Olejowanie włosów jest dla mnie od kilku lat nieodłączną częścią pielęgnacji. Co prawda nie zawsze jestem w tym regularna, nie zawsze mam czas, ale staram się nałożyć jakiś olej przynajmniej raz na tydzień czy półtora tygodnia. Chętnie próbuję nowe rzeczy, bo nie znalazłam jeszcze takiego, który powodowałby u mnie efekt "wow" - do tej pory najlepiej sprawdzał się u mnie olej z oliwek - a ostatnio trafiłam na krewniaka słynnej już Amli Dabur - wersję Gold.
Dabur, Amla Gold, olejek do włosów
Gdzie? Talia24, Helfy, drogerie Jasmin | Za ile? 18-25 zł / 200 ml
OPAKOWANIE
Plastikowa butelka o pojemności 200 ml. Oleje powinny być generalnie przechowywane w ciemnym szkle, więc takie rozwiązanie mnie nie przekonuje, ale stabilności butelki czy jakości etykiet nie można niczego zarzucić. Butelka jest zakręcana, co niestety również nie do końca mi odpowiada, moim zdaniem lepiej sprawdziłaby się klapka. Otwór jest duży i niczym niezabezpieczony, więc należy uważać, by podczas aplikacji nie wylać zbyt dużo produktu.
ZAPACH I KONSYSTENCJA
Zapach jest dość specyficzny i na pewno nie każdemu przypadnie do gustu. Mnie kojarzy się z ropą naftową (parafina niby nie pachnie, ale...) w połączeniu z ziołową nutą. Dla mnie pachnie sztucznie i dusząco, w dodatku niestety utrzymuje się na włosach po zmyciu i przynajmniej przez cały następny dzień czuję się, jakbym dopiero co wróciła z platformy wiertniczej (afrodyzjak dla pracodawców?).
O konsystencji nie ma się co rozpisywać - olej to olej, niezbyt gęsty i nie za rzadki, więc rozprowadza się na włosach jak marzenie.
DZIAŁANIE
W porównaniu do tradycyjnej Amli, wersja Gold wzbogacona jest o olej z migdałów i hennę. (podstawowym składnikiem nadal pozostaje wyciąg z amli). Producent poleca swój produkt raczej do jasnych włosów, co ja odkryłam zabierając się dopiero za pisanie recenzji, bo na samym opakowaniu nie ma żadnej informacji na ten temat, a na półce sklepowej był jeszcze wariant Jasmine, już wyraźnie dla blondynek. Na Gold zdecydowałam się ze względu na dodatkowe działanie zapobiegające wypadaniu włosów.
Amla obiecuje nam nawilżenie, moc, blask i wszystkie inne pierdoły, które chcemy osiągnąć, kiedy sięgamy po kosmetyki do włosów. Niestety - w moim przypadku ciężko powiedzieć cokolwiek pozytywnego o tym olejku. Przede wszystkim już przy zmywaniu czuję, że włosy są sztywne i szorstkie. Żadna odżywka ani maska nie jest w stanie uratować tego, co musi nadejść po wysuszeniu czupryny. Włosy są sztywne, bez życia, nie układają się dobrze, są jednocześnie obciążone i sianowate. Wyglądają dokładnie tak, jakbym nie robiła z nimi nic poza umyciem w szamponie. A blask? Blasku ze świecą szukać. Niestety Amla Gold na moich falowano-kręconych włosach robi instalację godną sztuki współczesnej - czyli sporo bałaganu, który ma ukryć to, że autor cannot into art.
Jedynym plusem jest to, że olej stosunkowo łatwo się zmywa - ale w obliczu masakry, jaką funduje moim włosom, to naprawdę marne pocieszenie.
SKŁAD
PODSUMOWANIE
Być może Amla Gold sprawdzi się u osób z mniej porowatymi włosami. Ja nie planuję zużyć tego, co zostało, chyba że po zmieszaniu z innym olejem - w innym przypadku nie ma to sensu, bo moje włosy po tym produkcie wyglądają żałośnie i szkoda mi ich nawet męczyć tak niedopasowaną mieszanką.
Moge zapytac czy stosowalas kiedys olejek kokosowy i jesli tak - co na to Twoje wlosy ? Nie wiem jak porowate mam wlosy i szukam wlosowej siostry :-)
OdpowiedzUsuńKokosowy sprawdził się u mnie źle, ale - ten z Vatiki. Potem używałam odżywki Oil Medica i efekty były dużo lepsze (recenzja jest na blogu). Było to jednak parę lat temu i teraz moje włosy są w lepszej kondycji, więc chciałabym zrobić powtórkę i zobaczyć, jak spisze się u mnie czysty kokos.
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńGreat! Love it!
OdpowiedzUsuńMaybe we could follow each other?