Przedstawionego poniżej tuszu używam od dawna. Myślę, że
minimum dwa i pół roku. Nie wiem, ile opakowań zużyłam – grunt, że mam zamiar
zużyć ich jeszcze więcej! Moja przygoda z nim zaczęła się przypadkiem –
najpierw kupiłam niewodoodporną wersję (tę z fioletowymi napisami) i byłam tak
zadowolona, że gdy się skończyła, chciałam kupić kolejne opakowanie. Niestety
trafiłam na jakąś wielką promocję i tym samym na puste półki; ostało się
jedynie kilka tuszy w wersji wodoodpornej i chcąc nie chcąc włożyłam jeden do
koszyka. Nie spodziewałam się, że ten zakup niejako z przymusu zamieni się w
całkiem poważną relację ;)
Maybelline, Colossal Volum` Express Waterproof
WEDŁUG PRODUCENTA
Żel zawarty w formule maskary Colossal zwiększa objętość, wielopoziomowa szczoteczka dokładnie rozczesuje i nadaje rzęsom pożądany kształt. Żadna inna maskara nie osiągnie takiego efektu - 7x większa objętość rzęs, a formuła z kolagenem wzmacnia rzęsy. Formuła ColoSSal Volum` Express i opatentowana budowa szczoteczki pogrubiają rzęsy bez pozostawiania grudek. Dzięki wodoodpornej formule wytrzyma każdą szaloną kąpiel w basenie.[od wizaz.pl]
OPAKOWANIE
Kolor wyrazisty, żeby nie powiedzieć żarówiasty. Design
elegancją nie grzeszy i trudno powiedzieć, czy mi się podoba, ale pewne jest,
że w przepastnej kosmetyczce trudno ten tusz zgubić. Napisy jak widać ścierają
się, ale po pierwsze, mój egzemplarz ma już grubo ponad pół roku i przebył
niezliczoną ilość kilometrów w różnych warunkach, a po drugie, robią to całkiem
ładnie – wydaje mi się, że takie gradientowe ścieranie wygląda lepiej niż
odpadanie kawałków farby jak w przypadku niektórych produktów. Po tak długim
czasie zarówno nazwę, jak i opis z tyłu nadal da się odczytać.
Samo opakowanie jest solidne. Dobrze się zakręca, dzięki
zagłębieniu pod nakrętką trudno się umazać, jeśli nie trafimy szczoteczką do
butelki, tylko obok. Nic złego się z nim nie dzieje, nigdzie nie pękło, nic nie
odpadło.
Szczoteczka jest dość duża, o długich włoskach. Legendy
mówią, że jest żółta, ale ja nawet po tylu miesiącach użytkowania nie jestem w
stanie tego zweryfikować :)
Pojemność tuszu to 10ml.
4.5/5
ZAPACH, BARWA, KONSYSTENCJA
Zapach można poczuć, kiedy przysuniemy szczoteczkę do nosa.
To trudna do określenia woń kosmetyczna, ale tak delikatna, że wspominam tu o
niej jedynie z przyzwoitości.
Kolor czarny. Jest to typowa, zwyczajna czerń, nie ma się
nad nią co rozwodzić. Na rzęsach na pewno nie będzie ani szara, ani
niewiarygodnie głęboko czarna.
Konsystencja – na początku dość rzadka, przez pierwsze dni
można zrobić sobie krzywdę zbyt dynamicznym prowadzeniem szczoteczki, ale
szybko się „dostosowuje”. Potem jest tylko lepiej. W tym miejscu muszę
zaznaczyć, że nawet mimo upływu terminu ważności tusz nadal idealnie nadaje się
do malowania. Nie zasechł i nie potrzebuje reanimacji w postaci zanurzania
szczoteczki we wrzątku. Owszem, jest dość gęsty, ale cały czas sprawdza się
dobrze i nie skleja rzęs.
5/5
DZIAŁANIE
Nakładanie wymaga wprawy. Szczoteczką trudno operować w
kąciku oka, a dolne rzęsy należy traktować ze szczególną ostrożnością, inaczej dostaniemy
ciemny cień na dolnej powiece gratis. Mimo to za każdym razem aplikacja sprawia
mi przyjemność :) Lubię to, jak tuszem można korygować kierunek ułożenia rzęs.
Tusz fantastycznie pogrubia (ale raczej nie do 7 razy, jak
sugeruje producent) i wydłuża rzęsy. Nie tworzy grudek, chyba że się naprawdę
BARDZO się o to postaramy. Mi się „udawało” czasami grudki uzyskać, ale stawało
się to dopiero po nałożeniu przesadnej liczby warstw. Rzęs nie sklei choćby nie
wiem, co.
Nie kruszy się, nie ściera. Zasycha szybko i nie trzeba się
martwić, że rzęsy odbiją się nam na policzkach. Ale! Nie polecam kichać zaraz
po aplikacji ;)
Trzyma się naprawdę długo. Owszem, po 8-9 godzinach nie
będzie dawał efektu identycznego jak minutę po nałożeniu, ale nadal znakomicie
podkreśli oko. Całonocne imprezy nie są mu straszne.
I rzeczywiście jest wodoodporny. Można bez strachu wyjść z
nim na deszcz czy śnieg, a nawet na basen. Grunt to nie przecierać oczu, póki
są wilgotne. Ulewy może nie przetrwa bez szwanku, ale z całą pewnością nie
spłynie nam z twarzy strużkami.
Zmyć go trudno. Dobra dwufazówka daje sobie radę, ale żeby rzęsy
dokładnie oczyścić, potrzeba trochę czasu. Z drugiej strony – ilość nakładanego
przeze mnie tuszu jest spora, przy jednej warstwie nie powinien sprawiać
problemów.
W przypadku tuszu najlepszym świadectwem jego działania są
zdjęcia:
Przed nakładaniem tuszu dość długo posługiwałam się szczoteczką do rozczesywania rzęs, która dawała jeszcze lepsze efekty. Niestety zgubiłam ją i do tej pory nie zdążyłam zaopatrzyć się w nową. Powyższe zdjęcia pokazują więc efekty stosowania dość starego tuszu bez wcześniejszego rozczesania rzęs - według mnie, nadal bardzo dobre.
Góra, lewa: bez tuszu.
Góra, prawa: jedna warstwa
Dół, lewa: dwie warstwy
Dół, prawa: szaleństwa panny Cassidy, czyli już nawet nie liczę.
Poczekajcie, niech no otworzę kolejne opakowanie!
15/15
SKŁAD
Brak informacji.
WYDAJNOŚĆ
Termin przydatności do użycia producent określa jako 6
miesięcy od otwarcia. Otóż nie da się wykorzystać całego tuszu w ciągu tego
czasu. Maluję rzęsy bardzo mocno, a tusz jest dla mnie podstawowym – czytaj:
najczęściej nakładanym – kosmetykiem do makijażu, więc siłą rzeczy jego zużycie
plasuje się u mnie na wysokim poziomie. I mimo iż podczas wakacji używałam go
rzadziej, łączny czas regularnego użytkowania wynosi w tym momencie co najmniej
pięć miesięcy, a do dna wciąż jest jeszcze kawałek.
5/5
DOSTĘPNOŚĆ
Tusz znajdziemy w większości drogerii. Mimo, że Maybelline ciągle dokłada nowe rodzaje, ten, chociaż premierę miał dawno, nadal jest dostępny w ich szafach.
5/5
CENA
Ok. 28zł. Często można spotkać go w promocji, dla mnie
jednak nawet standardowa kwota w stosunku do jakości i wydajności jest bardzo
atrakcyjna. To, że nie zawsze mnie na niego stać - jest zupełnie inną kwestią ;)
5/5
SUMA PUNKTÓW: 34.5/35
Ocena w przypadku tego tuszu była jedynie formalnością :) jak ulubieniec, to ulubieniec!
Jak widać w kolejce czeka na mnie jeszcze jeden nieotwarty
egzemplarz, więc mam przed sobą kolejne miesiące zabawy z Colossalem. Mam nadzieję, że
mimo kolejnych tuszowych nowości od Maybelline, ten nie zostanie wycofany.
Chociaż czytałam o wielu tańszych tuszach zachwalanych tak samo, jak nie
bardziej, przez blogerki, nie mam ochoty zdradzać swojego ulubieńca. Owszem, próbować zawsze można, ciekawi mnie na przykład żywa legenda, czyli 2000 Calorie od Max Factor, czy tusze Essence, ale na razie - kontynuuję związek z tym.
Uwielbiam twoje recenzje, niczego nie pominiesz ;) Kto wie, może powinnam spróbować ...
OdpowiedzUsuńDziękuję, naprawdę bardzo miło to słyszeć! :)
Usuńja używam tego różowego, miałam zółty i jakoś mi nie przypasował :)
OdpowiedzUsuńRóżowy czyli Falsies?
Usuńja jestem fanką tuszu z Max Factor, który niestety jest dwa razy droższy :P więc może czas wypróbować coś, co nie zniszczy mi portfela ;O
OdpowiedzUsuńMój portfel odczuwa ból nawet przy kupowaniu tego, ale że starcza na długo, to nie narzekam. Spróbować warto :)
Usuńszkoda, ze mam sztuczne rzesy bo bym wyprobowala ten tusz :)
OdpowiedzUsuń