wtorek, 23 grudnia 2014

Staromodny eliksir Max Factor

Dziś zapraszam na recenzję kolejnej pomadki o wyrazistym kolorze - Max Factor Colour Elixir. Może może stanie się elementem Waszego zimowego makijażu?

Max Factor, pomadka Colour Elixir 

Gdzie? Rossmann, Jasmin, Hebe | Za ile? Ok. 40 zł / 4 g

OPAKOWANI

Estetyczna szata graficzna zwraca na siebie uwagę, tym bardziej, że niewiele pomadek otrzymuje złote opakowania. Colour Elixir to +20 do łatwości odnalezienia go w gąszczu innych mazideł ;). Nazwa firmy jest wygrawerowana, więc na pewno nie zacznie się ścierać, numer odcienia jest już wymalowany/przyklejony, ale póki co, po kilku miesiącach użytkowania, nie odpadła z niego ani drobina. 

Dodatkowy plus za rzecz niby oczywistą, a więc ukazany na dnie kolor szminki - w formie plastikowej kostki, z naniesionym wykończeniem (rzecz niespotykana w przypadku naklejek) i bliski temu faktycznemu. Do tego niuanse typu światłocienie układające się w X... Lubię takie szczegóły. 

Istotne jest to, że pomadka ma naprawdę porządne zamknięcie na klik, samoistnie na pewno nigdy się nie otworzy. Jakości wykonania nie ma czego zarzucić, to jedna z porządniej wykonanych szminek w mojej kolekcji.


ZAPACH, KONSYSTENCJA

Zapach nie jest najmocniejszą stroną kosmetyku, przywodzi na myśl pomadki z dawnych lat, gdy producentom nie chciało się kombinować z formułami (w gorszym przypadku: najtańsze egzemplarze wystane gdzieś na półkach sklepów typu "wszystko po 4 złote"). W kolorówce nie szukam jednak zapachowych fajerwerków, a woń nie jest szczególnie mocna, więc mało wyrafinowana kompozycja mnie nie zraża.

Konsystencja jest dokładnie taka, jaką lubią nasze usta - lekka, kremowa, pomadka sunie po wargach niczym bobsleje po świeżo oddanym do użytku torze saneczkowym. 


KOLOR

Recenzowany przeze mnie odcień to 853 Chili. Nazwa kojarzy mi się z intensywną, ciemną czerwienią bez jakichś niepotrzebnych domieszek, i taki zresztą kolor ujrzały moje oczy podczas męczenia rossmannowskiego testera. Światło dzienne ukazało prawdziwe oblicze tej pomadki, dość niespodziewane, ale nadal będące mi na rękę, bo taki kolor i tak prędzej czy później bym kupiła (a typowych czerwieni mam od groma).

Chili to mocna czerwień, owszem, ale ze sporą dawką różu, nawet fioletu. Ciężko oddać ten kolor na zdjęciach, zazwyczaj wychodzą o wiele za jasne.

Ciekawe jest wykończenie Colour Elixir, bo to była główna cecha, która zauroczyła mnie w tym egzemplarzu - subtelna perła. Bez drobinek, bez "bazarowego" efektu, po prostu klasyczne i estetyczne błyszczenie. W erze satyn i matów ta szminka jest godną różnicującą opcją.

Pigmentacja jest świetna, jedna warstwa wystarcza na dokładne i równe pokrycie warg kolorem, drugie pociągnięcie sztyftu pogłębia barwę do poziomu "najpierw wchodzą moje usta, potem ja". 


DZIAŁANIE

Colour Elixir reklamowana jest jako seria nawilżająca i odżywiająca usta. Balsamu na pewno nie zastąpi (zwłaszcza w przypadku zniszczonych warg), ale nosi się świetnie, bo właściwie nie wysusza i nawet po kilku godzinach nie mam potrzeby dodatkowego nawilżenia, gdyż sama robi to w niewielkim, ale jednak, stopniu. Można nałożyć ją na zupełnie suche usta i nie uświadczymy z ich strony żadnego protestu, ale uwaga - lepiej, aby uprzednio pozbyć się suchych skórek, bo na pewno je podkreśli.


W ciągu dnia pomadka nie migruje poza kontur ust i wygląda dobrze nawet jeśli poskąpimy jej pomocy w postaci konturówki. Charakteryzuje się również niezłą trwałością. Być może nie wytrzyma całego dnia, ale przez kilka godzin możemy nosić ją w praktycznie niezmienionym nasyceniu. Kiedy zaczyna już schodzić, robi to z klasą, czyli równo, bez grudek i wchodzenia w załamania. Oszczędza nam również głupiego efektu "kolor na zewnątrz, skóra wewnątrz", kontrast ten jest bowiem zauważalny dopiero kiedy ktoś przyjrzy się bardzo dokładnie. Z odległości pięciu centymetrów. 

Przede wszystkim - jeśli jej nie zmyjemy/zetrzemy na siłę, na ustach pozostanie cień koloru, czyli nigdy nie zostaniemy przypadkowo całkiem "nagie".


PODSUMOWANIE

Intensywny kolor, niecodzienne wykończenie, wygodne użytkowanie. Cena nieco ściera uśmiech z twarzy - z drugiej strony uważam, że jest współmierna do jakości. Poza tym... od czego są promocje? ;)

niedziela, 14 grudnia 2014

Zakupy z Dnia Darmowej Dostawy - opinie o produktach i sklepach

Tak wiem, znowu zniknęłam na zbyt długo. Po prawdzie nadal nie powinno mnie tu być, ale stwierdziłam że krótki post nie wytrąci w równowagi mojej wieży obowiązków, a pomoże osłabić wrażenie, iż zaniedbałam blog.


2 grudnia wiele sklepów internetowych brało udział w akcji Dzień Darmowej Dostawy. Wszystkie zamówienia złożone tego dnia (w niektórych sklepach ich wartość musiała przekroczyć 20 zł) były wysyłane za darmo. Nie mogłam nie skorzystać z tej okazji i nie zamówić kilku rzeczy, które stacjonarnie trudno jest dostać bądź są o wiele droższe. 

Post pojawił się dopiero teraz, ponieważ ostatnia paczka dotarła do mnie w piątek, 12-tego grudnia, czyli ponad tydzień po złożeniu zamówienia. Nie wszystkim sklepom udało się szybko uporać z nawałem zamówień - ale o tym niżej.


Pierwsza doszła do mnie przesyłka ze sklepu Ecodrogeria.com.pl. Zamówienie złożyłam około 9:00 rano, następnego dnia po południu paczka była już u mnie (wybrałam kuriera Pocztexu). 


Kupiłam czarne mydło - poprzednie dawno mi się skończyło, a moja cera dawała mi do zrozumienia, że za nim tęskni. Zapłaciłam tyle samo co za poprzednie (28 zł z groszami), ale otrzymałam 50 g produktu więcej (200 g). Dodatkowo skład jest nieco inny i o ile w poprzednim na pierwszym miejscu była woda, co czyniło go bardzo płynnym, to tutaj Potassium Olivate (baza mydlana) jako główny składnik czyni mydło gęstą, zbitą masą. Na pewno utrudnia to aplikację, ale jednocześnie koncentracja najważniejszego elementu jest duża - nie ma co narzekać. Mydło wystarczy na długi czas.


Kolejnym zakupem, który trafił do moich rąk, a był to 8 grudnia, były półprodukty z Mydlandia.pl - kwas hialuronowy 2% (30 ml), olej z pestek truskawek i olej z drzewa herbacianego (po 10 ml każdy). Za wszystko zapłaciłam niecałe 21 zł

Jeśli miałabym się do czegoś przyczepić, to byłby to brak informacji na etykietach, czy dany produkt można trzymać w temperaturze pokojowej, czy należy przechowywać go w lodówce. Wiem, że wszystko lepiej wpakować do lodówki, ale gdybym po raz pierwszy do czynienia z półproduktami, możliwe, że nawet bym o tym nie pomyślała. Szkoda również, że status zamówienia nie zmienia się po zaakceptowaniu płatności (na mail przychodzi jedynie wiadomość, że zamówienie jest "w realizacji") i tak naprawdę nie wiadomo nawet, kiedy nastąpiła wysyłka.

Kwas kupuję od dawna, chociaż nieregularnie, ze względu na jego świetne właściwości nawilżające. Odczuwalnie wygładza cerę. Kwas opóźnia procesy starzenia, mam więc nadzieję, że uczynienie go elementem pielęgnacji już teraz zaprocentuje w przyszłości. Zresztą dzięki systematycznemu używaniu udało mi się nieco wygładzić zmarszczki mimiczne na czole. 

Preferuję kwas w formie żelu, ponieważ idealnie miesza się z kremem (a taką właśnie mieszankę aplikuję na twarz), w odróżnieniu od kwasu o konsystencji wody. Ten z Mydlandii jest odpowiednio gęsty i kropla strącona na porcję kremu nie spływa po jego powierzchni. 

Oleje z kolei kupiłam pierwszy raz. Próbowałam wielu innych, ale żaden nie spełnił moich oczekiwań, mam nadzieję że te okażą się dobrym wyborem. 

Olej truskawkowy ma m.in. regulować pracę gruczołów łojowych, chronić skórę przed utratą wody i neutralizować wolne rodniki. Jest lekki i wchłania się w mgnieniu  oka. 

Olej herbaciany kupiłam z kolei w celu punktowej aplikacji na krostki, którym czasem, zwłaszcza przed miesiączką, zdarza się pojawić na mojej twarzy - według niezliczonych opinii rozprawia się z nimi w błyskawicznym tempie. Podobno ma również właściwości łagodzące ugryzienia owadów. Może nie najlepszą porę wybrałam, aby to sprawdzić, ale jego data ważności to 02.2016 - więc na pewno go w tym celu wykorzystam. 


Wraz z zamówieniem z Mydlandii przyszła paczka z Mintishop,pl. Od dawna miałam chrapkę na pędzel Hakuro do podkładu, czyż była lepsza okazja do kupna niż DDD? 

Po poważnych rozterkach, czy wybrać H50 czy jego mniejszego brata H50S, zdecydowałam się na drugą opcję. H50S (25,90 zł) polecany jest dla osób rozpoczynających swoją przygodę z tego typu pędzlami (do tej pory podkład nakładałam palcem, pędzel języczkowy z EcoTools okazał się niewypałem), ponadto lepiej niż jego podstawowa wersja dociera do zakamarków twarzy, Jak teraz patrzę na tego malucha, trochę żałuję, że jednak nie zamówiłam H50, ale dopiero w praktyce okaże się, czy było warto. 

Skusiła mnie również szminka firmy Makeup Revolution w kolorze Fusion. Swatch na stronie sklepu był więcej niż zachęcający, kolor ujął mnie z miejsca, był idealny. A teraz porównajcie zdjęcie na Minti z tym, co udało się uchwycić mnie:


To po lewej to skutek pojedynczego przejechania sztyftem po skórze. Prawa strona to kilka warstw. WIELKI minus dla Minti dla napisane bzdur o tym, że szminka jest "bardzo dobrze napigmentowana" i wprowadzenie w błąd zdjęciem - kolor jest zupełnie inny. Żeby osiągnąć taką głębię, musiałabym chyba wysmarować jednorazowo pół produktu, kolor natomiast nigdy nie będzie tak pięknym fioletem. 

Efekt na ustach jest równie marny i mimo kilkukrotnego nałożenia pomadki, wargi nadal wyglądały, jakbym nic na nich nie miała. Niby to tylko 5 zł, ale niesmak pozostał. Nigdy nie miałam gorszego mazidła do ust. 


W piątek odebrałam przesyłkę ze sklepu EkoPiękno.pl, który tego dnia najtaniej oferował kosmetyki Sylveco. Lubię je ja i moja mama, więc zdecydowałam się i na krem dla siebie, i krem dla niej jako element prezentu świątecznego. Pisałam już, że w codziennej pielęgnacji używam kremu brzozowego, tym razem sięgnęłam jednak po rokitnikowy, którym niedawno zachwycała się Arsenic. Moja mama uwielbia krem brzozowy z betuliną, który doskonale łagodzi wszelkie podrażnienia na jej atopowej skórze, więc na ten zdecydowałam się bez żadnego wahania. Dodatkowo gratis (no, prawie... krem bez "gratisu" jest 2 zł tańszy) otrzymałam peeling oczyszczający.

Za całość zapłaciłam niecałe 53 zł. Sklep niestety ociągał się nieco z wysyłką, ale plusem jest to, że jako jedyny zaoferował mi rabat na następne zakupy. 


Brałyście udział w DDD? Jesteście zadowolone z zakupów i czasu realizacji zamówień?