Z problemem wypadających włosów
borykam się od dawna. Raz jest lepiej, raz gorzej, powody są różne, ale jedno
jest pewne – wystarczy niewielka zmiana, by trzymające się w ryzach włosy
zaczęły szukać nowego domu. Basenowy chlor, wiosenne osłabienie, noszenie
czapki, problemy z odżywianiem (teraz już nie, ale zdarzało się) – ciężar
takich sytuacji spada niestety (i zdawałoby się, w całości) na moje włosy.
Próbowałam wielu specyfików, od suplementów
diety przez odżywki do wcierek. Z całego arsenału na dłuższą metę
pomógł mi jedynie Jantar. Po długiej kuracji chciałam spróbować czegoś nowego, czegoś,
czego nie będę musiała na siłę wytrząsać z butelki i używać codziennie. Wybór
padł na rzepową kurację wzmacniającą Joanny. Jak się sprawdziła? Zapraszam na
recenzję :)
Joanna
Rzepa
Kuracja wzmacniająca
SŁOWO OD PRODUCENTA
Kuracja wzmacniająca Rzepa przeznaczona jest dla włosów przetłuszczających się, ze skłonnością do łupieżu i wypadania. Zawiera bogaty zestaw aktywnych czynników - takich jak ekstrakt z czarnej rzepy oraz inne specjalnie wyselekcjonowane ekstrakty naturalne i składniki energizujące, aby wzmacniać włosy i skutecznie zmniejszać przetłuszczanie się skóry głowy. To specjalistyczny produkt do wcierania w skórę głowy, który pozwala osiągnąć dobre rezultaty przy regularnym stosowaniu.
Specjalna formuła neutralizuje charakterystyczny zapach czarnej rzepy i zwiększa komfort stosowania.
OPAKOWANIE
Stumililitrową kurację dostajemy
w kartoniku, wewnątrz którego znajduje się przezroczysta plastikowa butelka z długim
wąskim dozownikiem. Wielki plus dla Joanny! Dzięki takiej szyjce można bez
trudu dostać się z preparatem do skóry głowy, bez zostawiania go na włosach.
Otwór jest nieduży, w łatwy
sposób można kontrolować aplikowaną ilość kuracji. Plastik jest miękki, więc w
razie potrzeby mocniejszym ściśnięciem z butelki wypływa więcej płynu.
Kartonik zawiera wszystkie
potrzebne informacje na temat preparatu – zalecenia, stosowanie, skład. Na
etykiecie samej butelki znajdziemy już tylko datę ważności. Napisy się nie
ścierają, naklejka nie odrywa.
5/5
ZAPACH I KONSYSTENCJA
Zapach rzepy jest wyraźny i dość
mocny, ale wyczuwalny tylko podczas aplikacji. Tuż po zakończeniu masażu się
ulatnia. Wielu osobom będzie przeszkadzał,
dla mnie jest akurat przyjemny
.
Konsystencja wodnista, kuracja
może trochę spływać, ale na pewno nie
tak żeby zalać nam twarz i kark ;). Wchłania się stosunkowo szybko.
4.5/5
DZIAŁANIE
Producent zaleca używanie kuracji
przez dwa tygodnie po każdym myciu głowy, co najmniej trzy razy w tygodniu,
następnie kilkudniową przerwę i ewentualny powrót do stosowania. Sposób użycia
jest prosty: nanosimy kurację na skórę głowy i wcieramy/masujemy przez kilka
minut. Nie spłukujemy. Nie mam raczej cierpliwości do masaży i moje ograniczały
się zwykle do dwuminutowych sesji. Okazało się jednak, że to wystarczy.
Włosy, które do tej pory
wychodziły mi garściami, po dwóch tygodniach się uspokoiły. Przestałam
zostawiać masę kołtunów na grzebieniu czy w odpływie wanny. Owszem, cały czas
zdarza mi się zgubić parę przy czesaniu, ale to jest nic w porównaniu z tym, co
było wcześniej. Trudno było mi uwierzyć, że taki postęp może się dokonać w
ciągu dwóch tygodni – a jednak. Kurację stosowałam dwa razy i za każdym razem
wystarczyło te sześć-osiem aplikacji żeby problem zniknął.
Co więcej, efekt utrzymuje się
dość długo. Po pierwszej turze chciałam odczekać parę dni i wrócić do
stosowania Rzepy, ale włosy były w tak dobrej kondycji, że na jakiś miesiąc
zapomniałam o tym, iż wcierkę w ogóle mam.
Wypadanie wzmogło się znowu, jak
sądzę, w wyniku połączenia wiosennego osłabienia z duszeniem włosów pod czapką.
Pokornie wróciłam do Joanny i w chwili obecnej mogę odetchnąć z ulgą, bo po
dwóch tygodniach włosy są wyraźnie mocniejsze i nie muszę oczyszczać grzebienia
po każdym rozczesaniu.
Widać wyraźnie, że kuracja nie
jest sposobem „raz na zawsze”, problem powraca, w moim przypadku pewnie zawsze
tak będzie, nie liczę na cud. Mimo to Rzepa zdecydowanie ułatwiła mi życie. Nad czołem odnalazłam nawet kilka baby hair :)
Producent obiecuje ponadto
zahamowanie przetłuszczania się włosów i ograniczenie łupieżu. Tego drugiego
nie mam, co do przetłuszczania, nie zauważyłam żadnej różnicy. Powiedziałabym
nawet, że włosy ostatnio przetłuszczają mi się szybciej niż zwykle, ale nie
jest to wina wcierki (powodu szukam).
Kuracja nie podrażniła mojego
skalpu, nie zauważyłam żadnych skutków ubocznych. Producent ostrzega przed
mrowieniem skóry głowy czy wystąpieniem osadu na włosach, u mnie takie objawy się
nie pojawiły.
8/10
SKŁAD
WYDAJNOŚĆ
Po dwóch turach mam jeszcze
połowę butelki. Jak na produkt do stosowania czasowo i nieregularnie, myślę, że
to całkiem dobry wynik.
4/5
DOSTĘPNOŚĆ
Kurację widziałam w Naturach,
SuperPharm i mniejszych drogeriach (Kraków – Firlit).
4/5
CENA
7-9zł/100ml.
5/5
SUMA PUNKTÓW: 30,5/35
Zdecydowanie polecam każdemu, kto
tak jak ja boryka się z problemem wiecznie wypadających włosów. To niepozorne tanie
maleństwo naprawdę działa i zasłużyło sobie na szczególne, stałe miejsce pośród
moich kosmetyków. Obym szybko nie musiała do niego wracać – ale w razie czego,
będzie jak ulał.