niedziela, 8 marca 2015

Zużycia lutego (i nie tylko)

Początek nowego miesiąca jest sygnałem dla mnie, żeby otworzyć szafkę z pustymi opakowaniami, po czym zrobić rachunek sumienia i porządki. Dzisiaj zużyte w lutym, albo i przed lutym, ale zaginione gdzieś kosmetyki.


Farmona, Tutti Frutti, peeling do ciała figi & daktyle - kolejnych z małych peelingów goszczących na mojej półce w łazience. Pisałam już nie raz, że bardzo je lubię, bo dobrze ścierają i mają zachwycające, naturalne, soczyste zapachy. Obecnie przerzuciłam się na domowy peeling kawowy, więc Farmona idzie w odstawkę, ale podejrzewam że jeszcze do tego zdzieraka wrócę. 

Eveline, Slim Extreme 3D, Termoaktywne serum modelujące - stosuję je tylko na brzuch i faktycznie widzę, że pomaga mi utrzymać niski poziom tkanki tłuszczowej tamże, a w dodatku ujędrnia i wygładza skórę. Oczywiście - samo serum cudów nie zdziała, ale ponieważ stosuję zdrową dietę i dużo ćwiczę, traktuję je jako pomocnika. Efekt rozgrzewający potrafi być bardzo mocny, ale ja go uwielbiam i palenie skóry witam z przyjemnością. Kupię ponownie. 

Isana, Body Creme, granat & figa - 500 ml produktu o dobrym składzie za 9,99? Takie cuda chyba tylko marki własne Rossmanna potrafią. To masło doskonale nawilża i szybko się wchłania. Efekt gładkiej, miękkiej, zadbanej skóry jest tak mocny, że jestem w stanie wybaczyć temu masłu zbyt lejącą konsystencję i ostry zapach. Bo niestety, produkt często zamiast na mojej skórze lądował gdzieś na podłodze, a woń, mimo że faktycznie odpowiadająca tytułowym owocom, była ciut za bardzo chemiczna. Mimo to uważam, że warto wypróbować i ja sama nie wykluczam, że kupię to mało ponownie. 


Bioderma, Sebium Global, krem przeciwtrądzikowy - pisałam o nim już tutaj. Nie był zły, ale nie wyróżniał się również niczym wystarczająco pozytywnym, by do niego wracać. Hamował występowanie krostek, utrzymywał twarz w dobrym stanie, ale są od niego lepsi. Jeśli dodać do tego odczuwalne wysuszanie i pieczenie przy aplikacji, werdykt staje się jasny - nie kupię ponownie. 

Himalaya Herbals, antiseptic cream, krem antyseptyczny - musiałam ją wyrzucić, ponieważ minął termin ważności. Zostało jej sporo, ale nie dlatego, że była kiepska, ale dlatego, że po prostu przestała być potrzebna (patrz wyżej). Stosowana punktowo na zmiany trądzikowe przyspieszała ich gojenie, wysuszała krostki i łagodziła ten charakterystyczny ból, chociaż nie był to na pewno wynalazek "czysta cera w jedną noc". Podobało mi się, że zasychała na skorupkę, więc mogłam wykonywać domowe czynności czy iść spać z nią położoną na twarzy i nie martwić się, że przypadkowo wszystko rozmażę. Minusem jest zapach - mocna woń szarego mydła drażni nos. Myślę, że warto ją mieć pod ręką w nagłym wypadku, więc pewnie kupię ponownie

Isana, piana do golenia, Zielone Jabłko - uważam, że za pewne produkty nie warto przepłacać i pianki do golenia zdecydowanie należą do tej kategorii. Ta pianka kosztuje grosze, bo około 5 zł, a ma wszystko, czego oczekuję od tego typu kosmetyku: jest puszysta, więc już mała ilość wystarcza na pokrycie dużej powierzchni skóry; zmiękcza włoski i ułatwia poślizg maszynce; nie wysusza, łagodzi podrażnienia, ba, mam wrażenie, że nawet trochę nawilża; aplikator chodzi bez zarzutu. Dodatkową zaletą jest zapach, dobrze oddany, wyczuwalny, ale nie zwalający z nóg swoją mocą. Kupię ponownie. 



Wellness & Beauty, Olejek do kąpieli, Olej sezamowy i wanilia - o tym kosmetyku pisałam już przy okazji ulubieńców stycznia. Chyba nie muszę nic dodawać. Świetna formuła, doskonała pielęgnacja i urzekający zapach. Kupię ponownie. 

Sylveco, ochronna pomadka peelingująca - o pomadkach Sylveco pisałam już z zachwytem kilka miesięcy temu. Czy peelingująca wersja dorównała poprzedniczkom? Na pewno pielęgnuje tak samo dobrze jak one. Nawilża i regeneruje na długo i dogłębnie, usta są w dużo lepszym stanie od razu po aplikacji i efekt ten się utrzymuje. Jej peelingująca część jest zarówno zaletą, jak i wadą. Oczywiście zaletą jest to, że wraz z pielęgnacją mamy okazję zetrzeć martwy naskórek z warg. Wadą jest to, że absolutnie nie może być to jedyna pomadka, jakiej się w danym czasie używa. Drobin cukru jest dużo i są bardzo ostre - zbyt częste ścieranie nimi wrażliwej skóry zwyczajnie nie jest pożądane, bo w końcu zamiast miękkich ust i uczucia ulgi, otrzymamy usta podrażnione. Mimo wszystko ta pomadka jest bardzo przydatna i kupię ją ponownie.

Znacie te produkty, używałyście któregoś?


9 komentarzy:

  1. Ja byłam bardzo zadowolona z kremu Biodermy. Co polecasz bardziej od niego? Przyjemnie tutaj, obserwuję :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pharmaceris T z kwasem migdałowym (obie wersje, 5 i 10%), Effaclar K i ewentualnie Duo [+]. U mnie ten ostatni może nie był jakoś niesamowicie dobry, ale zbiera tak znakomite opinie, że myślę, iż warto wypróbować.

      Usuń
  2. Ja niestety nie mogę cieszyć się produktami Eveline z powodu efektów chłodzących/rozgrzewających, strasznie mnie drażnią

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja bardzo lubię efekt rozgrzewający w kosmetykach, poza tym mam jakieś dodatkowe uczucie, że faktycznie działa. Chłodzącego natomiast nie cierpię, nawet latem.

      Usuń
  3. też miałam ten pachnący peeling ;) zapachy są niesamowite !

    OdpowiedzUsuń
  4. ja używam pomadki z peelingiem na co dzień i nie umiem przestawić się na zwykła, bezdrobinkową, bo Sylveco już mi się kończy :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Serio? Ja musiałam czasem jednak ją odstawiać, może akurat trafił mi się tak mocno wypełniony tymi drobinkami egzemplarz... Poza tym taka "normalna" pomadka sprawdza się lepiej, kiedy jest mało czasu, a trzeba wygładzić usta przed nałożeniem pomadki. Ten cukier jednak parę chwil się rozpuszcza :D

      Usuń
  5. ja z Isany kupuję żel do golenia fioletowy i jestem mu wierna już jakiś czas, nie kosztuje dużo, ale jest świetny i nie zamienię go na żaden inny :)

    OdpowiedzUsuń