O Moaburger słyszał już chyba
każdy krakowianin, lubiący czasem zjeść na mieście. Zwłaszcza, że burgery
ostatnio święcą triumfy w barowych trendach. Co stawia Moaburger na piedestale?
Opinie są jednoznaczne: jest smacznie, zdrowo i oryginalnie.
I ja, od kiedy usłyszałam o tym
lokalu, wiedziałam, że go odwiedzę. Oczekiwania były spore. Czy Moaburger im
sprostał?
Zdjęć wystroju nie robiłam, ale
musicie uwierzyć: jest skromny, ale schludny. Miejsca sporo. Klimat i
usytuowanie mebli nie sprzyja intymnym spotkaniom, ale w końcu jesteśmy w
barze, a nie w kawiarni.
Do Moaburger wybrałam się z lubym
w dzień urodzin lokalu – o godzinie 16:00 miało zacząć się świętowanie, ale że
przyszliśmy wcześniej i byliśmy diablo głodni, zamówiliśmy na spółę pozycję ze
standardowego menu: classic with cheese, czyli łopatologicznie rzecz ujmując
bułkę z mięsem wołowym, dodatkami warzywnymi i serem.
Mimo tłumów na zamówienie
czekaliśmy nieco ponad 10 minut. Rzuciłam się na burgera i…
Pychota! Delikatny
smak i idealnie dobrana kompozycja. To jest, moi drodzy, prawdziwa wołowina,
prawdziwy, bogaty smak. Kto raz sięgnie po burgera z takim mięsem, niechętnie
wróci do sieciowych fast foodów.
Po połowie miałam jednak ochotę
na więcej i jak na zawołanie w urodzinowym menu pojawiły się trzy dodatkowe
burgery, z których wybraliśmy dwa, Hamilton i Queenstown:
Burger z kurczakiem okazał się jeszcze lepszy. Bałam się nieco połączenia mięsa z ananasem, ale niepotrzebnie – całość była bajeczna. Kilka razy w życiu odczuwałam „niebo w gębie” i moment kosztowania Queenstown Burgera był jednym z nich. Mój chłopak, którego w kwestii jedzenia trudno zachwycić (chociaż jeść lubi), również był bardzo zadowolony.
Hamilton Burger trochę mnie zawiódł.
Może to po prostu wina boczku, którego nie darzę wielkim uczuciem; z kolei mój
mężczyzna – a na „nie” w stosunku do jedzenia jest tak samo rzadko, jak na
gorące „tak” – stwierdził, że brakuje mu w ogólnym smaku odrobiny sera. Oboje
zgodziliśmy się co do tego, że Queenstown był bez porównania lepszy.
Mimo to jedzenie jest
zdecydowanie na plus i do Moaburger chętnie wrócę, by rozsmakować się znowu w
daniu klasycznym bądź spróbować innych kombinacji.
Ceny, choć zrozumiałe, są dość
wysokie jak na studencką kieszeń. Najtańszy burger to wydatek 17zł (jeśli nie
liczymy menu dziecięcego i wegetariańskiego), co sprawia, że dla mnie Moa to
rozrywka tylko na specjalnie okazje. Zwłaszcza, że mimo iż burgery są zacnych
rozmiarów, to po jednym człowiek ma ochotę na jeszcze (a jestem chudym
stworzeniem i nie potrzebuję wiele, by się nasycić).
www.moaburger.com - strona po angielsku, ale z polską kartą dań |
Polecam jak najbardziej.
Jeśli masz iPhona to aplikacja też działa na systemie iOS ;)
OdpowiedzUsuń