Wracam po kilku tygodniach, nadal z deficytem czasu, ale staram się wyrwać dobie parę chwil na napisanie posta. Ledwo znajduję czas na zrobienie dostatecznej ilości treningów, ba, nawet na jedzenie tyle, ile powinnam (trzy posiłki nagle stały się normą), ale chciałabym przynajmniej raz w tygodniu coś dodać - a jest sporo rzeczy, o których chciałabym napisać.
Żeby ponownie wejść w rytm, zaczynam od czegoś lekkiego, czyli produktów zdenkowanych w ciągu ostatnich kilku miesięcy. Nie wszystko się ostało, więc produktów jest mniej niż faktycznie zużyłam.
Kropla Zdrowia, Eco Argan Eye Cream, krem pod oczy z olejkiem arganowym - próbek zwykle nie recenzuję, bo co wiarygodnego można powiedzieć po zużyciu 2 ml produktu? W tym przypadku jest inaczej, bo saszetek dostałam tyle, że wystarczyło mi na kilka tygodni regularnego używania. Krem jest lekki, dobrze się wchłania i nie rozmazuje na skórze, nie pozostawia pod oczami klejącej powłoki, nadaje się pod makijaż. Plus za to, że olej arganowy faktycznie jest obecny w sporej ilości (trzecie miejsce w składzie), a nie jako echo w okolicy substancji zapachowych. Do tego olej z awokado, masło shea, wyciąg z kasztanowca i kozie mleko - fakt, że pośród substancji chemicznych, ale jednak.
Producent obiecuje redukcję zasinień i zdaje się, że faktycznie ma rację, bo narkotyczne cienie zdawały się jakoś mniej rzucać w oczy, kiedy traktowałam je tym kosmetykiem.
Nawilżenie jest poprawne, aczkolwiek nie powala na kolana - krem daje ulgę na krótko, po kilkunastu godzinach skóra znowu woła, że jest jej za sucho.
Produkt kosztuje około 40 zł za 30 ml, na mój portfel to zbyt wysoka cena, ale gdyby była niższa, kupiłabym bez zastanowienia.
Purederm, Botanical Choice Nose Pore Strips, oczyszczające plastry na nos - swego czasu te plastry wywołały spory szał w blogosferze. Udało mi się kupić raz, nie byłam zachwycona, ostatnio sięgnęłam po nie ponownie, z nadzieją, że może jednak jakimś cudem tym razem będzie ok. Niestety obecnie plastry również wyciągały minimalne ilości zanieczyszczeń, głównie z kącików skrzydełek nosa. Raz czy dwa miały "lepszy dzień", gdy ruszyły cokolwiek ze szczytu, ale efekt był tak mizerny, że na pewno tych konkretnych plastrów nie kupię ponownie.
Ziaja, krem nawilżający matujący 25+ - krem-legenda pośród kremów dla cer mieszanych, gdy pokończyły mi się zarówno Sylveco, jak i Baikal Herbals, a ja musiałam szybko sięgnąć po coś niedrogiego, Ziaja była pierwszym wyborem.
Krem okazał się dosyć gęsty, ale aplikacja nie nastręczała mi problemów. Wchłaniał się całkiem szybko i nie stawiał w szranki z makijażem. Okazał się zabójczo wydajny i wytrwał dwa miesiące (jak nie więcej). Nawilża znakomicie, z matowieniem jest niestety gorzej, w tej kategorii nie zauważyłam większej różnicy między nim a kremami typowo nawilżającymi.
Niestety mam wrażenie, że nieco zapchał mi pory. Mimo wszystko, prawdopodobnie kupię go ponownie, zwłaszcza że cena (ok. 10 zł za 50 ml) jest bezkonkurencyjna, a ja nie zawsze mam możliwość szarpnąć się za coś dwa razy droższego.
Pharmaceris T, krem z 10% kwasem migdałowym - to już moje... trzecie? czwarte? opakowanie, właściwie to mogłoby wystarczyć za recenzję, ale niech przyzwoitość zwycięży. Ten krem po prostu działa, skutecznie odblokowując pory i uniemożliwiając rozwój wszelkim pryszczom i inszym krostkom. Z cery problematycznej wyczarowuje cerę czystą i gładką. Na pewno jeszcze nie raz do niego wrócę. Więcej o kremie napisałam tutaj.
Yves Rocher, Volume, Volumizing Shampoo, szampon zwiększający objętość włosów - kosmetyk o mocnym, ostrym i ciut chemicznym, chociaż wyraźnie kwiatowym aromacie, który chociaż nie powinien, bardzo przypadł mi do gustu. Kupiłam ze względu na to, że moim włosom często brakuje objętości (a czasem miewam szopę niczym Hermiona Granger, moje kłaki to jedna wielka zagadka). chociaż i tak zamierzałam go używać jako szamponu do mniej więcej cotygodniowego oczyszczania, a nie codziennej pielęgnacji. I w jednym, i w drugim przypadku sprawdził się dobrze - włosy były wyraźnie podniesione i bardziej puszyste (a nie puszące się), a przy tym pozbawione wszelkich brudów i potencjalnie obciążających substancji. Po myciu - stosunkowo miękkie, prawie niepoplątane, może nieco bardziej suche po użyciu delikatniejszego szamponu, ale to akurat dało się naprawić odżywką. Chętnie kupię ponownie.
Babydream fur Mama, Pflegeol, olejek do pielęgnacji ciała - nie, nie nakładałam go na włosy, bo po pierwszym razie nie wyglądały na szczególnie zachwycone tym pomysłem. Przeznaczyłam go w całości do ciała, nakładając na zmianę na suchą i wilgotną skórę. Ta druga opcja wygrywa pod tym względem, że po całym zabiegu olej w większości się wchłania, zamiast, jak w przypadku aplikacji na suchą skórę, trwać na niej, dopóki go nie wytrzemy. Znakomity, w stopniu wręcz ciężkim do uwierzenia (praktycznie same oleje), skład, musiał dać genialne efekty - doskonałe nawilżenie i skórę gładką jak jedwab. Do tego śmieszna cena - jakieś 10 zł za 250 ml - czy muszę dodawać, że kupię ponownie?
Pharmona, Tutti Frutti, Peeling do ciała - mój ulubiony maleńki kompan do ścierania martwego naskórka, tym razem w wersji Wiśnia&Porzeczka. Kupuję coraz to nowe opakowania, bo cóż, ten produkt po prostu znakomicie spełnia swoje zadanie i ściera jak szalony, a wariantów zapachowych jest tyle, że do tej pory żaden mi się nie powtórzył. Widoczny na zdjęciu egzemplarz dorównuje swoim kolegom, także temu arbuzowo-melonowemu - aromat jest mocny, soczysty i naturalny. Nieco lepsza wydajność i byłoby idealnie. Kupię ponownie!
Garnier, płyn micelarny 3w1 - najlepszy micel jaki miałam, bo nie dość, że płacimy 17 zł za 400-mililitrowe opakowanie, to jeszcze szybko i dokładnie oczyszczamy całą twarz, z oczami włącznie, co w przypadku płynów micelarnych nie jest sprawą oczywistą. A tu wszelkie tusze i kredki usuwane są bez śladu (pandy dnia następnego) i podrażnień. Zero klejącej warstwy, zero uczucia niedoczyszczenia - więcej zachwytów tutaj. Kupię ponownie. Miliard razy.
Uriage, Eau Thermale, woda termalna - łagodzi podrażnienia, odświeża, ogranicza powstawanie skórnych niespodzianek, scala makijaż i poprawia jego ogólny wygląd. W dodatku nie trzeba jej wycierać po aplikacji. Więcej przeczytacie tutaj. To już moja któraś z kolei butelka i na pewno nie ostatnia. Kupię ponownie.
***
Tym tekstem obiecuję poprawę w częstotliwości dodawania postów. Trzymajcie kciuki, żeby uczelnia do końca mnie nie przemieliła ;)
Jak Wasze denka? Może też zużyłyście któryś z tych produktów?
Micel z Garniera, woda termalna Uriage oraz olejek Babydream to również moje ulubione produkty, obowiązkowe w pielęgnacji :-)
OdpowiedzUsuńkupiłam ostatnio ten micel z Garniera na promocji za 12zł i jestem zachwycona :D jest świetny, chociaż z wcześniejszego różowego z Kolastyny również byłam bardzo zadowolona :) muszę wypróbować ten olejek BabyDream :)
OdpowiedzUsuńPłynu z Kolastyny nie miałam, nie wiem czy go wypróbuję, bo Garnier spełnia wszystkie moje wymagania i przy tak niskiej (nawet bez promocji) cenie za tak dużą pojemność, aż szkoda sięgać po coś innego ;)
UsuńChciałam tylko napisać, że trafiłam na Twojego bloga chwilę temu, trochę go sobie przejrzałam, poczytałam i wiem już, że zostanę tutaj na dłużej :)
OdpowiedzUsuńBardzo rzeczowe, konkretne, merytoryczne opinie o produktach, dobrej jakości zdjęcia no i coś, na co coraz mniej zwraca się dziś uwagę, co jest towarem - jak się okazuje - "ekskluzywnym" i deficytowym w szeroko pojętej blogosferze - dbanie o poprawne posługiwanie się językiem polskim :D
Nawet o rzeczach, które mnie osobiście specjalnie nie interesują, czytam u Ciebie z dużą przyjemnością właśnie z powodu używania pięknej, poprawnej polszczyzny.
Pozdrawiam i liczę na - w miarę możliwości - regularne wpisy :D
Bardzo dziękuję, niesamowicie miło jest czytać takie słowa! Zdecydowanie motywują do dalszego pisania :)
UsuńA właśnie od dłuższego czasu zastanawiam się nad wypróbowaniem kremów zawierających kwasy, zatem, kto wie, może pokuszę się o ten wspominany przez Ciebie? Oczywiście w trakcie czytania tego posta od razu przeskoczyłam do tego drugiego, całkowicie poświęconego kremowi i teraz sama nie wiem, co z tym fantem zrobić. Wspominasz tam, że niestety, nie poradził on sobie z zaskórnikami, a to one są moją największą zmorą i sama już nie wiem, co robić, by zniknęły ;c Cóż, najwidoczniej będę musiała nieco dokładniej rozejrzeć się w tym temacie i poszukać czegoś dla siebie :) Mam nadzieję, że mimo wszystko kiedyś uporam się z tymi okropnymi, czarnymi krostkami i będę mogła pochwalić się piękną cerą :)
OdpowiedzUsuńPłynu micelarnego z Garniera sama używam i także jestem z niego zadowolona, choć czasem szalenie swędzi mnie po nim... nos! :D Sam jego czubeczek :D Nie wiem, czym jest to spowodowane, nie wyskakuje żadne uczulenie, po prostu swędzi jak szalony i tyle, ale nauczyłam się z tym walczyć i po użyciu płynu po prostu lekko przecieram nochal ręcznikiem :D
Tym oto sposobem z komentarza zrobił się mały tasiemiec.
Pozdrawiam! :)
Niestety zaskórniki to niezłe uparciuchy i ciężko je zwalczyć. Przy Pharmaceris stały się nieco mniej widoczne, a nos już nie jest chropowaty, ale zniknąć nie zniknęły. Mam do przetestowania jeszcze parę produktów z kwasami, więc może któryś w końcu poradzi sobie z tym problemem.
UsuńUwielbiam długie komentarze, więc nie przejmuj się ;)
Ładne denko. Znam tylko micel Garniera i faktycznie jest dobry.
OdpowiedzUsuńMicelek z Garniera mega lubie i te peelingi z Tutti Frutti tez :), zainteresowalas mnie tym kremem z Pharmaceris, tez mam mieszana cere i chyba sie na niego skusze :)
OdpowiedzUsuńTen krem uratował moją skórę, a było naprawdę nieciekawie, a do tego bardzo często można kupić go w cenie promocyjnej, więc będę polecać, bo to świetny kosmetyk w rozsądnej cenie.
UsuńWłaśnie kupiłam te plastry po raz drugi, mam nadzieję, że zrobią przynajmniej taką robotę jak u Idalii.
OdpowiedzUsuńA co do kremów z Ziaji, sama robiłam denko nawilżającego z olejkiem z pestem winogron do czasu wielkiego wysypu zaskórników zamkniętych... A miał być lekkim kremem. Jakoś zaczynam się ich bać.
Właśnie zaczynam przygodę z tym kremem z pharmaceris, mam nadzieję, że pomoże na tę "kaszkę"
Miałam jeszcze jeden krem z Ziai. Obecnie gdzieś się zawieruszył, więc nie mogę go pokazać, ale na pewno go nie zużyję, bo wystarczył jeden dzień używania, żeby wysypało mnie na całej twarzy. Do produktów tej firmy podchodzę ostrożnie, bo to nie pierwszy raz, kiedy mnie "skrzywdziły", na szczęście ten który tu opisałam okazał się stosunkowo niezły.
Usuń