Dziś zapraszam na recenzję kolejnej pomadki o wyrazistym kolorze - Max Factor Colour Elixir. Może może stanie się elementem Waszego zimowego makijażu?
Max Factor, pomadka Colour Elixir
Gdzie? Rossmann, Jasmin, Hebe | Za ile? Ok. 40 zł / 4 g
OPAKOWANIE
Estetyczna szata graficzna zwraca na siebie uwagę, tym bardziej, że niewiele pomadek otrzymuje złote opakowania. Colour Elixir to +20 do łatwości odnalezienia go w gąszczu innych mazideł ;). Nazwa firmy jest wygrawerowana, więc na pewno nie zacznie się ścierać, numer odcienia jest już wymalowany/przyklejony, ale póki co, po kilku miesiącach użytkowania, nie odpadła z niego ani drobina.
Dodatkowy plus za rzecz niby oczywistą, a więc ukazany na dnie kolor szminki - w formie plastikowej kostki, z naniesionym wykończeniem (rzecz niespotykana w przypadku naklejek) i bliski temu faktycznemu. Do tego niuanse typu światłocienie układające się w X... Lubię takie szczegóły.
Istotne jest to, że pomadka ma naprawdę porządne zamknięcie na klik, samoistnie na pewno nigdy się nie otworzy. Jakości wykonania nie ma czego zarzucić, to jedna z porządniej wykonanych szminek w mojej kolekcji.
ZAPACH, KONSYSTENCJA
Zapach nie jest najmocniejszą stroną kosmetyku, przywodzi na myśl pomadki z dawnych lat, gdy producentom nie chciało się kombinować z formułami (w gorszym przypadku: najtańsze egzemplarze wystane gdzieś na półkach sklepów typu "wszystko po 4 złote"). W kolorówce nie szukam jednak zapachowych fajerwerków, a woń nie jest szczególnie mocna, więc mało wyrafinowana kompozycja mnie nie zraża.
Konsystencja jest dokładnie taka, jaką lubią nasze usta - lekka, kremowa, pomadka sunie po wargach niczym bobsleje po świeżo oddanym do użytku torze saneczkowym.
Recenzowany przeze mnie odcień to 853 Chili. Nazwa kojarzy mi się z intensywną, ciemną czerwienią bez jakichś niepotrzebnych domieszek, i taki zresztą kolor ujrzały moje oczy podczas męczenia rossmannowskiego testera. Światło dzienne ukazało prawdziwe oblicze tej pomadki, dość niespodziewane, ale nadal będące mi na rękę, bo taki kolor i tak prędzej czy później bym kupiła (a typowych czerwieni mam od groma).
Chili to mocna czerwień, owszem, ale ze sporą dawką różu, nawet fioletu. Ciężko oddać ten kolor na zdjęciach, zazwyczaj wychodzą o wiele za jasne.
Ciekawe jest wykończenie Colour Elixir, bo to była główna cecha, która zauroczyła mnie w tym egzemplarzu - subtelna perła. Bez drobinek, bez "bazarowego" efektu, po prostu klasyczne i estetyczne błyszczenie. W erze satyn i matów ta szminka jest godną różnicującą opcją.
Pigmentacja jest świetna, jedna warstwa wystarcza na dokładne i równe pokrycie warg kolorem, drugie pociągnięcie sztyftu pogłębia barwę do poziomu "najpierw wchodzą moje usta, potem ja".
DZIAŁANIE
Colour Elixir reklamowana jest jako seria nawilżająca i odżywiająca usta. Balsamu na pewno nie zastąpi (zwłaszcza w przypadku zniszczonych warg), ale nosi się świetnie, bo właściwie nie wysusza i nawet po kilku godzinach nie mam potrzeby dodatkowego nawilżenia, gdyż sama robi to w niewielkim, ale jednak, stopniu. Można nałożyć ją na zupełnie suche usta i nie uświadczymy z ich strony żadnego protestu, ale uwaga - lepiej, aby uprzednio pozbyć się suchych skórek, bo na pewno je podkreśli.
W ciągu dnia pomadka nie migruje poza kontur ust i wygląda dobrze nawet jeśli poskąpimy jej pomocy w postaci konturówki. Charakteryzuje się również niezłą trwałością. Być może nie wytrzyma całego dnia, ale przez kilka godzin możemy nosić ją w praktycznie niezmienionym nasyceniu. Kiedy zaczyna już schodzić, robi to z klasą, czyli równo, bez grudek i wchodzenia w załamania. Oszczędza nam również głupiego efektu "kolor na zewnątrz, skóra wewnątrz", kontrast ten jest bowiem zauważalny dopiero kiedy ktoś przyjrzy się bardzo dokładnie. Z odległości pięciu centymetrów.
Przede wszystkim - jeśli jej nie zmyjemy/zetrzemy na siłę, na ustach pozostanie cień koloru, czyli nigdy nie zostaniemy przypadkowo całkiem "nagie".
PODSUMOWANIE
Intensywny kolor, niecodzienne wykończenie, wygodne użytkowanie. Cena nieco ściera uśmiech z twarzy - z drugiej strony uważam, że jest współmierna do jakości. Poza tym... od czego są promocje? ;)
Mam się na co czaić w takim razie. Chociaż teraz lecą do mnie 2 szminki z make up revolution, zobaczymy jak one sobie poradzą.
OdpowiedzUsuńJa już do szminek z MUR się nie zbliżam, ostatnia bardzo zniechęciła mnie do firmy. Mam nadzieję że Ty trafisz lepiej :)
UsuńA które miałaś? :D
UsuńFusion - wspominałam o niej już tutaj: http://darwinscat.blogspot.com/2014/12/zakupy-z-dnia-darmowej-dostawy-opinie-o.html
UsuńPiękny kolor!
OdpowiedzUsuńJa jakos nigdy nie lubiłam używać szminki, ale chyba czas w końcu wypróbować :) Wesołych Świąt! :)
OdpowiedzUsuńWarto, ale ostrzegam że kiedy się zacznie, trudno przestać :D Wesołych! :)
Usuń