Pokazywanie postów oznaczonych etykietą luksja. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą luksja. Pokaż wszystkie posty

czwartek, 2 lipca 2015

Projekt denko - czerwiec


Czas na denko! Już miałam pisać, że chcę uczynić z tych wpisów prawdziwy projekt denko, polegający na stopniowym pozbywaniu się kosmetyków i ograniczaniu ich ilości, ale spojrzałam prawdzie w oczy - wiem, że ciężko będzie mi to osiągnąć ;). Wiem natomiast, że to ostatni wpis w takiej formie, następne denko będzie nieco zmienione - ale o tym następnym razem.


Moje stopy są niestety bardzo wymagające, bo i dużo muszą znosić - przysiady czy martwe ciągi z dużym obciążeniem to spore wyzwanie nie tylko dla mięśni, które pracują w danym ćwiczeniu. Przerzucanie setek kilogramów podczas jednego treningu sprawia, że skóra na stopach szybko twardnieje i robi się gruba - mało co jest więc ją w stanie zadowolić.

Bielenda, Happy End, krem do stóp i pięt z mocznikiem - gęsta, treściwa, dość lepka formuła dawała nadzieję na bardzo dobry produkt. Niestety, Happy End okazał się średniakiem. Nawilżał i zmiękczał doraźnie, pięty w ogóle nie reagowały na jego obecność. Gdybym nie miała problemów ze stwardniałą i przesuszoną skórą, pewnie byłabym zadowolona, ale większym wymaganiom nie daje rady. Nie kupię ponownie. 

FussWohl, krem do peelingu stóp - dobry peeling, ale uwaga - nie na stopy. Jest bardzo delikatny, drobinki są małe, nie jest ich jakoś zatrważająco dużo. Jako peeling do ciała spełniłby swoje zadanie, niestety moje stopy potrzebują czegoś więcej niż subtelnego miziania. Wydajność przeciętna. Nie kupię ponownie. 


Eveline, Slim Extreme 4D, intensywne serum powiększające i poprawiające strukturę biustu Mezo Push-Up - jak to u Eveline, miliard czasowników, przymiotników i dziwnych nazw, nie wiadomo na czym oko zawiesić. To serum miało być, jak zgaduję, turboulepszoną wersją klasycznego serum do biustu (którego nałogowo używam). Niestety, lepsze jest wrogiem dobrego. Nie zauważyłam, aby to serum ujędrniało czy jakoś kształtowało biust. Powiększenie? Też niekoniecznie. Poza tym konsystencja przypadła mi go gustu mniej niż ta "ubogiej" wersji, ponieważ jest bardziej klejąca i jakby nie do końca gładka. Nie kupię ponownie. 

Alterra, szampon do włosów z kofeiną - opisywałam go już w ulubieńcach maja i nie zmieniam zdania. Bardzo dobry, delikatny szampon, który nie plącze i nie wysusza włosów. Kupię ponownie. 


Bielenda Pharm, Trądzik, Antybakteryjny tonik normalizujący - bardzo dobrze oczyszcza i odświeża skórę, nie pozostawiając na niej tłustej warstwy. Traktuję go jako dodatek do kremu z kwasem migdałowym i nie oczekuję od niego samodzielnego działania, a jedynie pomocy w walce z niedoskonałościami i tu sprawdza się jak trzeba. Kupię ponownie.  


Marion, dwufazowy delikatny płyn do demakijażu oczu - z reguły jestem zadowolona z kosmetyków tej firmy, jednakże ten płyn jest wyjątkiem. Kompletnie nie radzi sobie z makijażem wodoodpornym, z tradycyjnym zaledwie jako-tako, demakijaż wydaje się trwać wieki. Ponadto podrażnia. Dodajmy do tego bardzo słabą wydajność i już wiem, że nie kupię go ponownie. 


Isana, krem do ciała oliwkowy - kremy z serii "słoje 500 ml za dychę" są na mojej półce od dawna, bo poza dużą pojemnością i niską ceną cechują się także świetnym działaniem. Oliwkowy jest moim ulubionym - jest gęsty jak ten z masłem shea, ma natomiast zapach o wiele bardziej pasujący do ciepłej pory roku (chociaż trzeba się do niego przyzwyczaić - mnie oliwkowy aromat na początku nieco przeszkadzał, teraz przestałam zwracać na niego uwagę). Nawilża i zmiękcza na długo, zostawia na skórze nietłusty film. Myślę, że nawet posiadaczki suchej skóry będą z niego zadowolone. Kupię ponownie. 


Luksja, płyn do kąpieli, Golden Desire - te płyny Luksji kupuję od dawna, bo łączą cechy kosmetyku kąpielowego idealnego: dużą pojemność, niską cenę, bogaty, pozbawiony sztucznych nut zapach, doskonałą wydajność i zdolność tworzenia gęstej piany. Golden Desire to zapach słodki, trochę orientalny - według producenta to połączenie ambry i czerwonej mandarynki - powiedziałabym nawet, że nieco męski. Uzależnia i uwodzi. Na pewno kupię ponownie. 

***

Znacie te produkty, używałyście ich? 

sobota, 5 lipca 2014

DENKO - kwiecień, maj, czerwiec

Wracam do Was po nieco dłuższej przerwie z całą masą pomysłów na posty. Sesja wymaga ofiar, w tym przypadku stał się nią mój blog, ale zaliczyłam wszystkie przedmioty, więc mam parę chwil wytchnienia. 


Dzisiaj post na rozgrzewkę, czyli denko - trzymiesięczne, czyli z kwietnia, maja i czerwca. Długo go nie było, ponieważ nie chciałam zamieszczać denka z kilkoma tylko produktami, które na dodatek już wcześniej recenzowałam. Szału i tak nie ma, ale część produktów zostawiam na planowany wkrótce post, więc... cierpliwości :) 


Trójca filtrów:

Ziaja Med, przeciwzmarszczkowy krem do twarzy SPF 50+ - lekka, nietłusta, niebieląca, o wyraźnie nawilżającym działaniu. Zachęcająca cena - niecałe 20 zł. Wady? Świecenie się skóry i całodzienna klejąca warstwa na twarzy oraz wyraźnie zmniejszona trwałość makijażu (dotkniesz i leci). Mimo wszystko uważam, że można wypróbować i ja tego kremu nie skreślam całkowicie. Więcej tutaj.

Dermedic, Sunbrella, krem ochronny SPF 50+ - ponoć do skóry tłustej i mieszanej. Ponoć. Niesamowicie tłusty, zostawia na twarzy okropny, nigdy nie wchłaniający się film, do tego bieli, więc solo wygląda bardzo nieciekawie. Przy odrobinie uporu makijaż na nim będzie wyglądał dobrze i utrzyma się długo, ale wrażenia "ciężkiej twarzy" i świadomości obecności czegoś dodatkowego pozbyć się nie da. Plusy? Nie zapycha. Najgorszy spośród tu opisywanych. Nie kupię ponownie. Więcej tutaj

Vichy, Capital Soleil, emulsja matująca SPF 50+ - mój ulubieniec. Szybko się wchłania, nie pozostawia klejącej warstwy, twarz nie świeci się po niej zbyt mocno, a makijaż utrzymuje bez problemu. Przy Vichy można zapomnieć, że nałożyło się filtr. Emulsja może jednak zostawiać delikatne białe smugi, jeśli nie rozprowadzi się jej wystarczająco szybko i dokładnie. Cery tłuste najprawdopodobniej zapcha. Kupię ponownie. Ba - już kupiłam, właśnie używam filtru w nowej szacie graficznej. Pełna recenzja tutaj


L'biotica, Biovax, intensywnie regenerująca maseczka do włosów suchych i zniszczonych - po zachwytach nad maską do włosów osłabionych postanowiłam zainwestować w kolejny słój stajni - padło na tę maskę, i to, olaboga, w powiększonym opakowaniu! Nie wiem, co mnie podkusiło. Produkt kupiłam w październiku, zużyłam w czerwcu, co nie świadczy bynajmniej o jego wydajności. Po prostu nie lubiłam jej używać... Maseczka była przeciętna. Właściwie tylko wygładzała włosy, nie zauważyłam poprawy ich kondycji. Zdarzyło mi się ją zostawić na włosach na około 20 minut i efekt był gorszy niż wtedy, kiedy spłukiwałam ją po pięciu - włosy bowiem wyglądały tak jakbym niczego na nie nie nakładała! Nie kupię ponownie. 

Alterra, maska do włosów "Granat i Aloes" - należy do moich ulubieńców i praktycznie zawsze stoi w mojej łazience. Dobrze wygładza i zmiękcza włosy, sprawia, że po myciu błyszczą i świetnie się układają, są dociążone, ale nie klapnięte. Do tego ma piękny zapach i kosztuje niewiele. Pomyśleć, że kiedyś jej nie lubiłam! Kupię ponownie. A potem znowu. I znowu. 



Luksja, płyn do kąpieli "Caramel waffle" - płyny Luksji to stały element wyposażenia mojej łazienki. Piękne zapachy, duża pojemność, niska cena, dostatecznie duża piana, myją jak należy. Ciężko znaleźć wady. Zapach karmelu jest tutaj tak naturalny i wyraźny jak w innych wariantach zapachowych, chociaż nie przebija siłą wersji czekoladowo-pomarańczowej. Fani słodkości będą zachwyceni! Kupię ponownie.

Alterra, olejek do masażu "Migdał i Papaja" - olejki Alterry są wielofunkcyjne! Włosy, ciało, dłonie, paznokcie? W każdej roli sprawują się świetnie. Moje włosy preferują mieszanki olejów i to właśnie ten wariant najlepiej im służy - są błyszczące i ładnie się układają. Stosowany na ciało produkt dobrze je pielęgnuje, czyniąc gładkim i miękkim. Użyty jako maska na dłonie na noc nawilża, wygładza i łagodzi podrażenienia. Olejowanie paznokci pozwala z kolei wzmocnić je i poprawić ich wygląd. Do tego wszystkiego cudowny zapach, który zachęca do regularnego używania. Kupię ponownie


Bania Agafii, błyskawiczna maska do włosów - szał na rosyjskie kosmetyki trochę już osłabł, ale w końcu dotarł i do mnie. To jeden z jego owoców. Dużą zaletą tych produktów są w większości naturalne składy, pełne ekstraktów i olejów, a to wszystko za niewygórowaną cenę. Ta saszetka o pojemności 100 ml wbrew pozorom wystarcza na dość długo. Efekty mnie zadowoliły - chwila moment, a włosy są gładsze, bardziej miękkie, wyglądają zdrowo.  Maska jest ok, nie stanie się moją ulubioną, ale użytkowanie wspominam pozytywnie. Na pewno sięgnę po inne kosmetyki tej firmy, nie "błyskawiczne" - wybór jest tak ogromny, że szkoda nie próbować!

La Roche-Posay, Effaclar Duo [+] - pastwiłam się nad nim już w tej recenzji. Właściwie to nie jest zły kosmetyk - bronił moją twarz przed najazdem wyprysków, utrzymywał gładką, w dobrej kondycji. Wyraźnie też zmniejszył wydzielanie sebum. Za jego kadencji jednak obecne były jednak małe grupki podskórnych krostek oraz kilka większych wulkanów, więc nie poradził sobie z problemem w 100% (chyba wiedział, że go nie pokochałam, bo na kilka dni przed zdenkowaniem dość porządnie mnie wysypało, bez żadnego powodu). Do tego kilka innych kwestii, które sprawiły, że twarzy daleko było do ideału. Cudów nie wymagam - ale za taką cenę spodziewałam się doskonałego kosmetyku, który zostawia w tyle tańsze alternatywy. Jeśli jednak mogę zapłacić 40 zł zamiast 60 i mieć podobny efekt, to sorry LRP - Effaclara nie kupię ponownie. Plus za to, że wydajność jest naprawdę świetna. 

L'oreal, Ideal Soft, Oczyszczający płyn micelarny - ten micel jakiś czas temu szturmem podbił blogosferę - był wszędzie, wraz z pozytywnymi recenzjami. Pomyślałam że warto spróbować... Cóż, po czasie wiem, iż nie bardzo. Micel jak micel, szybko i dokładnie zmywał makijaż, nie podrażniał oczu i nie pozostawiał klejącej warstwy, ale miał trochę kłopotów z wodoodpornym tuszem. Nie mam pojęcia, skąd wzięła się jego popularność, bo według mnie nie wyróżnia się niczym szczególnym. Używało się przyjemnie, ale nie aż tak, aby do niego wracać, tym bardziej, że wydajnością nie grzeszył i skończył się zanim zorientowałam się, że wydałam na niego pieniądze. 

Farmona, Tutti Frutti, peeling do ciała "Melon i arbuz" - mały ale wariat - tak mogłabym krótko opisać ten produkt. W niepozornej butelce czyha mocny zdzierak o bajecznym zapachu. Więcej w recenzji tutaj. Kupiłam ponownie, w innej wersji zapachowej, która wymiata jeszcze bardziej! Mój ci on, innego nie potrzebuję. 

***

Używałyście tych produktów? Jak wrażenia?

poniedziałek, 31 marca 2014

Minirecenzje denkowe: luty i marzec


W lutym zużyłam niewiele, więc zamiast na siłę tworzyć post z dwoma kosmetykami na krzyż, postanowiłam poczekać i dodać denka do tego, co wykończyłam w marcu. Wyszło tego sporo i przyznam że nie wszystko jest tutaj ukazane - są produkty które mam zamiar opisać w innym poście, gdzie będą bardziej pasować. Nie chcę wybiegać przed szereg, uwzględniając je tutaj.




Joanna, Naturia, Peeling myjący z truskawką - peeling Joanny zrecenzowałam kiedyś pozytywnie, więc z uwagi na to - i na niską cenę - sięgnęłam po niego ponownie. Obawiam się jednak, iż zmiana opakowania pociągnęła za sobą zmiany w składzie, gdyż stał się maziakiem, a nie zdzierakiem. Zawsze był delikatny, to prawda, ale tym razem w trakcie peelingowania nie czułam praktycznie nic, nawet na bardziej wrażliwych częściach ciała (np. dekolcie). Może to ja stałam się bardziej gruboskórna? Nie wiem. W każdym razie do niego nie wrócę. 

Joanna, Naturia, szampon z pokrzywą i zieloną herbatą - świetny szampon do oczyszczania. Prosty skład, znośny zapach, myje jak potrzeba, czyli dokładnie. Nie plątał moich włosów, po myciu były stosunkowo miękkie. Chętnie do niego wrócę. 

Luksja, płyn do kąpieli Blueberry Muffin - litr aromatycznego, gęstego, dobrze pieniącego się płynu za dychę? Biorę! I pragnę więcej. Zapach tak jak nazwa - wyraźnie borówkowy z subtelną słodką nutą. Niestety o wiele mniej intensywny niż w wersji czekoladowo-pomarańczowej, a szkoda, bo lubię czuć zapachy bez konieczności ciągłego zaciągania się. Ponieważ wolę bardziej słodkie zapachy, ten wariant raczej już u mnie nie zagości, ale zużywanie było przyjemne i z czystym sumieniem polecam.




Marion, płyn micelarny - taniocha - za 100 ml płacimy około 5 zł. Niestety cena to nie wszystko, a z tą resztą jest gorzej. Płyn owszem zmywa makijaż, ale zajmuje mu to sporo czasu, a po zakończeniu demakijażu mam wrażenie, że cera nie jest do końca oczyszczona. Płyn jest również wybitnie niewydajny. Nie wrócę do niego.

Himalaya Herbals, balsam do ust z masłem kakaowym - bardzo lubię produkty firmy Himalaya, więc po ten balsam sięgnęłam bez większego zastanowienia - i niestety się zawiodłam. Nawilżał minimalnie, ale nie pielęgnował. Był zbyt suchy i gęsty, zostawiał na ustach grubą, nieprzyjemną warstwę. Dawał chwilowe ukojenie, ale nie doczekałam się poprawy kondycji warg. Nie kupię ponownie. 

Carmex, balsam do ust, Vanilla - po raz kolejny przekonałam się, że jeśli Carmex, to tylko tubka (ewentualnie słoiczek). Sztyfty mnie nie przekonują (także dlatego, że gdy zostaje mało produktu, mechanizm wykręcający przestaje działać i resztki trzeba wydłubywać). Oczywiście, jak to Carmex, dobrze poradził sobie z suchymi skórkami i spierzchnięciem warg, wypielęgnował usta, ale jednak nie w tak doskonałym stopniu, jak robią to wersje tubkowe. Może to kwestia filtra? Co do zapachu - był raczej słabo wyczuwalny, liczyłam na więcej waniliowej woni. Nie kupię ponownie, chociaż współpracowało mi się z nim dobrze - wracam do tubek, nie dość że lepszych, to jeszcze zawierających więcej produktu za tę samą cenę.

Isana, aloesowy krem do rąk - kremy Isany obdarzam zawsze sporym kredytem zaufania. Tu niestety zostało ono nadszarpnięte. Krem okazał się dla mnie zbyt lekki, nie widziałam żadnego działania. Wchłaniał się błyskawicznie i po chwili miałam wrażenie, że niczego nie nakładałam na dłonie. Być może latem sprawdziłby się lepiej, ale w niższych temperaturach (kupiłam go jeszcze w styczniu) nie sprawdził się w ogóle i na pewno do niego nie wrócę.




Pharmaceris T, krem z 5% kwasem migdałowym - mój ulubieniec! Opisywałam go już tutaj. Wspaniały krem, który udowodnił, że można rozwiązać nawet beznadziejne sprawy. Chętnie wróciłabym do niego, ale nie wiem, czy po upływie czasu nie będzie za słaby. W każdym razie polecam.

Tołpa, Dermo Face Physio, płyn micelarny - świetny micel, nad zaletami którego rozpisywałam się już tutaj. Radził sobie z każdym makijażem, oczyszczał jak należy, nie podrażniał. Chętnie do niego wrócę, ale... na promocji. Mimo wszystko są tańsze płyny które też spełniają swoją rolę, pieniądze wolę ulokować w czymś na co trudno szukać zastępstwa.

Inglot YSM, podkład równoważący do młodej skóry - pisałam o nim baaardzo dawno (tutaj). Ta tubka przeleżała nietykana ponad rok, więc znajduje się tutaj ze względu na upłynięcie terminu ważności, a nie zużycie. To był naprawdę przyjemny produkt: lekkinie ważył się, dobrze wtapiał się w skórę, nie najgorzej matował. Krycie średnie, ukrywał mniejsze niedoskonałości, z dużymi problemami sobie nie radził. Był jednak bardzo nietrwały i nie miał filtrów UV - dlatego przerzuciłam się z niego najpierw na kremy BB, a potem na Revlon CS. I chociaż teraz używam filtrów osobno, myślę, że moje wymagania zmieniły się na tyle, by do niego nie wracać. Ale kto wie? Wspominam go miło.

Revlon Colorstay - pełną recenzję znajdziecie tutaj. Właśnie rozpracowuję drugie opakowanie, co chyba może samo z siebie stanowić polecenie :). Mocno kryjący (z możliwością stopniowania), trwały, o szerokiej gamie kolorystycznej. Czasami podkreśla rozszerzone pory, ale po przypudrowaniu tworzy efekt idealnej cery. Uwielbiam i na pewno jeszcze do niego wrócę

Farmona, Jantar - zjechałam tę odżywkę tutaj. Wymęczyłam do końca, ale zgodnie z moimi przewidzeniami nic się nie zmieniło, włosy nadal leciały chętnie jak Gawliński w "Bohemie". Narzekałam też na to, że czupryna pod wpływem Jantaru stała się sucha i sztywna. I proszę bardzo, wystarczył jeden dzień bez wcierki, żeby włosy zaczęły się lepiej układać i odzyskały miękkość. Niniejszym nadaję pomysłodawcy nowego składu tytuł Master of Disaster, a Jantar kwalifikuję do porażki roku.

***

Jak Wasze denka? Któreś z produktów się powtórzyły?

poniedziałek, 3 czerwca 2013

Baczność! Pułku denka majowego, odmelduj się! ;)



Pułk dość skromny - myślę, że nieco większa armia poleci dopiero w tym miesiącu :)

BATALION WŁOSOWY


 1. Isana, suchy szampon do włosów - o Isanie pisałam jakoś niecały rok temu. Jak widać, do tej pory do niej wracam. Jest najtańszym dostępnym stacjonarnie suchym szamponem (ok. 10zł). Za jej wielką zaletę uznaję fakt, że osad, jaki powstaje przy jej użyciu, jest łatwy do usunięcia. Nie trzeba szarpać się z suszarką, jak w przypadku Frottee. Skutecznie odświeża włosy i fantastycznie je unosi. Wada? Efekt jest raczej krótkotrwały, to kwestia kilku godzin. Uniesienie znika szybko, włosy wyglądają świeżo nieco dłużej, ale w porównaniu z Frottee czas ten jest nadal zbyt krótki. Mimo to wracam do Isany, ponieważ oszczędza mi widoku przedwczesnych siwych włosów ;)

2. Barwa Ziołowa, szampon do włosów Czarna Rzepa - i o nim skrobnęłam słowo, pojawił się na blogu w nieco innej szacie graficznej, ale skuteczność pozostała ta sama. Dobrze oczyszcza, nie podrażnia i nie wysusza. Trochę plącze włosy, ale odżywka załatwia sprawę. Pieni się pierwszorzędnie.

DYWIZJON TWARZOWY


3. Bielenda, 2-fazowy płyn do demakijażu oczu, Bawełna - po przetestowaniu wszystkich trzech dwufazówek Bielendy, zostałam przy tej, moim zdaniem najbardziej skutecznej. Szybko usuwa nawet dużą ilość wodoodpornego tuszu do rzęs, chociaż... Mam wrażenie, że zajmuje jej to więcej czasu niż kiedyś. Nie wiem czy to ja nieświadomie zmieniłam sposób demakijażu oczu i schodzi mi dłużej, czy zmieniły się proporcje składników (INCI pozostało takie samo), ale fakt jest faktem, że muszę niekiedy dłużej pomachać wacikiem. Mimo wszystko Bawełna i tak jest najszybsza, w dodatku nie podrażnia. Dla mnie jest niezastąpiona :)

4. Flos-Lek, żel pod oczy z arniką. Przeznaczony jest na sińce i obrzmienia, więc znajdując go na półce pomyślałam, że znalazłam coś dla siebie. Cóż powiedzieć. Żel dobrze nawilża i szybko się wchłania. Zaaplikowany, zwłaszcza schłodzony, daje przyjemne uczucie ukojenia i odprężenia. Po całym dniu spędzonym na pracy przy komputerze, ten krem jest jak woda na pustyni :) Stosowany regularnie zmniejsza obrzęki, oczy wyglądają zdrowiej, ale niestety - cieni nie zmniejsza w ogóle.

KOMPANIA DS. CIAŁA


5. Luksja, płyn do kąpieli Choco&Orange - mniaaaam! Tak pachną pomarańczowe Delicje. Słodyczy nie jem, ale kuszącym zapachem nigdy nie pogardzę. A ten jest mocny, naturalny, bez sztucznych, dusznych nut. Cząstki soczystej pomarańczy w dobrej czekoladzie ze słodką biszkoptową nutą, nic dodać, nic ująć. Jeśli lubicie tę samą kompozycję od Original Source, a chcecie spróbować innej konsystencji, to Luksja będzie dobrym wyborem.
Inne aspekty? Piana na piątkę. I mimo że o właściwościach pielęgnujących producent nie wspomina, to  skóra po kąpieli jest nawilżona i przyjemna w dotyku. 


6. Isana, krem do rąk Masło Shea & Kakao - o tym kremie pisałam już tutaj. Niestety nie zmieniam zdania. Wykorzystałam go niejako z przymusu, bo nie lubię zostawiać niedokończonych opakowań, ale liczyłam dni, kiedy będę mogła wrócić do ulubionego 5% Urea. Trzy minuty po aplikacji i ręce były suche jak wiór. Zapachu szkoda, ale ten sam jest w kremie do pielęgnacji całego ciała - i ten polecam.


Korzystałyście z tych kosmetyków?