środa, 15 kwietnia 2015

Pharmaceris T, krem nawilżająco-kojący SPF 30

O kremach z kwasem migdałowym firmy Pharmaceris wypowiadałam się pozytywnie niezliczoną ilość razy. Kiedy skończył mi się więc używany na dzień Sylveco, a Słońce zaczęło mocniej przygrzewać, bez większego zastanowienia sięgnęłam po krem nawilżająco-kojący z tej samej serii co "procenty". Jak się u mnie spisał? Dowiecie się z recenzji :)

Pharmaceris T, krem nawilżająco-kojący, SPF 30

Gdzie? Apteki, Superpharm | Za ile? Ok. 35 zł / 50 ml


OPAKOWANIE 

Jakie jest, każdy widzi - czyli tubka. O wiele bardziej wolę opakowania z pompką, takie jak mają kremy z kwasem, te są bowiem dużo wygodniejsze i bardziej higieniczne. Ten krem być może został wtłoczony w taką formę z uwagi na swoją gęstość (o czym niżej), szkoda tylko, że producent jako zamknięcie wybrał nakrętkę, a nie klapkę. 

Narzekam, narzekam, ale w gruncie rzeczy nie jest aż tak źle. Przez otwór wydobywa się w wnętrza łatwa do kontrolowania ilość produktu, a nadruki się nie ścierają. 

ZAPACH I KONSYSTENCJA

Kosmetyk ma wyraźnie wyczuwalny, ale nie drażniący nosa cytrusowy zapach.

Gęstą, ciężką i tłustawą konsystencję kremu wymusza obecność filtrów SPF 30 w składzie. Na szczęście rozprowadzenie produktu nie nastręcza żadnych trudności. 

DZIAŁANIE

Pharmaceris, jak to krem z filtrem, wymaga po aplikacji kilku minut zostawienia go w spokoju, by mógł się wchłonąć. Nie bieli i nie zostawia tłustej warstwy, jedynie delikatny film. Podkład nałożony na taką bazę utrzymuje się tak samo długo jak zastosowany na kosmetyki pozbawione filtrów. Twarz jest sucha w dotyku i jedyne co może zdradzać, że nałożyłyśmy pod makijaż tłusty kosmetyk, to nieco większe świecenie się skóry - na szczęście na tyle estetyczne, że jeśli nie jest się fanem 100% matu, nie powinno się wpaść w panikę. W moim przypadku wystarczy jedna poprawka pudrem matującym w ciągu dnia, żeby do samego wieczora nie mieć problemu z robieniem za Księżyc. 

Opisywany jako nawilżający i kojący faktycznie te funkcje spełnia. Skóra czuje się z nim jak pod pierzynką, jest miękka, gładka, pozbawiona uczucia napięcia i podrażnień. 

Praktycznie jedyną jego wadą jest to, że dla mojej cery wydaje się za ciężki i mimo obietnic producenta - jednak trochę zapycha pory. 


SKŁAD
Aqua (Water), Ethylhexyl Methoxycinnamate, C12-15 Alkyl Benzoate, Cetearyl Glucoside, Diethyloamino Hydroxybenzoyl Hexyl Benzoate, Pentylene Glycol, Glycerin, Cyclopentasiloxane, Ethylhexyl Triazone, Cyclohexasiloxane, PEG-100 Stearate, Cetyl Alcohol, Methylene Bis-Benzotriazolyl Tetramethylbutylphenol (nano), Sodium Polyacrylate, Dimethicone, Inulin, Hydroxyethyl Urea, Propylene Glycol, Lonicera Caprifolium (Honeysuckle) Flower Extract, Allantoin, Mandelic Acid, Polysilicone- 11, Decyl Glucoside, Alpha-Glucan Oligosaccharide, Lonicera Japonica (Honeysuckle) Flower Extract, Urea, Ammonium Lactate, BHA, Salvia Officinalis (Sage) Extract, Ethanoloamine, Xanthan Gum, Salix Alba (Willow) Bark Extract, Diethanolamine, Sodium Benzoate, Potassium Sorbate, Parfum (Fragrance)
Na zielono filtry, na niebiesko substancje nawilżające, na fioletowo - kojące. 

PODSUMOWANIE

Jeżeli szukacie kremu, który jednocześnie nawilży Waszą skórę i zapewni jej wysoką ochronę przeciwsłoneczną, to ten kosmetyk może okazać się strzałem w dziesiątkę. Stanowi dobre uzupełnienie kuracji przeciwtrądzikowych, ale nawet osoby z bezproblemową cerą powinny go polubić.

sobota, 4 kwietnia 2015

Ulubieńcy marca 2015

Dzisiaj krótko, bo ani nie szalałam ostatnio z kosmetykami, ani zbyt wiele nie podbiło mojego serca. Oto najlepsi z najlepszych w marcu. 


Receptury Agafii, balsam do włosów na kwiatowym propolisie - produkt chyba już kultowy w blogosferze. Na początku się nie polubiliśmy, myślałam że będzie to jeden z gorszych produktów, jakich kiedykolwiek używałam, ale przed wydaniem ostatniego zdania musiałam porządnie go przetestować. I stała się rzecz dziwna, nagle moje włosy ten balsam pokochały. Po jego użyciu są lejące, ale lekkie, gładkie i miękkie, lśnią i układają się bajecznie, praktycznie bez żadnego wysiłku wkładanego z mojej strony. Nie zauważyłam niestety większej objętości, co obiecuje producent, ale na szczęście nie ma też obciążenia. Teraz sięgam praktycznie tylko po ten balsam. Trzymam go zazwyczaj nieco dłużej niż 1-2 minuty, ale nawet po tym czasie efekty są zadowalające. Plusem jest również cena - 18 zł (a jeszcze trafiłam na promocję) za 600 ml.


Sylveco, łagodzący krem pod oczy - kosmetyki Sylveco mają u mnie plusa już na starcie za naturalne składy pozbawione zapychaczy i brak obietnic producentów odnośnie użycia jakiegoś składnika, którego w rzeczywistości prawie nie ma. Powyższy krem pod oczy jest bardzo lekkim, bezzapachowym kosmetykiem, którego używam najczęściej jedynie na noc, nakładając, zgodnie z obietnicami producenta, nieco grubszą warstwę. Wydawało by się, że lekkość nie może zapewnić odpowiedniej pielęgnacji, ale nic bardziej mylnego - skóra jest idealnie nawilżona i miękka. Co ważne, krem nie powoduje pieczenia oczu. 


Fantastyczny duet produktów SheFoot! Duże, gęsto upakowane drobiny w peelingu naturalnym składają się z pestek oliwek, łupin migdałów i orzechów macadamia i gwarantują porządne ścieranie. Zatopione są w zwartym żelu o nieco kremowej konsystencji, dzięki czemu produkt nie fruwa po całej łazience podczas aplikacji. Już po samym tym zabiegu stopy są miękkie i nawilżone, ale nie byłoby pełnej pielęgnacji bez kremu. Ostatnio używałam odżywczego kremu, który choć działał, irytował mnie zbyt intensywnym zapachem. Krem na pękające pięty na szczęście pachnie o wiele subtelniej i nie tak słodko, a w dodatku działa jeszcze lepiej. Solidnie nawilża i regeneruje, a pięty, moja bolączka, są w końcu w bardzo dobrym stanie - gładkie i miękkie.

Używałyście któregoś z tych produktów?