wtorek, 24 lipca 2012

Płaski brzuch bez wysiłku (?)

Wstąpiłam ostatnio po drobne zakupy do Natury (promocja na cienie My Secret! - oczywiście skorzystałam) i w drodze do kasy zauważyłam TO:


Od ponad dwóch tygodni ćwiczę z Ewą Chodakowską, ale wiadomo, nie codziennie mam chęci, siły czy czas, aby te 40 minut poświęcić na killera. Czasem ćwiczę dwa dni z rzędu, czasem przez parę dni nie ćwiczę, bo wiadomo, różne rzeczy wypadają. A chciałam coś uniwersalnego, na każdy dzień - płyta z nieba mi spadła.

Cena była podejrzana i jednocześnie bezpieczna, bo około 7zł. Stwierdziłam, że nic nie ryzykuję, więc bez wahania wrzuciłam płytę do koszyka. 

Wydaje się niemożliwe, aby 10 minut ćwiczeń, nawet codziennie, dało widoczne efekty. Może tak, może nie. Dla mnie, ćwiczącej regularnie z Ewą, to na pewno jakaś różnorodność. Tym bardziej, że ani z wagą, ani z innymi częściami ciała nie mam kłopotów (a może raczej - kompleksów ;)). 

Powiem tak: przerobiłam pierwszy program. Mięśnie brzucha pracują faktycznie na najwyższych obrotach. Ćwiczenia same w sobie cudów raczej nie zdziałają, ale na pewno podtrzymają efekt, jaki powstał w wyniku    wcześniejszych i bardziej wymagających treningów. 

Swoją drogą: film dostępny w Naturze w oryginale wygląda tak:

źródło:  http://www.webkupiec.pl
Na pewno zdam relację z efektów :)

wtorek, 17 lipca 2012

Moja pielęgnacja włosów | POLISH ONLY |


Słowem wstępu: moje włosy są długie, falowane u nasady i kręcone na końcach, dość porowate. Nadal szukam najlepszych dla nich kosmetyków i najbardziej odpowiednich metod traktowania. Mimo to pewnych zasad się trzymam: nie zamieniam szamponu na odżywkę, bo podczas mycia muszę mieć pianę, inaczej nie czuję się dobrze. Unikam suszarek, prostownic i lokówek, ale nie wykluczam ich całkowicie. Uważam, że najważniejszym jest, aby włosy ładnie wyglądały, zwłaszcza na szczególne okazje - więc co jakiś czas popełniam "grzech" użycia kosmetyku z silikonami, zwłaszcza, że moje włosy reagują na nie bardzo pozytywnie.

Oto przegląd tego, czego używam:

SZAMPONY


Rossmann, Babydream fur Mama, balsam do kąpieli - hit blogosfery skusił i mnie, i zadziałał na mnie tak samo dobrze. Brak w nim SLS czy silikonów. 
Świetnie oczyszcza włosy z zanieczyszeń i olejów, pozostawia je miękkie, aczkolwiek nieco poplątane - bez odżywki ani rusz! Z drugiej strony, podejrzewam, że nawet najlepszy szampon nie poradziłby sobie z moimi kołtunami podczas mycia, więc nie zaliczam tego do wad. Nie zauważyłam, aby włosy przetłuszczały się szybciej, nawet odwrotnie - o ile wcześniej często na drugi dzień czułam, że są nieświeże, tak teraz nawet gdy nie zdążę ich umyć wieczorem drugiego dnia, nie odczuwam dyskomfortu. 
Balsam ma ładny, delikatny, pudrowy zapach. Używam go do prawie każdego mycia - tak włosów, jak i ciała. 
Minus? Jest stanowczo zbyt rzadki, potrafi spłynąć z włosów, i przez to trzeba zaaplikować go więcej, niż naprawdę potrzeba. Jeśli chodzi o wydajność - butla o pojemności 500ml wystarcza na ok. trzy tygodnie, przy myciu włosów co dwa dni i codziennym myciu ciała. Nie jest to mało, ale biorąc pod uwagę ilość balsamu, mogłoby być trochę lepiej.  
Opakowanie jest poręczne, nie wyślizguje się z mokrej dłoni, widać, ile kosmetyku pozostało, klapka łatwo się otwiera, ale nie samoczynnie. Wygląda też nie najgorzej. Naklejka nieco niszczy się pod wpływem wody, ale nie zostaje na palcach, więc nie jest źle. W tej kwestii nie mam nic do zarzucenia. 
Kosztuje ok. 9zł, więc nie jest to cena wygórowana. 

Syoss, Silicone Free, Repair & Fullness, Szampon do włosów normalnych po zniszczone - tego szamponu używam mniej więcej co tydzień, jako oczyszczenia. Zgodnie z opisem producenta nie zawiera silikonów, parabenów ani parafin; przyznam, że nie znam się aż tak dobrze na składach, ale co niektórzy mogą się obruszyć na obecność pq - nie jestem aż tak na to wyczulona, więc szamponu od razu nie skreślam. Zawiera SLeS, ale moja skóra głowy nie reaguje na ten składnik podrażnieniem, więc przeciwnie, całkiem go lubi. Szampon oczyszcza genialnie, wspaniale się pieni, włosy po umyciu są miękkie i sypkie - owszem kołtuni je, ale w niewielkim stopniu, plus - jak wyżej, u mnie każdy szampon to robi. Zapach ma mocny, raczej chemiczny, trudny to określenia, ale nie zostaje na włosach - na krótką metę nawet mi się podoba. 
Konsystencja jest jak dla mnie idealna - ni to za gęsta, ni zbyt wodnista.
Wydajność jest bardzo dobra - na początku, zanim odkryłam Babydream, używałam go do każdego mycia, potem, jak wyżej, co tydzień, w końcu przez parę dni w kryzysie nawet do kąpieli (całkiem nieźle się sprawdził), w końcu nawet do pędzla, który nie chciał się doczyścić po kremie BB. Zawsze leję go sporo. Obstawiam, że obecnie ma ok. dwóch miesięcy - zużycie widzicie na zdjęciu.
Co do opakowania - pod prysznicem trochę nieporęczne i może się ślizgać w dłoni. Widać dobrze, ile produktu zostało. Szata graficzna miła dla oka. Otwiera się bez problemu. 
Kosztuje ok. 15zł/500ml, ja dorwałam go w promocji za 10zł. Niestety obecnie dla mnie 15zł za szampon to trochę za dużo, więc jeśli się skończy, spróbuję czegoś tańszego. 

ODŻYWKI DO SPŁUKIWANIA





Rossmann, Isana Hair, Glättungs Spülung, Odżywka wygładzająca włosy z olejkiem babassu - niestety nie mam swojego zdjęcia, więc muszę posłużyć sie tym z wizaz.pl. Odżywka skończyła mi się jakoś w trzecim tygodniu czerwca, opakowanie wyrzuciłam i na razie nie kupiłam nowej, ale pewne jest, że do niej wrócę, dlatego umieszczam ją w zestawieniu. 
Uwielbiam! Wspaniale działa na moje włosy: ułatwia rozczesywanie, wygładza, sprawia, że są miękkie, delikatne w dobrym tego słowa znaczeniu, po jej użyciu nie mogę się powstrzymać od zabawy włosami. A działa błyskawicznie - wystarczą trzy do pięciu minut, aby włosy były idealnie gładkie.
Zapach ma bardzo ładny, konstystencję przyjemną - odżywka nie spływa z włosów, dobrze się ją rozprowadza. 
Jest bardzo wydajna - wystarcza na jakieś półtora miesiąca, a nakładałam ją co drugi dzień w dość dużej ilości. 
Opakowanie jest poręczne, butelka "stoi na głowie", więc nie trzeba wytrząsać produktu, gdy jest go mało, ale jest i minus takiego rozwiązania, gdyż podczas prysznica pod klapkę - bardzo wygodną zresztą -  dostaje się sporo wody. Wydobywanie produktu ze środka jest dość łatwe nawet, jeśli niewiele go zostało - mimo że plastik, z którego zrobione jest opakowanie, jest twardy i trudno go dobrze ścisnąć. Odżywkę można wykorzystać prawie do końca, ale jednak tylko "prawie": butelki nie da się rozciąć zwykłymi nożyczkami. Szata graficzna przeciętna, ani ziębi, ani grzeje. 
Kosztuje ok. 5zł/300ml - jak na taką wydajność i jakość, jest to naprawdę niewiele. 

Rossmann, Alterra, Feuchtigkeits - Spulung Granatapfel & Aloe Vera (Nawilżająca odżywka `Granat i aloes`) - podobnie jak Isana - włosy po niej są miękkie i gładkie. Działa chyba nawet jeszcze szybciej. Zapach całkiem mi się podoba, chociaż jest raczej mocny - na pewno nie każdemu przypadnie do gustu. Konstystencja dość gęsta, odżywka nie spływa z włosów. Dla mnie jest nieco droższym odpowiednikiem Isany, lepszym o tyle, że działa bardzo szybko. Niestety, ma też wadę - włosom po jej użyciu niekiedy brakuje objętości.
Opakowanie wygodne, eleganckie. Niestety nie da się ocenić stopnia zużycia kosmetyku. Obstawiam, że na razie zużyłam ok. 1/4 bądź mniej, więc nie mogę powiedzieć zbyt wiele o wydajności, ale zdaje się, że odżywka wystarczy na bardzo długo. Mam ją bodajże od trzech tygodni. Jako zastępczyni Isany, jest używana po każdym myciu. Naklejka z tyłu pod wpływem wody ściera się, ale nie odkleja i nie marszczy.
Kosztuje ok. 9zł/250ml - jest droższa od poprzedniczki, ale na pewno warta swojej ceny. Czy kupię ponownie? Raczej tak - myślę, że będę korzystała na zmianę z Isaną. 

MASKA

W kwestii masek mam braki i szukam czegoś, co tę lukę mogłoby zapełnić. Na razie jednak, korzystam z jednej:

Rossmann, Alterra, Haarkur Granatapfel & Aloe Vera (Maska nawilżająca do włosów suchych i zniszczonych `Granat i aloes`) - o ile odżywkę z tej samej serii uwielbiam, o tyle do maski mam sporo zastrzeżeń. Wątpię nawet, czy ją skończę, ale skoro stoi na mojej półce i co jakiś czas jest otwierana, doszłam do wniosku, że można ją tu umieścić.
Maska z definicji powinna działać lepiej niż odżywka - w tym przypadku tak nie jest. Owszem, pomaga rozszczesać włosy, ale poza tym nie daje dobrych efektów, odżywka działa dużo lepiej. Konsystencja też taka nijaka, niby gęsta, ale nie lubię sposobu, w jaki rozprowadza się ją po włosach, zachowuje się trochę wodniście. I najgorsza rzecz - zapach. Odżywka przy niej praktycznie nie pachnie! Maska ma zapach zdecydowanie zbyt mocny, mdły i chemiczny, niemiły - dla mnie na granicy wytrzymałości. 
Opakowanie całkiem, całkiem, chociaż znowu - stopień zużycia niemożliwy do określenia. Naklejka z tyłu tubki niszczy się szybciej niż ta na odżywce i daje mało estetyczny efekt. 
Kosztuje ok. 9zł/150ml - wolę trochę dopłacić i kupić coś lepszego. 


ODŻYWKI BEZ SPŁUKIWANIA



Joanna, Naturia, Odżywka z miodem i cytryną do włosów farbowanych, suchych i zniszczonych - dużo dobrego słyszałam o odżywkach z Joanny, więc w końcu się na jedną z nich zdecydowałam. Czy "naprawia" włosy? Używam jej krótko, ale wydaje mi się, że włosy wyglądają lepiej od kiedy jej używam. Pewne jest parę innych rzeczy, które sprawiają, że bardzo tę odżywkę lubię. Mianowicie: zapobiega puszeniu się włosów i podkreśla skręt moich loków (pierwsza odżywka od x lat!). Włosy dostają kolejną dawkę miękkości. Nie obciąża, nie przyspiesza przetłuszczania. Bardzo przydatna, jeśli suche włosy nie wyglądają tak, jak trzeba, a nie chce się używać nafaszerowanych silikonami produktów do stylizacji. 
Odżywka jest rzadka, ale jeśli ma być używana na suche włosy, to właśnie jest jej zaletą - dobrze się rozprowadza, nie skleja włosów, nie osadza się na pojedycznych kosmykach. Zapach ma dość przyjemny, z cytrynową nutą.
Opakowanie - ładne, poręczne, można odżywkę postawić i normalnie, i "na głowie". Niestety nie widać, ile kosmetyku się zużyło - chyba że pod mocne światło. 
Kosztuje ok. 4zł/200ml. Czego chcieć więcej?

Farmona, Radical, Mgiełka wzmacniająca do włosów - dobrze, to mgiełka, ale traktuję ją jako lekką odżywkę. Włosy rzeczywiście są w lepszej kondycji, ale nie można spodziewać się po niej cudów. Dobra do stosowania na suche włosy, trochę ułatwia rozczesywanie i pomaga je utemperować, ale na dłuższą metę niestety je wysusza - moje kosmyki w końcu zaczęły reagować alergicznie na sam kontakt z nią. W związku z tym, że mam teraz mnóstwo innych kosmetyków do włosów, tej używam sporadycznie, ale na początku przygody ze zdrowymi kosmetykami do włosów była niezastąpiona. Hamuje wypadanie w bardzo niewielkiem stopniu. 
Zapach leśno-ziołowy, nienachalny, ja szczerze mówiąc nie żywię do niego żadnych szczególnych uczuć. Jest, bo jest, równie dobrze mogłoby go nie być. Produktu wystarcza na długo, nie jestem w stanie tego dokładnie określić, ale myślę że wyjdzie około półtora miesiąca przy codziennym stosowaniu. 
Opakowanie w porządku, widać ile produktu zostało, pompka zacina się rzadko.
Kosztuje ok. 7zł/200ml - niedużo. 

OLEJE


Ciągle szukam odpowiedniego dla siebie - na tej liście efekty moich dotychczasowych poszukiwań:

Rossmann, Alterra, Korperol Limette & Olive (Olejek do ciała `Limetka i oliwa`) - polowałam na inny, ale kiedy skończyła mi się oliwka Hipp, a ja potrzebowałam szybko czegoś innego, na półkach w Rossmannach była tylko limetka. Cóż, stwierdziłam że wszystko mi jedno i kupiłam. Przyznam szczerze - olej nie do końca spełnia moje oczekiwania. Trudno mi określić, czy to kwestia składu, czy tego, że za krótko praktykuję olejowanie (mniej więcej od kwietnia). Owszem, włosy są bardziej nawilżone, ale nie widzę żadnych spektakularnych efektów. 
Konsystencja nieco bardziej lejąca niż przeciętnych olei, lekka, ale nie przeszkadza to w aplikacji. Łatwo się zmywa.
Zapach niestety za mocny - na początku mi nie odpowiadał, lubię zapach cytrusów, ale tutaj był on naprawdę uciążliwy i bardzo długo się utrzymywał. Potem się przyzwyczaiłam, ale myślę, że nie każdemu jego intensywność przypadnie do gustu.
Opakowanie eleganckie, wszystko widać jak na dłoni.
Wydajność jest lepsza, niż mi się wydawało na początku - co prawda od jakiegoś czasu nie używam tego oleju, ale po ok. miesiącu użytkowania jest go połowa.  
Kosztuje ok. 13zł/100ml - czy to dużo? Na pewno nie do przesady, ale szukając wciąż idealnego dla mnie oleju, tego prawdopodobnie już nie kupię. Na pewno jednak postaram się wykorzystać go do końca - może nie tylko na włosy?

Rossmann, Babydream, Pflegeöl (Olejek pielęgnacyjny) - kupiony niedawno, nie do końca jeszcze sprawdzony, ale już wiem, że dla mnie lepszy niż Alterra. Nadal nie do końca idealny, ale przed nim jeszcze długa droga testowania. Konsystencja zdecydowanie oleista, zapach delikatny, przyjemny. Opakowanie porównywalne do balsamu do kąpeli opisywanego przy szamponach. 
Kosztuje ok. 7zł/250ml - cena zdecydowanie korzystna. 


WCIERKA





Farmona, Jantar, Odżywka do włosów i skóry głowy - używam od bardzo dawna i nie mogłabym się bez niej obejść. Jako jedyny produkt zahamował wypadanie włosów! Miałam z tym ogromny problem od lat, próbowałam odżywek, masek, szamponów, suplementów diety i wszystko na nic - okazało się, że wystarczył Jantar. Po dwóch tygodniach używania praktycznie zapomniałam, jak to jest wybierać włosy z grzebienia. Oczywiście wcierki należy używać regularnie - trzy tygodnie, parę dni przerwy, znowu trzy tygodnie i tak dalej - bo problem powraca, ale nie jest to kłopotliwe. Włosy są w dużo lepszej kondycji.
Wcierkę można używać również na całą długość włosów, ale ja raczej tego nie praktykuję - zdarzyło się dwa czy trzy razy; u mnie średnio się to sprawdza, ale krzywdy im na pewno nie robi. W razie braku kosmetyku do modelowania czy zahamowania puszenia, będzie ok. 
Konsystencja lekka. Nie obciąża i nie skleja włosów. 
Zapach przypomina mi wodę kolońską - bardzo przyjemny ;)
Opakowanie jest tradycyjne i to mi się w nim podoba, ale ma dużą wadę - w miarę zużywania produktu, coraz trudniej go wydostać ze środka. Pod koniec można dowolnie długo trząść czy uderzać o dłoń butelką, a mimo to odżywka najwyżej się spieni, a na rękę wydostanie się niewielka jej ilość. Widziałam, że blogerki znalazły na to sposób i przelewają wcierkę w inne opakowania i poważnie zastanawiam się nad tym samym.
Odżywka jest niestety trudno dostępna, znam trzy sklepy gdzie można ją dostać (właściwie dwa - bo dwie krakowskie drogerie Firlit i Mediq w Galerii Krakowskiej), a i tam nie zawsze jest obecna. Dlatego zawsze robię sobie zapasy i mam co najmniej jedną "na zaś" :)
Kosztuje ok. 10zł/100ml - dla mnie akurat.

SUCHY SZAMPON



Rossmann, Isana Hair, Trocken Shampoo, Suchy szampon do włosów - tani i dobry. Jak tak pomyśleć, to okazuje się, że produkty Isany nigdy mnie nie zawiodły. Suchego szamponu używam na grzywkę - dość szybko się przetłuszcza. Wcześniej często miałam problem - albo wyjść z niezbyt ładnymi włosami ze względu na brak czasu, albo, jeśli czasu było więcej, umyć samą grzywkę, ale jednak nie należało to do moich ulubionych czynności. Pojawienie się na rynku suchych szamponów było wybawieniem, ale na wszelki wypadek postanowiłam najpierw spróbować najtańszego - i słusznie. Szampon wywiązuje się ze swojej roli, dobrze odświeża włosy, chociaż tylko na kilka godzin - mógłby utrzymywać efekt nieco dłużej, ale za taką cenę nie spodziewam się cudów. Oczywiście bieli, ale nie ma problemu z siwymi włosami, nawet na moich ciemnych pasmach po odpowiednim "wytrzepaniu" nie rzuca się w oczy. Nie muszę używać suszarki, by się go pozbyć. Aplikacja jest wygodna i szybka. Zapach mocny i niestety utrzymuje się całkiem długo - nie należy do brzydkich, ale zdania na pewno będą podzielone. 
Opakowanie wg mnie brzydkie, ale funkcjonalne - pompka nie zacięła mi się nigdy. Trudno stwierdzić, jak dużo produktu zostało... używam go od czasu do czasu od jakichś dwóch miesięcy - poszedł w ruch pewnie około 10 razy - i wydaje mi się, że starczy na jeszcze parę aplikacji.
Kosztuje ok. 10zł/200ml. Jeśli po jego zakończeniu jakiś inny nie trafi na promocję, na pewno kupię ponownie. 


Czasami moje włosy dopominają się o silikony, albo chcę je dodatkowo "upiększyć" na wielkie wyjścia - i od tego mam trochę kosmetyków, ale póki co, większość z nich należy do fazy przejściowej. Wciąż szukam czegoś lepszego. A co mam teraz?

PRODUKTY NA WSZELKI WYPADEK



Farouk, Biosilk, Silk Therapy (Naturalny jedwab - odżywka regenerująca bez spłukiwania) - tego produktu używałam namiętnie w czasach liceum, gdy prostowałam włosy i zależało mi na jak najdłuższym efekcie. Kiedy ma się naturalnie kręcone i puszące się włosy, trzeba kombinować... Potem podłapała go ode mnie moja mama i chociaż ja w końcu z niego zrezygnowałam, ciągle jest na łazienkowej półce. Moja mama nie narzeka, natomiast ja pamiętając swoje wspomnienia i ostatnie doświadczenie z prostowaniem, chcę napisać o nim parę słów. 
Przede wszystkim jego aplikacja nie jest łatwa - jeśli nałożyć go trochę zbyt dużo, a nie jest to trudne, włosy są sklejone, obciążone, wyglądają nieestetycznie i szybko się przetłuszczają. Producent wspomina o stosowaniu na skórę głowy - no nie da się, jeśli nie chce się mieć strąków. A zresztą! Spójrzmy na resztę opisu:
"Zapewnia włosom zniszczonym, suchym i matowym bardzo zdrowy wygląd, sprężystość i zmysłową miękkość. Włosy są podatne na układanie. Regularne stosowanie jedwabiu chroni włosy przed utratą wilgoci, wysoką temperaturą, promieniami UV, skutkami chemii fryzjerskiej oraz zanieczyszczeniami środowiska. Pozostawia włosy jedwabiste z niewiarygodnym połyskiem."
Ochrona faktycznie działa - w końcu włosy zostają oblepione taką ilością silikonów (jedwab jest dalej w składzie), że nic nie ma szans się przedostać do środka. Miękkość? Nie zauważyłam. Włosy były raczej sztywne. Czy podatne na układanie? Jeśli nałożyło się jedwab przed modelowaniem, to tak, łapało szybciej - jeśli po, u mnie włosy z przodu wywijały się po swojemu, więc może faktycznie coś w tej podatności jest. Ale połysk? Owszem, włosy błyszczały, ale nie w zdrowy sposób - po prostu widać było, że coś na nich jest. Włosy błyszczące same z siebie wyglądają zupełnie inaczej! No i zapach - znośny, ale charakterystyczny i dość mocny. Można było odpuścić sobie perfumy, włosy pachniały wystarczająco intensywnie. Naprawdę starałam się nie nakładać dużo - próbowałam różnych opcji i praktycznie zawsze wychodziło to, co wychodziło, niezależnie od ilości (no chyba że brałam minimum, ale wtedy nie było w ogóle ŻADNEGO efektu, czyli bez sensu).
Ostatnio nałożyłam niewielką ilość na same końcówki i efekt był lepszy - włosy się nie puszyły, a wyżej wymienionych wad nie było. Tyle, że moje włosy są obecnie w o wiele lepszej kondycji niż wtedy i wystarczy niewielka ilość "jedwabiu", żeby doprowadzić je do porządku (ponadto nie zależy mi już na idealnie prostych pasmach). Na końcówki się nada - zabezpieczy i poprawi ich wygląd - i pewnie zdarzy mi się go jeszcze użyć, ale jako codzienny kosmetyk do całości włosów odpada.
Buteleczka jest fikuśna, wygodna, wszędzie się zmieści, ale łatwo ją ubrudzić jedwabiem. Wydajność? Ponad miesiąc przy intensywnym stosowaniu, czyli nieźle, jak na 15ml. 
Kosztuje ok. 10zł/15ml, przynajmniej tyle kosztowała, kiedy ją kupowałam - bardzo często widziałam ją w promocji za piątaka, więc wcale nie jest źle. Na pewno można przetestować, czy sprawdzi się np. do ochrony końcówek. Ja dam Biosilkowi jeszcze jedną szansę. 

Loton, Provit, Jedwab w płynie - trudno oceniać coś, co nie daje efektu, poza sklejaniem włosów i ich matowieniem. Dobrze, przesadzam: pomaga ułożyć włosy, delikatnie niweluje puszenie, poprawia wygląd. Ale wiele kosmetyków to potrafi o wiele lepiej! Nie obciąża i nie powoduje przetłuszczania, fakt. Ale kosmetyk, który opisuje się głównie za pomocą słowa "nie (robi)", nie może być dobry, co najwyżej przeciętny. I ten taki jest - nie przynosi wiele dobrego, ale z braku laku się lada. Tylko tego nabłyszczenia brakuje, w końcu to niby jedwab... Na początku należało potrząsnąć produktem, gdyż składał się z dwóch części - po jakimś czasie, jak widać na zdjęciu, nie jest to potrzebne. Trochę mnie to niepokoi.
Zapach całkiem przyjemny, konsystencja - klejąca. Opakowanie w porządku, pompka działa bez zarzutu.
Wydajność? Trudno mi stwierdzić, jedwab kupiłam baaardzo dawno i rzadko używałam.
Kosztuje ok. 9zł/100ml. Cena nie jest wygórowana, ale wolę wydać te pieniądze na coś innego. 

sobota, 7 lipca 2012

Essence Ready for Boarding and some news

 POLISH/ENGLISH POST.

Witajcie po długiej przerwie :) nie spodziewałam się, że sesja aż tak bardzo mnie wciągnie. Co prawda blogi przeglądałam na bieżąco, ale już na napisanie własnego postu nie miałam zazwyczaj ani sił, ani czasu. Wracam, mam nadzieję, już na stałe, z nową porcją recenzji i nowości. 

Hello after a long break :) I didn't expect my exam session would overhelmed me that much. True, I'd been reading blogs currently, but I didn't have strength nor time to write my own post. I'm back, I hope, permanenty, with new portion of reviews and news.

ESSENCE READY FOR BOARDING
paletka cieni do powiek // eyeshadow palette


Paletka cieni do powiek z nowej edycji limitowanej Essence Ready for Boarding była praktycznie jedyną rzeczą, która zainteresowała mnie w tej kolekcji. Sześć cieni w niebanalnych, wakacyjnych kolorach za niewielką cenę (14,99PLN) było akurat tym, czego potrzebowałam - mój zbiór cieni jest niewielki, a chciałam spróbować czegoś nowego. Czy było warto?

Eyeshadow palette of new Essence's limited edition Ready For Boarding was practically the only thing I was interested in in the collection. Six shadows of original, summery colors for small price (14,99PLN) was exactly what I needed - my set of eyeshadows isn't big and I wanted to try something new. Was it worth it?



Paletka jest wykonana całkiem nieźle, jak na produkt w dużej mierze tekturowy - opakowanie łatwo zadrapać, ale o poważniejsze uszkodzenie już trudniej. Pudełko nie otworzy się samoczynnie, mimo że nie ma typowego zamknięcia - węszę tu magnetyczny "przylepiec". Nie wiem jak po długim czasie użytkowania, ale póki co mechanizm sprawuje się znakomicie. Pudełko jest małe, idealnie zmieści się w wakacyjnej kosmetyczce.
Cienie również są niewielkie - właśnie na taki wakacyjny wyjazd, dobre na dwu-trzymiesięczne szaleństwa z kolorami. 
Z łatwością można kontrolować ilość nakładanego produktu. Podczas nakładania na pędzel/pacynkę mogą się osypywać, na oku jednak nie ma już tego problemu - zaaplikowane na górną powiekę zostaną na górnej powiece, nie przemieszczą się na policzki.

The palette is made quite well for a product mostly cardboard - the packing is easy to scratch, but it's way more difficult to do more serious damages. The box won't open my itself despite not having a classic shutter - I smell some magnetic "sticker". I don't know how it will work after long time of using but for now the mechanism works perfect. The packing is small, it'll fit perfectly in a holidays cosmetic bag.
The eyeshadows are quite small, too - for a summery trip, good for two-three months of folly with colors.
You can control the quantity of applied product easily. Yet, during applaying on a brush they can pour off - while put on a eyelid such problem doesn't appear, though. If you apply them on your upper eyelid, fortunately they won't show on your cheek.


Mimo tego jest jeden poważny problem - pigmentacja. Brązowy cień jest bardzo dobrze widoczny (i podobny do Oh De Prep z edycji A New League - pomijając strukturę), z resztą trzeba nieźle się namęczyć, by miały na oku konkretny, dobrze widoczny kolor. W większości przypadków zostawią na powiece taki sam dla wszystkich zbiór błyszczących drobinek - które owszem, wyglądają ładnie, nie nachalnie, wakacyjnie, ale kolor znika gdzieś pomiędzy nimi - a chyba nie o to chodzi. Na podstawie zdjęć wyżej i niżej wydawałoby się, że przecież jest dobrze - cienie nałożone są tu jednak dość grubo i co najważniejsze, są świeże.

There's one serious problem, though - pigmentation. The brown eyeshadow is very well visible (and looks a little like Oh De Prep of A New League LE, expect the structure of course), but with the rest you must work hard to gain a required and visible color. Most often they just leave the same set for every one of shining particles on an eyelid - they look nice, summery and not pushy, but the color vanishes somewhere among them - and that's not the thing we want after all. On the base of photos shown above and below you could say it looks good - but the shadows are applied very thickly and what's most important, they're fresh.


Ale co, jeśli zechcemy je rozblendować lub zmieszać?

But what if we wanted to blend or mix them?


Jak widać, efekt nie jest powalający. Zdjęcie przekłamało jedną rzecz - cienie brązowy i niebieski były nieco bardziej widoczne, ale pozostałe cztery kolory kompletnie zniknęły. Blada zielono-niebieska plama w lewym górnym rogu to nie pozostałość zielonego cienia. Niestety tutaj skórę zabarwiają mi żyły, jakkolwiek okropnie to brzmi.
To samo z trwałością - po godzinie z większości cieni nie pozostaje nic, najlepiej radzą sobie w/w brąz i niebieski, bo można je dostrzec na powiece dość długo. Reszta znika, po prostu.
W porównaniu z cieniami z A New League, które były praktycznie nie do zdarcia, te prezentują się słabo. Prawda, nie używam do nich bazy i wiem, że będę jej potrzebować, bo kolory cieni są świetne, ale używałam w życiu już różnych cieni różnych firm o różnych strukturach, wykończeniach i kolorach, i żadne nie znikały tak szybko jak te... 
W planach mam zakup bazy z KOBO, i podczas recenzowania jej, na pewno dodam informację, jak pracują z nią cienie z Essence. Mam nadzieję, że taki zespół się sprawdzi i będę mogła cieszyć się świetnymi kolorami na oku dłużej niż godzinę :)

As you can see, the effect isn't great. However, the photo lied about one thing - brown and blue eyeshadows were a bit more visible. Yet, four remaining shadows dissappeared. Pale greenish blue spot on a upper left corner isn't remains after the green eyeshadow. Sadly here my skin is colored with my veins, no matter how awful it sounds.
The same with durability - after an hour most of the shadow is gone. The exception are above mentioned brown and blue, they can be seen quite long on an eyelid. The rest vanishes, just like that.
In comparison with A New League eyeshadows which were practically unable to be torn off, these look weak. True, I don't use the base with them and I know I'll need it 'cause the colors are great, but I've used many eyeshadows of various brands, structures, finishings and colors and none of them dissappeared as fast as these.
I plan to buy KOBO base, and during reviewing it, I add information of how the Essence eyeshadows works with it. I hope such team do good and I'll be able to enjoy great colors on my eye for longer than an hour.


FROM PRIVATE LIFE

I've collected many books this year - maybe there were years I bought more, but still, this year I spent money on handbooks, too, plus some volumes bought before Decemeber are read already. Later I didn't have time. And what a girl who just came back home for holidays do? Prepares all the books she wasn't able to read ealier :)


Okay, okay, there are two magazines and three maths books, but it's still couple of books to read. And these are not all. I hope to buy more soon, anyway and go to the library, just to see if Hunger Games are that good everybody claims and re-read some most favourite titles.

I've bought SHAPE with the exercices as well. I remember a couple months ago there was a DVD every blogger was writing about, too, but I didn't manage to get it. So the moment I saw this, I bought it without hesitating. I'm starting my training in a half an hour. Wish me luck :)


From a lolita world: Pixie_late bewitched me again! Just look at her coord:

source: http://lapetitemarionette.blogspot.com
If you want to see more, check out her blog: CLICK!
I love this dress, made my Lady Sloth. I seriously considering buying it.