1. Baza pod makijaż Inglota. Jestem jej wierna od kilku dobrych lat. Znakomicie wygładza, zmniejsza widoczność porów, matuje i znacząco przedłuża trwałość makijażu. Jest bardzo wydajna, wystarcza na cztery-pięć miesięcy regularnego stosowania.2. Podkład Inglota – kolejny ulubieniec. Używam odcienia numer 41 (bodajże drugi w kolejności – 40 byłby najlepszy jeśli chodzi o jasność, ale jest chłodny, a moja cera charakteryzuje się ciepłymi tonami). Ładnie dopasowuje się do koloru skóry, dobrze kryje, całkiem nieźle matuje. Nie zdarzyło mi się, aby się zważył, chociaż stosuję go od kilku lat. Lubi spłynąć w wysokich temperaturach, cóż, jestem w stanie mu to wybaczyć. Podobnie jak baza, jest diablo wydajny.3. BB krem Hot Pink Skin79. Używam go naprzemiennie z Inglotem. Opisywałam go już tutaj. Dobrze kryje, ma semi-matowe wykończenie, i co najważniejsze, zawiera filtry UV – co prawda tylko 25SPF, ale jednak.
4. Salmon Concealer SkinFood – powiem szczerze, że mam go już dość, ale dna ciągle nie widać ;) Postanowiłam sobie, że nie kupię innego, dopóki nie skończę tego (chyba, że wcześniej się zepsuje). Wszystko co mogłam o nim napisać, wylądowało tutaj.
5. Kredka do oczu Essence – jak widać używam głównie czerni. Stosuję ją na górną linię wodną, optycznie zagęszcza rzęsy i nadaje makijażowi nieco wyrazu. Ponieważ siłą rzeczy jej trwałość na linii wodnej jest mniejsza niż na powiece, trudno mi ją ocenić. Tak czy inaczej, póki nie trze się oczu, potrafi wytrwać cały dzień w dobrym stanie.
6. Tusz the Colossal Volum’ Express Maybelline, wodoodporny – pisałam już o nim w tej recenzji. Chyba nie muszę niczego dodawać – dla mnie idealny.
Opcjonalnie dodaję na powiekę cienie:
7. Oh De Prep, Essence – z limitowanki A New League. Jego dni są już chyba policzone (swoją drogą jego pojemność w stosunku do trwałości – 6 miesięcy – to lekka pomyłka), ale w zapasach mam jeszcze jeden. Ładny, miedziany kolor, z którym doskonale się współpracuje.8. Zdarza mi się sięgnąć po trójki Sensique (chociaż korzystam z dwóch kolorów - matowe brązy są uniwersalne).9. Sand Francisco Miss Sporty – cień o haniebnej trwałości i pigmentacji, ale używam go niekiedy do rozświetlenia wewnętrznego kącika oka.
10. Puder Stay Matte Rimmel – jak znajdę swój ideał, to się go trzymam – ten puder jest kolejnym takim ideałem. Matuje na wiele godzin, dobrze dopasowuje się do koloru skóry, nie daje efektu „mąki” na twarzy. Nawet stosowany samodzielnie może zakryć niewielkie zaczerwienienia.
Na usta zazwyczaj nakładam Carmex (11) w tubce. Nie dość, że pielęgnuje jak żaden inny balsam, to jeszcze nabłyszcza usta jak żaden błyszczyk ;) Czasami mam jednak ochotę na trochę koloru, zazwyczaj wybieram wtedy:
12. Pomadko-błyszczyki Celii, które posiadam w liczbie dwóch sztuk o numerach 509 i 513. Nie wysuszają ust, dobrze się rozprowadzają, dość łatwo można kontrolować nasycenie koloru. No i ładnie pachną :)
Czy któreś z tych produktów znajdują się w Waszej podstawowej kosmetyczce? Co o nic sądzicie?