniejsze odłażenie lakieru i ciągle obecny nawyk bawienia się paznokciami i zdzierania warstwy odżywki sprawiły, że dłonie wyglądały nieestetycznie. Miałam dość, poza tym nie chciałam przesadzić z używaniem odżywki - to, że przez długi czas nie zniszczyła mi płytki, nie znaczyło, że tak będzie zawsze. 

Przeczytałam w końcu o serum wzmacniającym Lovely z witaminą C i wapniem. Niemalże od razu pobiegłam do Rossmanna po swoją buteleczkę, odstawiłam Eveline i rozpoczęłam kurację.

Początkowo używałam Lovely zgodnie z zaleceniami producenta, czyli trzy razy w tygodniu, potem zaczęłam nakładać ją codziennie. Ta druga metoda przełożyła się na lepsze efekty.

Lovely pozbawione jest wad Eveline - nie wysusza skórek i nie zasycha na paznokciach. Wsiąka w nie, i to dość szybko. Po około trzech minutach można już bez problemu wykonywać zwykłe codzienne czynności. Fantastycznie rozwiązanie dla wiecznie zabieganych albo osób z syndromem "pomalowałam paznokcie i muszę iść do toalety". 

Działanie w pełni mnie zadowala. Paznokcie stają się bardzo twarde, przestają pękać i się łamać, sporadycznie zdarza im się rozdwojenie, ale tylko w przypadku intensywnej "eksploatacji". Nie zauważyłam, aby szybciej rosły, ale dla mnie to plus. 

Moim paznokciom wciąż wiele brakuje do ideału, ale w końcu wyglądają naprawdę nieźle - i to od dłuższego czasu. Wcześniej po dwóch tygodniach "dobrych" następowało kilka paskudnych, bo razem ze wzrostem zaczynały się rozdwajać i łamać. Teraz już od ponad miesiąca cieszę się ładną płytką.

Po serum sięgam regularnie mniej więcej od początków czerwca i nadal mi go trochę zostało. Jak na tak mały (11ml) słoiczek i cenę - około 7zł - wydajność jest naprawdę zadowalająca. 

Polecam! Naprawdę nie sądziłam, że coś może mi pomóc, a to serum przeszło moje najśmielsze oczekiwania. Kolejne opakowanie ląduje na liście zakupów. 

niedziela, 11 sierpnia 2013

Magia w saszetce, czyli oczyszczająca maseczka AA

Przyznaję się bez bicia – złapałam ogromnego lenia :D mam mnóstwo produktów, które chcę zrecenzować, ale nie mogę się zebrać, aby usiąść przy Wordzie i coś konkretnego o nich napisać. No trudno… od wszystkiego należy czasami wziąć wakacje. Żeby nie było, że nic nie robię, przygotowałam na dzisiaj recenzję maseczki do twarzy, którą bardzo polubiłam.

AA Technologia Wieku
maseczka aktywnie oczyszczająca

OD PRODUCENTA
Oczyszczająca maseczka aktywnie usuwa wszelkie zanieczyszczenia z powierzchni skóry i przywraca jej świeżość oraz gładkość. Biała glinka oraz tlenek cynku, usuwając obumarłe komórki naskórka, znakomicie oczyszczają skórę i pozostawiają ją gładką w dotyku. Kompleks oczyszczający odblokowuje pory, ograniczając proces powstawania zaskórników, oraz przywraca skórze zdrowy koloryt. Wieloskładnikowy mikrolipidowy system MLS tworzy mikrobarierę, zwiększając tolerancję skóry na wpływ czynników zewnętrznych będących przyczyną nadwrażliwości.


OPAKOWANIE

W saszetce o eleganckiej szacie graficznej dostajemy 10ml produktu. To ilość, którą można w powodzeniem wykorzystać na dwa użycia, jeśli decydujemy się zaaplikować ją tylko na twarz.
Saszetkę otwieramy bez niepotrzebnego siłowania się, nożyczki nie są potrzebne.
3/3

ZAPACH I KONSYSTENCJA
Zapach maseczki jest taki sam, jak kremów od AA. Trudno wyczuć tam woń glinki, jest delikatny, nieokreślony.

Konsystencja też pokrywa się w tym, co spotykamy w kremach tej firmy; dość gęsta, ale rozprowadza się gładko. W odróżnieniu od kremów nie wchłania się (ale i nie zastyga!) więc stosujemy ją jak zwykłą maseczkę, czyli zmywając po upływie określonego czasu.
3/3

DZIAŁANIE

Maseczkę zmywamy bez problemu po 10 minutach. Efekty są widoczne od razu – cera jest gładka, nawilżona, pory zwężone, wypryski i zaskórniki mniej widoczne, cała twarz wyraźnie rozjaśniona, promienna i lekko zmatowiona. Po jej zmyciu czuję się jakbym wyszła z salonu po jakimś poważniejszym zabiegu upiększającym :D

Co jednak muszę dodać, ten rezultat nie utrzymuje się zbyt długo. Warto więc skorzystać z maseczki przed większym wyjściem lub regularnie do niej wracać.

Podczas użycia można odczuć niewielkie szczypanie, ale nie pojawia się podrażnienie. Nie zauważyłam jednak, aby maseczka ograniczała pojawianie się wyprysków w późniejszym okresie, te nadal się zdarzają.
13/15

SKŁAD


Mamy tu m.in. Propylene Glycol i glicerynę (Glycerin) czyli substancje nawilżające. Kaolin to glinka biała, zinc oxide to tlenek cynku – wchłaniają sebum i ściąga pory. Rosa Multiflora Fruit Extract to kolejny składnik ściągający pory, ma również działanie przeciwstarzeniowe. Mamy tu także kilka składników tworzących na skórze warstwę okluzyjną zatrzymującą w skórze wodę. Zgodnie z obietnicami producenta brak tu parabenów i barwników. Alergenów również, chociaż np. parafina (Paraffinum Liquidum) może powodować powstawanie zaskórników.

WYDAJNOŚĆ

Jak to maseczka, możemy ją użyć raz do dwóch razy w zależności od tego, na jaki obszar skóry ją nakładamy.
3/3

DOSTĘPNOŚĆ

Rossmanny, Natury, wszelakie drogerie.
3/3
CENA

Waha się między 2-3zł/10ml.
3/3

SUMA PUNKTÓW: 28/30


Nie spodziewałam się, że będę aż tak zadowolona z tej maseczki, a jednak – na pewno jeszcze kiedyś ją kupię. Obok maseczki z Efektimy jest kolejną, która zapewnia natychmiastowe i widoczne efekty. Po jej użyciu czuję się jak nowo narodzona - rzadko kiedy mi się to zdarza, więc tym bardziej będę pragnęła ponownego wywołania tego uczucia :P

sobota, 3 sierpnia 2013

Brafitting w małym sklepie a oferta bieliźniano-obsługowa sieciówek

Kolejny post o piersiach, czyli czemu dołożyłam kolejną cegiełkę do zszarpanych nerwów i jak się jej pozbyłam :)
Innymi słowy: o wyższości małego sklepu z brafitterką za sterem nad sieciówką zapełnioną obsługą z ulicy.

Z moim biustem przeżywałam katusze – potrafiłam spędzić w przymierzalni godzinę wypróbowując coraz to nowe modele staników, z czego żaden nie pasował. Dla młodej kobiety to był sygnał, że z biustem jest coś „nie ten teges”; potrafiłam wpaść w czarną rozpacz, nie cierpiąc swoich „atutów”. Kiedy w końcu dotarło do mnie, że to nie z biustem, a z ofertą sklepów jest problem, przyszła frustracja – bo gdzie znajdę pasujący biustonosz, który jednocześnie nie uczyni mnie bankrutem? Dlaczego nie mogę wejść do sieciówki i kupić pierwszego filuternego modelu, który wpadnie mi w oko?

W końcu wybrałam się do brafitterki i to była najlepsza decyzja roku! :)

Owszem, wydałam sporo na bieliznę, bo poszłam do małego sklepiku z mniej popularnymi markami. Nie żałowałam jednak ani chwili. Uważam, że za ładny, wygodny biustonosz, który podkreśli kształt piersi i zadba o ich wygląd w przyszłości, a sam będzie służył przez długi czas, warto dużo zapłacić. Tym bardziej jeśli wśród tańszych nie możemy znaleźć tego idealnego :). Pewnie, nadal nie mogę sobie kupić każdego koronkowego czy kropkowanego kompletu, jaki spodoba mi się w sklepach w galeriach. Na droższe mnie nie stać. Ale zaczęłam patrzeć na bieliznę z radością, a nie rozżaleniem jak kiedyś.

Po pierwsze: ROZMIARÓWKA

źródło
70B to nie jest jakiś niespotykany rozmiar, ale w sieciówkach typu H&M czy Cubus zdarza się raczej rzadko. Co gorsza, zazwyczaj nie ma nic wspólnego z 70B. Wielkość misek do wyboru do koloru, albo dwa razy za duże, albo tak małe, że cud, iż sutków nie widać (w sumie w jednym było trochę widać).

Obwód? Nie wiem, czy to kwestia tego, że dużo osób te biustonosze przymierza i są rozciągnięte, ale mając do czynienia z biustonoszami z sieciówek (nie tylko w wyżej wymienionych, ale także, np. Triumpha), NIGDY nie spotkałam się z odpowiednim odwzorowaniem obwodu. Wszystkie musiałam zapinać od razu na ostatnią haftkę, przy czym część nawet i po tym zabiegu była o wiele za luźna. Nic dziwnego, że wyobrażałam sobie siebie w staniku z 65 z przodu…

Tym większe było moje zaskoczenie, gdy brafitterka stwierdziła, że mam nosić jednak siedemdziesiątki. O dziwo, na kilkanaście przymierzonych biustonoszy, większość pasowała, biustonosze trzymały się dobrze przy pierwszej haftce, a ewentualne niedopasowanie miseczek w niektórych przypadkach wynikało bardziej z mojego kształtu piersi niż ich rozmiaru.

O ile wszystkie biustonosze z sieciówek były niewygodne, cały dzień czułam je na sobie i musiałam nieustannie poprawiać, tak te, powiedzmy „z wyższej półki”, zapewniały mi pełen komfort: lekkie jak koszulka, trzymające piersi w ryzach mimo gwałtownych ruchów.

źródło

Po drugie: OBSŁUGA

W przypadku H&M i tym podobnych o obsłudze nie można mówić, ale już w przypadku Triumphów czy Etamów wypadałoby stanąć oko w oko z osobą ogarniającą, o co w noszeniu biustonoszy chodzi.

E-e.

Ekspedientki może nie chcą się niepotrzebnie wtrącać, ale są sytuacje, gdy osoba „wiedząca lepiej” (a powinna wiedzieć lepiej!) ma prawo pomóc klientce, nie tylko dla jej, ale i dla swojego i sklepu dobra.

Wyobraźcie sobie sytuację: przymierzam mnóstwo biustonoszy w rozmiarze, który nie do końca mi pasuje i to widać, żaden przymierzony model nie wystarczająco odpowiedni. Jeśli mam wydać sto złotych na cokolwiek, to chcę wiedzieć, że będę z tego w 100% zadowolona. Sprzedawczyni co chwila do mnie zagląda, ocenia: tu miseczki są za duże, tu piersi się wylewają, tu obwód jest za ciasny, ale w tym pani musi zapinać się na ostatnią haftkę, więc też niedobrze.

Co robi profesjonalna osoba? Wyciąga wnioski z obserwacji i sugeruje przymierzenie rozmiaru, który wydaje jej się prawidłowy. O propozycji zmierzenia obwodów nie wspominam, co za dużo, to niezdrowo ;)

Co robi osoba pracująca w biznesie bieliźnianym z przypadku? Albo poprzestaje na patrzeniu, albo pyta, czy nie chcę spróbować innego rozmiaru. Jakiego? Tego nie wie. Czeka na moją propozycję.

źródło
Brafitterka się nie patyczkuje, bierze miarkę i po 20 sekundach wie, co zaproponować klientce. Dokładnie ogląda kobietę w jej potencjalnym przyszłym biustonoszu i ocenia, czy piersi wyglądają w nim dobrze, pyta, jak klientka się w nim czuje, prosi o machanie rękami, pochylenie się, podsuwa pomysł, by zobaczyć, jak piersi w danym modelu prezentują się pod ubraniem. Nade wszystko pokazuje, jak prawidłowo zakładać biustonosz – krok po kroku!

Nie mówię, że we wszystkich sieciówkach pracują osoby o zerowym pojęciu na temat biustonoszy. Na pewno nawet w nieszczęsnym Triumphie można spotkać kogoś, kto podchodzi do swojej pracy z pasją. Niestety po odwiedzeniu mnóstwa sklepów z bielizną, widzę, że im mniejsze i mniej popularne miejsce, tym bardziej ogarnięci ludzie w nim pracują. Małe sklepiki to już w ogóle bajka :).

czwartek, 1 sierpnia 2013

Trening siłowy - podsumowanie pierwszego miesiąca

No, może nie stricte pierwszego miesiąca ćwiczeń, bo, jak wyczytacie z rozpiski, te rozpoczęłam dopiero 11 lipca, ale mój umysł czuje się jednak o wiele lepiej, jeśli podsumowuje efekty według miesięcy kalendarzowych. 

Najpierw podaję program mojego treningu:

TRENING A (15 powtórzeń każdego ćwiczenia z wyjątkiem pkt. 6)

1) wznosy nóg z leżenia
2) wspięcia na palce obunóż 2x7,5kg
3) przysiady klasyczne z hantlami 2x7,5kg
4) wejście na ławkę z hantlami 2x7,5kg
5) wznosy z opadu 
6) pompki klasyczne max powtórzeń
7) podciąganie obciążenia wzdłuż tułowia, oburącz 1x7,5kg
8) pompki w podporze tyłem

TRENING B (jw., z wyjątkiem pkt. 1)

1) plank max czas 
2) martwy ciąg z hantlami 2x7,5kg
3) wykroki z hantlami 2x7,5kg
4) wiosłowanie hantelką 1x6,25kg
5) wyciskanie hantli leżąć 2x5kg
6) wyciskanie hantli stojąc na barki 2x5kg
7) uginanie przedramion (biceps) 2x5kg
8) wyciskanie francuskie stojąc 1x5kg

Jest to chyba najczęściej wybierany trening przez kobiety dopiero zaczynające przygodę z treningiem siłowym. Pochodzi z tego wątku na SFD, tam znajdują się również wszystkie jego zasady. Jeśli jesteście zainteresowane rozpoczęciem tego programu, zachęcam do przeczytania dyskusji pod rozpiską. W razie niepewności co do sposobu wykonywania ćwiczeń, polecam zajrzeć do atlasów ćwiczeń na kulturystyce bądź, co dla mnie było wygodniejsze, do kanału YouTube KFD

Tak treningowo wyglądał mój lipiec:


Przez cały ten okres wykonywałam po dwie serie ćwiczeń, od dzisiaj zaczynam robić trzy serie. Na pewno dokonam małych zmian w obciążeniu: zmniejszę wagę hantli w treningu A przy przysiadach i wchodzeniu na ławkę, żeby nie robić niepotrzebnych przerw i dołożę co nieco w treningu B przy wiosłowaniu i wyciskaniu francuskim. Zapytacie pewnie, dlaczego nie zmniejszyłam obciążenia wcześniej - odezwał się chyba mój upór i niechęć do zmian, na pewno też to, że skoro dałam radę dokończyć pierwszy trening z takim, to głupio było się cofać w następnych ;) 

Nie idźcie tą drogą, serio, obciążenie powinno być takie, by robić te 15 powtórzeń bez przerwy, a kilka ostatnich już ledwo-ledwo. Ja czasem musiałam przystawać w połowie. 

Jeśli chodzi o pozostałe treningi, szału nie ma, ale nie sądzę, aby przy mojej wadze był sens zbijania tłuszczu. Nie chcę zniknąć. W każdym razie 25 minut skakania na skakance było wykorzystane w pełną intensywnością, nie myślcie sobie, że się obijałam! ;)

EFEKTY

O efektach będę mówić za miesiąc, ale już teraz widzę, że coś się dzieje w moim organizmie. Nie tylko jestem silniejsza, ale i ciało zaczyna przybierać innych kształtów. Jest bardziej jędrne, pośladki są podniesione, a mięśnie brzucha lepiej widoczne. 

DIETA

Z odżywiania jestem zadowolona, miskę mam czystą i dużą, nie żałuję sobie mięsa, ryb, jaj, często wpada nabiał (mleko i twaróg), do tego chleb pełnoziarnisty smarowany masłem, owoce, płatki owsiane. Braki w białku uzupełniam odżywkami. Po rozpoczęciu siłowego tylko raz zdarzyło mi popełnić serię grzeszków - pojechałam do znajomych, gdzie uraczyłam się trzema kawałkami ciast (każdego chciałam spróbować ;)). Nie mam żadnego usprawiedliwienia, ale więcej grzechów nie pamiętam :)

Zauważam jednak, że w dni nietreningowe jem za mało. Nie lubię się obżerać i wpychać jedzenia na siłę, a to, co zjadam do momentu "już nie mogę", nie wypełnia mojego codziennego zapotrzebowania. Z drugiej strony są wakacje i poza treningami ruszam się naprawdę niewiele, bo nie mam po co i dokąd, więc jakoś się to wyrównuje.

W mojej diecie jest również za mało warzyw. Chętnie sięgam po ulubione banany i owoce sezonowe, ale z warzywami jest problem. Staram się zjeść codziennie choćby jedną porcję, ale to za mało. 

Cel na sierpień? PRZYTYĆ! Co mi po mięśniach w pośladkach, jeśli nie mają czego podnosić ;)