niedziela, 4 listopada 2012

Najlepszy partner dla rzęs: Colossal Volum' Express


Przedstawionego poniżej tuszu używam od dawna. Myślę, że minimum dwa i pół roku. Nie wiem, ile opakowań zużyłam – grunt, że mam zamiar zużyć ich jeszcze więcej! Moja przygoda z nim zaczęła się przypadkiem – najpierw kupiłam niewodoodporną wersję (tę z fioletowymi napisami) i byłam tak zadowolona, że gdy się skończyła, chciałam kupić kolejne opakowanie. Niestety trafiłam na jakąś wielką promocję i tym samym na puste półki; ostało się jedynie kilka tuszy w wersji wodoodpornej i chcąc nie chcąc włożyłam jeden do koszyka. Nie spodziewałam się, że ten zakup niejako z przymusu zamieni się w całkiem poważną relację ;)

Maybelline, Colossal Volum` Express Waterproof 


 

WEDŁUG PRODUCENTA
Żel zawarty w formule maskary Colossal zwiększa objętość, wielopoziomowa szczoteczka dokładnie rozczesuje i nadaje rzęsom pożądany kształt. Żadna inna maskara nie osiągnie takiego efektu - 7x większa objętość rzęs, a formuła z kolagenem wzmacnia rzęsy. Formuła ColoSSal Volum` Express i opatentowana budowa szczoteczki pogrubiają rzęsy bez pozostawiania grudek. Dzięki wodoodpornej formule wytrzyma każdą szaloną kąpiel w basenie.
[od wizaz.pl]

OPAKOWANIE

Kolor wyrazisty, żeby nie powiedzieć żarówiasty. Design elegancją nie grzeszy i trudno powiedzieć, czy mi się podoba, ale pewne jest, że w przepastnej kosmetyczce trudno ten tusz zgubić. Napisy jak widać ścierają się, ale po pierwsze, mój egzemplarz ma już grubo ponad pół roku i przebył niezliczoną ilość kilometrów w różnych warunkach, a po drugie, robią to całkiem ładnie – wydaje mi się, że takie gradientowe ścieranie wygląda lepiej niż odpadanie kawałków farby jak w przypadku niektórych produktów. Po tak długim czasie zarówno nazwę, jak i opis z tyłu nadal da się odczytać.

Samo opakowanie jest solidne. Dobrze się zakręca, dzięki zagłębieniu pod nakrętką trudno się umazać, jeśli nie trafimy szczoteczką do butelki, tylko obok. Nic złego się z nim nie dzieje, nigdzie nie pękło, nic nie odpadło.

Szczoteczka jest dość duża, o długich włoskach. Legendy mówią, że jest żółta, ale ja nawet po tylu miesiącach użytkowania nie jestem w stanie tego zweryfikować :)
Pojemność tuszu to 10ml.
4.5/5



ZAPACH, BARWA, KONSYSTENCJA

Zapach można poczuć, kiedy przysuniemy szczoteczkę do nosa. To trudna do określenia woń kosmetyczna, ale tak delikatna, że wspominam tu o niej jedynie z przyzwoitości.

Kolor czarny. Jest to typowa, zwyczajna czerń, nie ma się nad nią co rozwodzić. Na rzęsach na pewno nie będzie ani szara, ani niewiarygodnie głęboko czarna.

Konsystencja – na początku dość rzadka, przez pierwsze dni można zrobić sobie krzywdę zbyt dynamicznym prowadzeniem szczoteczki, ale szybko się „dostosowuje”. Potem jest tylko lepiej. W tym miejscu muszę zaznaczyć, że nawet mimo upływu terminu ważności tusz nadal idealnie nadaje się do malowania. Nie zasechł i nie potrzebuje reanimacji w postaci zanurzania szczoteczki we wrzątku. Owszem, jest dość gęsty, ale cały czas sprawdza się dobrze i nie skleja rzęs.
5/5


DZIAŁANIE

Nakładanie wymaga wprawy. Szczoteczką trudno operować w kąciku oka, a dolne rzęsy należy traktować ze szczególną ostrożnością, inaczej dostaniemy ciemny cień na dolnej powiece gratis. Mimo to za każdym razem aplikacja sprawia mi przyjemność :) Lubię to, jak tuszem można korygować kierunek ułożenia rzęs.

Tusz fantastycznie pogrubia (ale raczej nie do 7 razy, jak sugeruje producent) i wydłuża rzęsy. Nie tworzy grudek, chyba że się naprawdę BARDZO się o to postaramy. Mi się „udawało” czasami grudki uzyskać, ale stawało się to dopiero po nałożeniu przesadnej liczby warstw. Rzęs nie sklei choćby nie wiem, co.
Nie kruszy się, nie ściera. Zasycha szybko i nie trzeba się martwić, że rzęsy odbiją się nam na policzkach. Ale! Nie polecam kichać zaraz po aplikacji ;)

Trzyma się naprawdę długo. Owszem, po 8-9 godzinach nie będzie dawał efektu identycznego jak minutę po nałożeniu, ale nadal znakomicie podkreśli oko. Całonocne imprezy nie są mu straszne.

I rzeczywiście jest wodoodporny. Można bez strachu wyjść z nim na deszcz czy śnieg, a nawet na basen. Grunt to nie przecierać oczu, póki są wilgotne. Ulewy może nie przetrwa bez szwanku, ale z całą pewnością nie spłynie nam z twarzy strużkami.

Zmyć go trudno. Dobra dwufazówka daje sobie radę, ale żeby rzęsy dokładnie oczyścić, potrzeba trochę czasu. Z drugiej strony – ilość nakładanego przeze mnie tuszu jest spora, przy jednej warstwie nie powinien sprawiać problemów.

W przypadku tuszu najlepszym świadectwem jego działania są zdjęcia:


Przed nakładaniem tuszu dość długo posługiwałam się szczoteczką do rozczesywania rzęs, która dawała jeszcze lepsze efekty. Niestety zgubiłam ją i do tej pory nie zdążyłam zaopatrzyć się w nową. Powyższe zdjęcia pokazują więc efekty stosowania dość starego tuszu bez wcześniejszego rozczesania rzęs - według mnie, nadal bardzo dobre.
Góra, lewa: bez tuszu.
Góra, prawa: jedna warstwa
Dół, lewa: dwie warstwy
Dół, prawa: szaleństwa panny Cassidy, czyli już nawet nie liczę. 

Poczekajcie, niech no otworzę kolejne opakowanie!
15/15

SKŁAD

Brak informacji.

WYDAJNOŚĆ


Termin przydatności do użycia producent określa jako 6 miesięcy od otwarcia. Otóż nie da się wykorzystać całego tuszu w ciągu tego czasu. Maluję rzęsy bardzo mocno, a tusz jest dla mnie podstawowym – czytaj: najczęściej nakładanym – kosmetykiem do makijażu, więc siłą rzeczy jego zużycie plasuje się u mnie na wysokim poziomie. I mimo iż podczas wakacji używałam go rzadziej, łączny czas regularnego użytkowania wynosi w tym momencie co najmniej pięć miesięcy, a do dna wciąż jest jeszcze kawałek.
5/5

DOSTĘPNOŚĆ

Tusz znajdziemy w większości drogerii. Mimo, że Maybelline ciągle dokłada nowe rodzaje, ten, chociaż premierę miał dawno, nadal jest dostępny w ich szafach.
5/5

CENA

Ok. 28zł. Często można spotkać go w promocji, dla mnie jednak nawet standardowa kwota w stosunku do jakości i wydajności jest bardzo atrakcyjna. To, że nie zawsze mnie na niego stać - jest zupełnie inną kwestią ;) 
5/5

SUMA PUNKTÓW: 34.5/35


Ocena w przypadku tego tuszu była jedynie formalnością :) jak ulubieniec, to ulubieniec!
Jak widać w kolejce czeka na mnie jeszcze jeden nieotwarty egzemplarz, więc mam przed sobą kolejne miesiące zabawy z Colossalem. Mam nadzieję, że mimo kolejnych tuszowych nowości od Maybelline, ten nie zostanie wycofany. Chociaż czytałam o wielu tańszych tuszach zachwalanych tak samo, jak nie bardziej, przez blogerki, nie mam ochoty zdradzać swojego ulubieńca. Owszem, próbować zawsze można, ciekawi mnie na przykład żywa legenda, czyli 2000 Calorie od Max Factor, czy tusze Essence, ale na razie - kontynuuję związek z tym. 

7 komentarzy:

  1. Uwielbiam twoje recenzje, niczego nie pominiesz ;) Kto wie, może powinnam spróbować ...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, naprawdę bardzo miło to słyszeć! :)

      Usuń
  2. ja używam tego różowego, miałam zółty i jakoś mi nie przypasował :)

    OdpowiedzUsuń
  3. ja jestem fanką tuszu z Max Factor, który niestety jest dwa razy droższy :P więc może czas wypróbować coś, co nie zniszczy mi portfela ;O

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mój portfel odczuwa ból nawet przy kupowaniu tego, ale że starcza na długo, to nie narzekam. Spróbować warto :)

      Usuń
  4. szkoda, ze mam sztuczne rzesy bo bym wyprobowala ten tusz :)

    OdpowiedzUsuń