Letnie miesiące minęły mi na powtórce z treningu, który opisywałam tutaj i hejtowałam tutaj. Myślałam, że inne warunki (mniej ruchu, więcej snu) przyniosą mi lepsze rezultaty, więc dałam tamtemu planowi drugą szansę, ale niestety. Dolna część ciała negatywnie reaguje na podobne eksperymenty.
Zainteresował mnie trening opisywany w wakacyjnym numerze KiF Sport. Jest to trening przeznaczony głównie na wzrost siły (a "skutkiem ubocznym" jest rozwój mięśni), co w mojej obecnej sytuacji, gdy od kilku miesięcy widzę zastój w swoich możliwościach, będzie jak znalazł. Nie wiem, jak długo dam radę go wykonywać, bo jednak zarzucanie sztangi na barki wymaga więcej siły niż zrobienie przysiadu przy danym ciężarze, ale najważniejsze to próbować.
Plan jest następujący:
Przewiduje on ćwiczenia trzy razy w tygodniu. Jak widać, jest bardzo prosty i zakłada zwiększanie ciężaru na każdej sesji o 2,5 kg (poza martwym ciągiem, tu o 5 kg). Treningi rozpoczyna się z 50% ciężaru, z jakim można wykonać dane ćwiczenie.
Przykładowo, jeśli jestem w stanie wykonać maksymalnie pięć przysiadów z ciężarem 40 kg, na pierwszym treningu zakładam na sztangę 20 kg i robię pięć serii po pięć powtórzeń. Dwa dni później na sztandze ląduje już 22,5 kg i tak dalej. Taki program pozwala na stopniowy, ale nieunikniony rozwój siły (przypomina się tu opowieść o żabie wsadzonej do garnka z zimną wodą, która jest powoli podgrzewana, tak że żaba nie może wyczuć momentu, w którym powinna wyskoczyć, by się nie ugotować).
Trzymajcie kciuki za pomyślny rozwój wypadków!