sobota, 30 listopada 2013

BB od Under Twenty - jak w niebie?

Lubię firmę Under Twenty, a o recenzowanym dzisiaj kremie BB czytałam sporo pozytywnych opinii - kiedy więc skończył mi się CC z Bell, a budżet nie pozwalał na zakup BB Skin79, zdecydowałam się właśnie na ten produkt. Czy to była właściwa decyzja? Zapraszam do lektury.

Co? Under Twenty, Multifunkcyjny antybakteryjny krem BB lekki krem + puder
Gdzie? Rossmann, Hebe, Natura, etc.
Za ile? ok. 15zł

Produkt przeznaczony jest dla cery trądzikowej, według producenta ma matować, nawilżać, wygładzać, maskować niedoskonałości, długotrwale wyrównywać koloryt skóry i nadawać naturalny wygląd.


OPAKOWANIE

Tubka o pojemności 75ml, czyli dość dużej jak na kosmetyk tego typu. Do pewnego poziomu lekko przezroczysta, więc w kontrolowanym stopniu możemy kontrolować zużycie. Klapka jest bardzo solidna i na pewno nie otworzy się sama.

Tubka jest zapakowana w kartonik i tu pojawia się pierwszy zgrzyt. Skład produktu jest podany wyłącznie na tym właśnie zewnętrznym i zazwyczaj natychmiast wyrzucanym opakowaniu. 


ZAPACH I KONSYSTENCJA

Krem jakiś tam swój zapach ma, ale jest on delikatny i dość naturalny, żadne tam chemiczne kwiatki.

Konsystencja jest gęsta, zbita, więc przy aplikacji krem nie spłynie nam z rąk - a jednocześnie rozprowadza się naprawdę łatwo. 

KOLOR

Brawo dla producenta, który nie poszedł wydeptaną ścieżką i nie wyszedł z założenia "Polska to kraj mulatek". Odcień 1, czyli jasny beżowy, jest naprawdę jasny, wszystkie blade twarze powinny być zadowolone. Kolor jest naturalny, o żółtych podtonach, pozbawiony różowych i pomarańczowych nut. Nie ma szans, by pod jego wpływem stać się świnką czy marchewką. W sprzedaży dostępny jest jeszcze jeden, ciemniejszy odcień.


DZIAŁANIE

Wygodna aplikacja wiąże się z tym, że krem nie robi smug. Dobrze wtapia się w skórę i wyrównuje jej koloryt. Krycie jest małe, przy zastosowaniu większej ilości możemy je nieco zwiększyć, ale niezależnie od starań nie przykryjemy większych niedoskonałości - jak również nie zrobimy sobie efektu maski. Delikatnie nawilża. W trakcie dnia nie ciemnieje na twarzy. Dodatkowy plus - krem posiada filtr UV, chociaż próżno szukać informacji o jego wysokości. 

Nie jest źle, prawda? No właśnie - nieprawda. Wad jest sporo, nie wiem, od której zacząć... (weź się w garść, Cas.)

Po pierwsze, twarz po nałożeniu kremu potwornie się świeci. Gwoli ścisłości - mam cerę mieszaną, ale pozbawioną problemów z błyszczeniem. Kiedy nałożę ten krem BB - mogłabym robić za Księżyc w pełni. Oczywiście, do zniwelowania tego efektu są pudry matujące, ale zapewniam was, że nie spotkałam jeszcze podkładu/kremu który powodowałby aż taki blask na skórze. Wyżej wspomnianego pudru trzeba nałożyć chorobliwie dużą ilość, żeby twarz zmatowić, a to i tak wystarcza na dwie godziny góra - gdzie przy innych produktach ten sam puder utrzymywał mat na cały dzień. Zminimalizowany połysk jest brzydki i tłusty, nie ma zbyt wiele wspólnego z satin glow


Prowadzi to do kolejnej wady - osoby z idealną cerą może stwierdziłyby, że tego typu glow im się nie podoba. Niestety mało kto tę idealną cerę ma. Podkład/krem powinien dawać przynajmniej jej namiastkę - niestety, BB od Under Twenty zawodzi na całej linii, podkreślając wszelkie nierówności na skórze. Rozszerzone pory, drobne, podskórne krostki? Proszę bardzo, full serwis. Skoro już robimy za Księżyc, to potrzebne są kratery i góry. A teraz połączcie podkreślenie niedoskonałości z powierzchnią wzorowo odbijającą światło. 

Wada numer trzy - trwałość. Krem BB wytrzymuje na twarzy połowę dnia (pod warstwą pudru), potem stopniowo znika - i to teraz, przy niskich temperaturach. Odrobina gorąca, wilgoci i mamy twarz w plamach, albo w ogóle pozbawioną kremu. Poprawki są nieodzowne. 

Krem całkowicie przekreśla ostatnia wada - pogorszył mi stan cery. Niemalże codziennie wyskakuje mi nowy wyprysk. Nie wprowadziłam do pielęgnacji czy makijażu (ani diety) niczego nowego poza tym kremem, więc sorry Mario - przegłeś pan pałkę.


SKŁAD
Aqua, C12-15 Akyl Benzoate, Glycerin, Isopropyl Palmitate, Triethylhexanoin, Cety PEG/PPG-10/1 Dimethicone, Propylene Glycol, Polymethyl Methacrylate, Ethylhexyl Methoxycinnamate, Magnesium Sulfate, Polyglyceryl-4 Isostearate, Candelilla Cera, Ethylhexylglycerin, Triethoxycprylylsilane, Butylene Glycol, Sodium Hyaluronate, Laminaria Saccharina Extract, Phenoxyethanol, Methylparaben, Parfum, Benzyl Alcohol, Linalool, Limonene, Hydroxyisohexyl 3-Cyclohexane Carboxyaldehyde, Citronellol, Alpha-Isomethyl Ionone, Geraniol, Hydroxycitronellal, CI 77891, CI 77492, CI 77491, CI 77499
Sporo emolientów (substancji pośrednio nawilżających), substancje nawilżające (Glycerin, Propylene Glycol, Butylene Glycol), filtr UV (Ethylhexyl Methoxycinnamate); zgodnie z obietnicami producenta kwas hialuronowy (Sodium Hyaluronate) i algi (Laminaria Saccharina Extract). Dodatkowo substancje zapachowe, czyli potencjalne alergeny (wszystkie od Parfum po Hydroxycitronellal). 

PODSUMOWANIE

Koloryt skóry mam wyrównany, i to w sumie jedyne, co sprawia, że jeszcze tego kremu używam (drugim w sumie jest dziura w budżecie, trzecim, że mi szkoda gościa wyrzucić; pomińmy te kwestie milczeniem). Twarz nie wygląda jak z horroru, ale daleko jej do stuprocentowo estetycznego looku. Świecenia, podkreślenia niedoskonałości nie toleruję. Nie polecam posiadaczkom cer tłustych i trądzikowych, mimo że producent właśnie im rekomenduje ten produkt. Może skóra sucha będzie miała z tego kremu więcej pożytku, ale jak pokazały doświadczenia Wery - niekoniecznie. Ten krem to taniocha i ma piękny kolor, wielu osobom odpowiada, więc można zaryzykować - ale ja mówię mu wieczyste nie.

czwartek, 21 listopada 2013

Szczypta cynamonu... Kobo Fashion Colour

Lubię mocno podkreślone usta, ale ileż można wychodzić z drogerii z kolejną czerwienią? ;) Stojąc przed szafą Kobo, po wysmarowaniu dłoni wszystkimi możliwymi odcieniami pomadki Fashion Colour, doszłam do wniosku, że to właśnie 101 Cinnamon będzie optymalnym wyborem.

Co? KOBO Professional, kremowa pomadka do ust Fashion Colour, odcień 101 Cinnamon
Gdzie? Drogerie Natura
Za ile? 15,99zł


SŁÓWKO OD PRODUCENTA
Zdecydowane kolory i doskonale podkreślone usta. Kremowa formuła wzbogacona o liczne składniki odżywcze, ochronne i pielęgnacyjne, nadaje miękkość i gładkość oraz przedłuża trwałość pomadki. Zawiera filtry ochronne UV.

OPAKOWANIE

Estetyczne i przede wszystkim solidne. Zamknięcie na "klik". Pomadkę można nosić w torebce bez strachu, że sama się otworzy. 


ZAPACH I KONSYSTENCJA

Zapach pomadki jest przyjemny: bardzo delikatny, słodki, trochę owocowy, chociaż trudno wyczuć w nim bardziej konkretną woń.

Konsystencja sucha, pomadka jest raczej twarda i bardzo "gęsta" - rozprowadzanie jej jest łatwością. 

KOLOR

Cinnamon to mieszanka pomarańczy i brązu z nutą czerwieni - kolor rdzawy, trochę koralowy. Niezbyt mocny, ale wyrazisty. Lubię mieć zawsze podkreślone usta, ale są momenty, gdy niekoniecznie chcę na kilometr rzucać się w oczy - Cinnamon jest świetnym kompromisem, plasuje się gdzieś pomiędzy delikatnością a zdecydowaniem.



DZIAŁANIE


Aplikacja Fashion Colour jest dziecinnie łatwa, pomadka nie ślizga się na ustach i nie tworzy prześwitów. Ma świetną pigmentację, wystarczy jedna warstwa, aby równo pokryć wargi widocznym kolorem. Dobrze trzyma się ust, nie podróżuje po twarzy i nie zostaje na zębach. 

Pomadka lubi podkreślać suche skórki i inne niedoskonałości, więc należy zadbać o kondycję ust przed jej nałożeniem. Sama w sobie w ogóle nie wysusza, powiedziałabym nawet, że lekko natłuszcza/nawilża wargi.

Trwałość jest największą słabością Fashion Colour. Pomadka nie wytrzymuje próby czasu, nawet gdy nie jemy i nie pijemy po około dwóch godzinach niewiele z niej zostaje. Jeśli jemy, znika momentalnie. Tu należy jej oddać, że schodzi równomiernie i zostawia na ustach równy cień swojego koloru. 


PODSUMOWANIE

Ta pomadka to na pewno żaden must have, ale nie można odmówić jej dobrej jakości i przyjemności noszenia. Słabą trwałość rekompensuje wygodna aplikacja i znakomita pigmentacja. Lubię ją - i mogę polecić.

czwartek, 14 listopada 2013

Łopian i przyjaciele - o olejkach Green Pharmacy

Co? Green Pharmacy: Olejek łopianowy z olejem arganowym / Olejek łopianowy z czerwoną papryką
Gdzie? Natura
Za ile? Ok. 7zł/100ml

Szał na olejowanie włosów zaskoczył producentów i długi czas nie potrafili wprowadzić do drogerii olejków stricte do włosów przeznaczonych. Włosomaniaczki ratowały się oliwkami czy olejami do masażu - Green Pharmacy w końcu zauważyło lukę i stworzyło serię olejków opartych na łopianie z dodatkami - olejem arganowym, czerwoną papryką, zieloną herbatą i skrzypem polnym - każdy przeznaczony do rozwiązania innego włosowego problemu. Dzisiaj piszę o dwóch pierwszych rodzajach.

Z CZYM TO SIĘ JE?
czyli słowo od producenta

Olejek łopianowy z olejem arganowym "odbudowuje włosy, wzmacnia ich strukturę, odżywia cebulki, pobudza wzrost włosów, zmniejsza łojotok, działa przeciwzapalnie i przeciwłupieżowo. Nawilża, przywraca blask, wygładza, ułatwia czesanie i stylizację, nadaje miękkość, elastyczność, wzmacnia, chroni, zapobiega puszeniu. Odżywia skórę głowy, łagodzi jej podrażnienia. Włosy stają się mocniejsze, lśniące, pełne życia."

Olejek łopianowy z czerwoną papryką to "skuteczny preparat o sprawdzonym wzmacniającym i pobudzającym działaniu na włosy. Dzięki regularnemu stosowaniu olejek wyraźnie wzmacnia osłabione włosy i stymuluje ich wzrost. Czerwona papryka pobudza mikro-cyrkulację krwi co ułatwia przenikanie dobroczynnych składników olejku łopianowego w głąb cebulek włosowych. Włosy stają się gęstsze i mocniejsze, lśniące i pełne życia. Odpowiednio pielęgnowane dobrze się rozczesują i lepiej układają."


OPAKOWANIE

Estetyczne butelki z przezroczystego, ciemnego plastiku, umiarkowanie stabilne. Otwór jest zabezpieczony, więc mamy pewność, że nikt przed nami z olejku nie korzystał.

Butle mają jednak wadę i jest nią spora średnica otworu. Bardzo łatwo jest wylać zbyt dużą ilość produktu, zwłaszcza na początku, gdy nie jesteśmy przyzwyczajeni do dziury ziejącej z opakowania.


ZAPACH I KONSYSTENCJA

Olejek z czerwoną papryką pachnie... papryką właśnie. Taką słodką, trochę jakby w formie przyprawy, a nie warzywem. Wersja z olejem arganowym nie pachnie w ogóle, co trochę mnie zdziwiło, biorąc pod uwagę silną i specyficzną woń czystego arganu. Wnioskuję, że jest go w składzie bardzo, bardzo mało. Przy tak niskiej cenie nie możemy jednak zbyt wiele wymagać :) 

Konsystencja, oczywiście, olejowa, ale dość lejąca zarazem, przez co podczas aplikacji ścieka z dłoni i olej trudno na nich rozprowadzić. 


DZIAŁANIE

Zdecydowanie bardziej polubiłam wersję z czerwoną papryką. Przede wszystkim spełniła swoje przeznaczenie - olejek zahamował wypadanie włosów i mocno pobudził je do wzrostu. Po jego użyciu włosy były nawilżone, miękkie i błyszczące, ładnie się układały, loki były bardziej zbite i miały ładniejszy, wyraźniejszy skręt. Ponadto produkt dość łatwo się zmywało. 

Wariant z olejem arganowym dużo mniej przypadł mi do gustu. Włosy błyszczały, ale brakowało im miękkości i elastyczności, szybciej się przetłuszczały, ponadto puszyły. Daleko im było do pełnych życia kosmyków, o których wspomina producent. 
Zmywanie nie należało do najłatwiejszych. Nie mam za to nic do zarzucenia w kwestii nawilżenia, bo tu olejek spisał się dobrze. 

W obu przypadkach olejki ułatwiały rozczesywanie włosów, zarówno przed myciem (trudno poradzić sobie z niesfornymi lokami ;)) jak i po nim. 


WYDAJNOŚĆ

Z powodu dużego otworu i rzadkiej konsystencji olejków ubywa szybciej, niż byśmy chciały. Przy regularnym olejowaniu znikają w miesiąc. 

SKŁAD

Składy są zadziwiająco krótkie jak na drogeryjne produkty. 

Wersja z czerwoną papryką: 


olej roślinny
ekstrakt z korzenia łopianu
ekstrakt z czerwonej papryki
przeciwutleniacz - wydłuża przydatność produktów do użycia, ogranicza proces utleniania lipidów 

Wersja z olejem arganowym:


Tu mamy szczegółową nazwę oleju roślinnego - Helianthus Annuus Seed Oil to nic innego jak olej z nasion słonecznika, który jest emolientem; tworzy na powierzchni włosów warstwę okluzyjną zapobiegającą nadmiernemu odparowywaniu wody. 

PODSUMOWANIE

Szczery producent napisałby, że sprzedaje "Olej słonecznikowy z olejem łopianowym i <tu wstaw odpowiednią nazwę>", ale wiadomo, że nie brzmiałoby to zbyt zachęcająco ;). 

Do wersji z olejem arganowym nie wrócę, na razie mam jeszcze pół buteleczki i nie ciągnie mnie, by ją wykończyć. Wariant z czerwoną papryką udał się o wiele lepiej - spełnia producenckie obietnice i myślę, że kupię go ponownie.

wtorek, 12 listopada 2013

Treningowe podsumowanie października

Wiem, wiem, znowu piszę z opóźnieniem, ale ostatnio moje życie prywatne galopuje w takim tempie, że w chwilach, gdy udaje mi się usiąść do komputera, myślę tylko o słodkim nic nie robieniu na mądrzejszych i głupszych stronach.
Dla przypomnienia plan treningu:

TRENING A (8 powtórzeń)

1) wznosy nóg z leżenia 
2) wspięcia na palce obunóż 2x10 kg
3) przysiady klasyczne z hantlami 2x10 kg
4) wejście na ławkę z hantlami 2x10 kg
5) wznosy z opadu 
6) pompki klasyczne max powtórzeń
7) podciąganie obciążenia wzdłuż tułowia, oburącz 1x10 kg
8) pompki w podporze tyłem

TRENING B (8 powtórzeń)

1) plank max czas 
2) martwy ciąg z hantlami 2x10 kg
3) wykroki z hantlami 2x10 kg
4) wiosłowanie hantelką 1x10 kg
5) wyciskanie hantli leżąc*
6) wyciskanie hantli stojąc na barki 2x7,5 kg
7) uginanie przedramion (biceps) 2x7,5 kg
8) wyciskanie francuskie stojąc 1x7,5 kg

*w moim obecnym pokoju nie ma miejsca na piłkę, na której robiłam to ćwiczenie, więc zastąpiłam je pompkami

Podsumowania poprzednich miesięcy:



Jak widać, plan zajęć na uczelni pomógł usystematyzować mi terminy treningów - w inne dni zwyczajnie nie miałabym na nie czasu.

Teoretycznie powinnam wybrać już jakiś nowy trening, ale prawda jest taka, że nie znalazłam jeszcze żadnego tak dobrego. To do tej pory jedyny, który angażuje całe ciało i nie wymaga wizyty w siłowni czy poważniejszych zakupów typu sztanga czy drążek - na nie przyjdzie czas, ale na razie nie będę w nie inwestować. Ponadto nadal przynosi fantastyczne efekty. Jak widać na rozpisce wyżej, kolejny raz zwiększyłam obciążenie. Staram się jeszcze bardziej zwiększyć poziom trudności, m.in. zwalniam ruchy czy próbuję zejść niżej w przysiadzie. 

Początek miesiąca to także kilka ZWOWów Zuzki Light. Chciałabym napisać o nich w osobnym poście. Te, które wybrałam, nie dość proste i pozbawione obciążenia - wróciłam do domu rodzinnego na początku października, już po wywiezieniu hantli tam, gdzie studiuję i radziłam sobie właśnie w ten sposób :) 

DIETA

Uzupełniłam swoje odżywianie o witaminy, których niestety mi brakuje - ciągle spożywam za mało warzyw, choć przyznam że akurat październik był pod tym względem całkiem dobrym miesiącem. Spróbowałam także kilka razy aminokwasów BCAA, czyli suplementu, który ma zapobiegać katabolizmowi mięśni; mówiąc po ludzku uniemożliwiać ich degradację oraz przyspieszać regenerację, jak również zapobiegać gromadzeniu się tkanki tłuszczowej. Efekty po tych kilku razach były tak zadowalające, że na listopad zamówiłam duże opakowanie BCAA. 

Oczywiście suplementy i odżywki białkowe to dodatek - najważniejszą rzeczą jest cały czas czysta miska i dostarczanie odpowiedniej ilości składników odżywczych w "normalnych" posiłkach, składających się z owoców, jaj, mięsa, ryb, pełnoziarnistego pieczywa, brązowego ryżu itd.

EFEKTY

Więcej dodatkowego ruchu, większe obciążenie czy BCAA - nie wiem, czy któreś z nich w szczególności, czy wszystkie razem, podziałały jak turbo napęd, ale przyrost tkanki mięśniowej, zwłaszcza w ramionach, oraz utrata tłuszczu były większe niż się spodziewałam. Pozbyłam się w końcu nadmiaru tłuszczu z dolnej części brzucha! Po 21 latach :D Z reszty brzucha również trochę spadło i mogę powiedzieć, że teraz jest naprawdę fantastycznie. Pod skórą rysują się kostki mięśni prostych brzucha i generalnie nie trzeba mi więcej. Ramiona to kolejny mocny punkt, jestem z nich bardzo zadowolona. Łydki, uda - to kolejny sukces. Najgorzej jest niestety z pupą, ale ani moja obecna waga, ani geny nie pozwolą mi raczej na posiadanie odstających pośladków. Są jędrne i uniesione, ale wciąż małe i kościste :P 

Zdjęcia będą, obiecuję!

środa, 6 listopada 2013

Czysta krew z lip tintem Bell

Co? Bell Permanent Make-up Lip Tint, odcień 1. 
Gdzie? Natura, Hebe
Za ile? Ok. 11zł/5,5g

OPAKOWANIE

Lip tint zamknięty jest w estetycznym i solidnym opakowaniu. Aplikator to bajka – nabiera odpowiednią ilość produktu, jest wygodny i precyzyjny.


ZAPACH, KOLOR, KONSYSTENCJA

Zapach jest delikatny, malinowy, nie utrzymuje się na ustach i nie powinien przeszkadzać w aplikacji.

Konsystencja typowa dla tego typu kosmetyków, czyli lekka i dość wodnista. Warto więc maksymalnie skupić się podczas nakładania i poświęcić tintowi trochę czasu, aby uniknąć nieregularności i wykraczania poza linię warg.

Wybrany przeze mnie kolor to 1. Można go stopniować – od lekkiego podkreślenia koloru ust za pomocą jednej warstwy, aż do całkowitego pokrycia soczystą, krwistą czerwienią, jeśli nałożymy dwie. I jest to czysta czerwień, pozbawiona różowych, pomarańczowych czy niebieskich tonów.

Ciężko oddać jego kolor na zdjęciach, więc musicie uwierzyć na słowo ;)



DZIAŁANIE

Produkt szybko zastyga, ale mamy wystarczająco dużo czasu na równomiernie rozprowadzenie i ewentualne poprawki. Niestraszne mu dotykanie ust, rozmowa czy suche przekąski, nie zostawia śladów na naczyniach. Możemy być pewne, że raz nałożony zostanie na swoim miejscu i zachowa intensywność. Niestety – nie radzi sobie z ciepłym, bardziej płynnym pokarmem. Pod wpływem takiego jedzenia schodzi nierówno, zdarza mu się tworzyć nieestetyczne grudki. Szybki demakijaż jest wtedy praktycznie niezbędny.

Należy pamiętać, aby nakładać go na czyste usta. Jak każdy lip tint, dość mocno wysusza, ale jeśli chcemy tego uniknąć zawczasu, lepiej nałożyć balsam na produkt, niż pod. W przeciwnym wypadku tint nie zaschnie i od razu zbierze się przy krawędziach warg.

Zmywa się szybko i bezproblemowo, co ważne – po takim zabiegu nie pozostawia trwałych plam na ustach, jak choćby recenzowany już SuperStay 10h Tint Gloss od Maybelline.


Bywa kapryśny, wymaga czasu i uwagi, ale kolor i trwałość pozwalają mi wybaczyć jego wady i chętnie do niego wracam. Aktualnie jest najczęściej używaną czerwienią w moim zbiorze :)
O innych poczytacie tutaj.

Lubicie czerwień na ustach? A może wybierając ten tint zdecydowałybyście się na inny odcień?