poniedziałek, 17 marca 2014

Moja walka z niedoskonałościami: Pharmaceris T 5% kwasu migdałowego


Jeżeli zwykle omijacie wstępy do recenzji, tym razem proszę o przeczytanie :) sądzę, że w tym przypadku pomoże Wam to najlepiej ocenić działanie kremu i porównać stan swojej cery z moją.

Przez ostatnie miesiące toczyłam wielkie boje ze swoją skórą. Dla mnie było to coś nowego. Nigdy nie miałam typowego, ciężkiego trądziku, nie wymagałam kuracji hormonalnych ani innej ciężkiej artylerii. Moja cera była stosunkowo „czysta”, co jakiś czas wyskakiwały mi krostki, nieobcy był mi temat zaskórników na nosie, ale ogólnie - nie było źle. 

To, co zaczęło się mniej więcej w lipcu zeszłego roku, skutecznie wyprowadziło mnie z równowagi. Moje czoło, broda, okolice ust były zasypywane non stop. Pasta cynkowa, maść antyseptyczna były w ciągłym ruchu, ale dawały jedynie chwilowe ukojenie. Drogeryjne kosmetyki do cery tłustej i skłonnej do wyprysków przestały dawać radę. Praktycznie każdy używany kosmetyk potwornie mnie zapychał – spirulina, jakiekolwiek oleje (nawet kropla), emulsja Vichy, o której ostatnio pisałam czy też krem na noc. Pozbywanie się krostek trwało bardzo długo, a ja z coraz większą frustracją eliminowałam kolejne produkty. Doszło do tego, że bałam się używać czegokolwiek poza mydłem Alepp, wodą termalną i kremem nawilżającym (w międzyczasie zmieniłam pielęgnację). Mimo to i tak co chwilę na twarzy pojawiały się nowe pryszcze. 

Miarka w końcu się przebrała. W końcu ile można drżeć przed użyciem nowego kosmetyku? Jak długo mam wydawać pieniądze na coś, a potem odkładać prawie nowe, bo zapycha? Reakcje mojej skóry nie były normalne. Najbardziej żal było mi właśnie emulsji Vichy, idealnego filtra, który robił z mojej twarzy pole minowe. Stwierdziłam – nie ma sensu narzekać, że mam bardzo wrażliwą i podatną na zapychanie cerę. TRZEBA COŚ Z TYM ZROBIĆ.


Zakasałam rękawy i sięgnęłam do zakurzonych kątów mózgu, gdzie w jakiejś szufladzie rozpaczliwie kołatała się „przypadkiem” zdobyta informacja o serii Pharmaceris T z kwasem migdałowym do cery trądzikowej. Poczytałam o kwasach, popytałam mądrzejszych od siebie, poczytałam o samej serii i na sam początek wybrałam krem z zawartością 5% kwasu. Nigdy nie myślałam o mojej cerze jako o trądzikowej, zawsze nazywałam ją „mieszaną w kierunku tłustej w strefie T” ale nadszedł czas spojrzeć prawdzie w oczy – była problematyczna.

Pharmaceris T, Krem z 5% kwasem migdałowym

Gdzie? Superpharm, apteki | Za ile? Ok. 39zł / 50ml


ASPEKTY TECHNICZNE

Estetyczne, higieniczne i stabilne opakowanie z pompką, której nie w głowie zacinanie się. Wadą takiego opakowania jest niemożność sprawdzenia, ile produktu zostało. Nie lubię takich niespodzianek.

Zapach przyjemny, cytrusowy, nie chemiczny i nie przesadnie mocny, ot, taki miły dodatek do całej kuracji.

Konsystencja raczej lekka, krem bezproblemowo rozprowadza się po skórze i dość szybko (ale też nie od razu) się wchłania, zostawiając na powierzchni delikatną warstwę – suchą, absolutnie nie klejącą, nadaje ona skórze przyjemną gładkość. Jeśli się skrzywimy, poczujemy, że skóra jest ściągnięta, ale to uczucie mija po kilkunastu minutach. 


DZIAŁANIE

Otóż przez pierwsze trzy tygodnie nie zauważyłam żadnych efektów. Krostek było tyle ile wcześniej – ani mniej, ani więcej, wyskakiwały z taką samą częstotliwością i tak samo jak wcześniej upierdliwie się goiły. Spodziewałam się również łuszczenia, ale i ono (na szczęście?) nie nastąpiło. Skóra zdawała się na produkt nie reagować. Doszło do tego że pobiegłam do sklepu do Effaclar Duo, decydując jednocześnie, że Pharmaceris grzecznie zużyję. I co? Pharmaceris widząc obok siebie konkurencję zaczął działać…

Stare krostki zaczęły się ładnie goić, nowe przestały się pojawiać. Co jakiś czas wracałam do filtra Vichy jako takiego „sprawdzianu” działania kremu. O ile na początku skóra się buntowała, tak któregoś dnia obudziłam się i stwierdziłam, że nie pojawiło się na mojej skórze nic nowego. Wciąż nie dowierzając wróciłam do emulsji i faktycznie – żadnego wysypu nie było. Odłożyłam na bok wszelkie maści, zapomniałam jak to jest maltretować krostki (tak, ja z tych co im łapy do wyprysków lecą). Mogę spokojnie używać także olejów i nie bać się, że mnie zapchają. 


Jak jest obecnie, po sześciu tygodniach od rozpoczęcia kuracji? Na skórze mam jeszcze kilka blizn, ale nic nowego nie wyłazi, nie ma żadnych „wulkanów”. Cud! Wcześniej nie było dnia, żebym nie próbowała zatuszować jakiegoś wyprysku.

Skóra wygląda zdrowiej, jest gładsza, po nocy wydziela mniej sebum. Pory są zwężone. Nadal nie jest idealna – wokół ust i na czole widzę czasami pojedyncze maleńkie podskórne grudki. Pharmaceris nie poradził sobie również z zaskórnikami, aczkolwiek wcześniej chropowata skóra na nosie teraz jest jednolita. Ogólny koloryt jest minimalnie wyrównany, ale przebarwienia po krostkach nie zostały rozjaśnione.

Krem nie wysuszył ani nie podrażnił mojej skóry, nie musiałam się ratować ciężkimi nawilżającymi czy kojącymi kremami – wystarczyły lekkie na dzień. Przez cały okres używania stosuję jednak filtr SPF 50+, co mogło wpłynąć na dobrą kondycję cery (przy stosowaniu kwasów staje się ona wrażliwa na promienie słoneczne – producent zaleca stosowanie filtrów o wysokości przynajmniej 20 SPF latem, ja i tak niezależnie od kwasów nakładam codziennie pięćdziesiątkę).

SKŁAD


PODSUMOWANIE

Nie wiem, jak Pharmaceris sprawdziłby się u osób z zaawansowanym trądzikiem. Na tłustej, problematycznej cerze zdał egzamin zadowalająco i chociaż mam w planach testy innych produktów, temu daję zielone światło na przyszłość. Nie spodziewałam się, iż tak dobrze poradzi sobie z nieustępliwymi pryszczami. Warto było czekać, by zobaczyć jego działanie. 

12 komentarzy:

  1. miałam 10% i bardzo lubiłam, własnie mi się skończył

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 10% jeszcze przede mną, ale na pewno wypróbuję :)

      Usuń
  2. no proszę! czytałam już kilka postów nt. kremu I stopień i w każdym poprawa była mało widoczna, więc planowałam rozpocząć u siebie od II stopnia od razu a teraz znowu jestem w kropce ;) tak czy inaczej, muszę się w końcu przejść do apteki po swoją tubkę - może pani farmaceutka mi doradzi :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja trochę bałam się zaczynać od drugiego, poza tym trafiałam właśnie na opinie że I daje super efekty a ten II jest ciut gorszy.

      Usuń
  3. Posiadam ten krem tyle tylko że 10% i muszę go zacząć używać regularnie żeby zobaczyć czy cokolwiek u mnie zdziała ;))

    OdpowiedzUsuń
  4. już od jakiegoś czasu myślałam żeby go kupić, teraz na pewno to zrobię jak trafię na jakąś promocję :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Teraz w Superpharm trwa promocja na całą serię T, jest minus 20% :)

      Usuń
  5. Właśnie od prawie 2 tygodni używam tego kremu. Kupiłam go, ponieważ chciałabym zrobić sobie kurację kwasem migdałowym u kosmetyczki, ale bałam się, że może mnie uczulić, więc stwierdziłam, że mogę zrobić test za te 40 zł, a nie 100, a akurat była promocja w SuperPharm, więc się skusiłam. Na wizażu przeczytałam masę pozytywnych opinii, a u mnie póki co... bardzo małe efekty. Nie doświadczyłam żadnego złuszczania i podrażnień, ale też nie widzę zmian na skórze. No, może rzeczywiście po nocy jest mniej sebum i - o dziwo - chyba jest odrobinę bardziej nawilżona. Ale poza tym stan cery jest taki sam, jak był, więc Twój wpis daje mi nadzieję, że jednak jakieś pozytywne zmiany nastąpią :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pewnie musisz jeszcze poczekać, mam nadzieję że ostatecznie będziesz zadowolona :)

      Usuń
  6. Woohoo odkryłam kolejny fajny blog 'po fachu'!! Zawsze mnie to cieszy :D
    KEEP GOING! Właśnie zdobyłaś nową czytelniczkę :))))) Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń