Mimo iż wrzesień trwa już od tygodnia, dopiero teraz przychodzę z denkiem - w dodatku, o ile dobrze pamiętam, moim pierwszym "oficjalnym". Wykorzystałam niewiele produktów, a kilka z nich dostanie swoje oddzielne recenzje, więc ten zbiór nie jest specjalnie pokaźny.
1. Oceanic, AA Technologia Wieku 18+ Pielęgnacja Młodości, Krem matująco - normalizujący na dzień i na noc - parę dni po moich 20. urodzinach skończył mi się krem matujący Under 20. Pomna, że mam na karku lat 20, więc "under" już do mnie nie pasuje, szukałam innego kremu. Ten akurat był w promocji. Chociaż teoretycznie wskazaniami nie różni się zbytnio od Under 20, wylądował w koszyku.
Całkiem ładny słoiczek (mam jakąś słabość do słoiczkowych kremów, mimo iż rzadko ich używam i nie są szczególnie higienicznym rozwiązaniem), przyjemny zapach, gęsta konsystencja - aplikację wspominam miło. Szybko się wchłaniał, był idealny pod podkład, a dzięki konsystencji także jako podstawa masażu twarzy, chociaż na początku trudno było mi się przestawić z bardziej wodnistego Under 20 na ten.
Jeśli chodzi o działanie: faktycznie matował. Mam mieszaną cerę i problemy ze świeceniem w strefie T, ten krem dobrze powstrzymywał problem. Jeśli zaś chodzi o tzw. normalizację... powiem tak: nie miałam po nim wysypu, podrażnień, skóra była przyjemnie nawilżona, gładka i miękka. Zauważyłam jednak, że krostek jest więcej, niż przy używanym wcześniej kremie Under 20 z serii Anti!Acne: po prostu nie umiał ich skutecznie zwalczać.
Wydajność była całkiem dobra, jak na 50ml: używałam go z przerwami dwa razy dziennie przez jakieś półtora miesiąca.
Na razie wróciłam do kremu Under 20. Czy ten zagości u mnie ponownie? Prawdopodobnie będę szukała dalej, ale ten zostawi u mnie pozytywne wspomnienia.
2. Rimmel, Stay Matte, Pressed Powder, 003 (Peach Glow) - mój ukochany puder od kilkunastu miesięcy... a może nawet kilku lat? Nie zliczę wykorzystanych opakowań. Matuje idealnie, na długo, czasami wystarczy użyć go rano i mieć spokój na cały dzień (o ile warunki atmosferyczne pozwolą, wiadomo upał, deszcz skracają ten czas). Jest niewidoczny na twarzy, a przy tym maskuje niewielkie przebarwienia i niedoskonałości. Niesamowicie wydajny, żeby całkowicie oczyścić pudełko potrzebuję czterech-pięciu miesięcy... śmiem twierdzić, że ten tutaj był ze mną obecny nawet jakieś siedem (podczas wakacji rzadko się maluję), i teoretycznie mimo końca daty przydatności wciąż spełniał swoje zadanie.
Wady? Opakowanie jest trochę zbyt delikatne, a wieczko zbyt łatwo się zdejmuje. W pewnych momentach może to skutkować niemiłym wypadkiem.
3. Nivea Visage, Pure & Natural, Tonik oczyszczający z bio-olejkiem arganowym - nie przepadam za produktami Nivea. Ten tonik kupiła sobie moja mama, niestety uczulił ją (zdaje się, że to przez aloes w składzie), a jako, że skończył się mój Under 20, postanowiłam wykorzystać ten. Byłam mile zaskoczona - tonik dobrze oczyszczał i odświeżał, nie podrażniał.
Co do naturalnego składu - nie mnie to oceniać, ale zdaje się, że mogę wskazać na swojej półce z 10 produktów nie mających na etykiecie napisu "eko", a jednak podobnie lub bardziej naturalnych. Czy kupię ponownie? Niewykluczone, ale jestem bardziej na nie. Mimo, że krzywdy mi nie zrobił i korzystanie z niego było przyjemne, nie uczynił też niczego aż tak dobrego, by przy nim pozostać. Szukam dalej :)
4. Carma Laboratories, Carmex Lip Balm SPF15 - na moje wiecznie spierzchnięte wargi próbowałam wszystkiego: pomadek Nivea (wielkie pudło!), Isany (całkiem dobrze, ale to ciągle nie to), Under 20 (jak u Isany).
W końcu stwierdziłam, że pora na klasyk. Podziałało! W końcu zapomniałam, co to popękane wargi. Carmex naprawdę dobrze je pielęgnuje, są gładkie i miękkie. Dodatkowo w bonusie: przyjemne uczucie mrowienia, ładny zapach i filtr UV. Teraz mam Carmex w słoiczku, na początek roku akademickiego sprawię sobie kolejny sztyft (do torebki), i chętnie wypróbuję także Carmexy w tubkach.
Wada? Sztyft stanowczo zbyt szybko się kończy...
Pierwsze, co zwraca uwagę, to rzeczywiście zapach: mnie osobiście kojarzy się bardziej ze słonecznikiem, a co za tym idzie, z przyjemnymi latami dzieciństwa, kiedy to jadło się nasiona słonecznika garściami ;) bardzo przyjemny. Działanie: krem dobrze nawilżał dłonie, ale jednak zabrakło mu tego czegoś. Był bardzo rzadki, trudno się wchłaniał i po dłuższym wmasowywaniu go w skórę (niezbędnym z powodu w/w trudności z wchłanianiem), zostawiał ją jakby ściągniętą? Tłustej, klejącej się warstwy nie było, ale do uczucia pełnego zadowolenia brakowało mi bardziej intensywnej pielęgnacji. Mimo to kupiłabym go ponownie ze względu na zapach ;)
Ja mam carmex w tubce, bardzo lubię wiśniowy. Używam go na zmianę z moimi spectfikami do ust, a mam ich trochę :D
OdpowiedzUsuńhttp://malymiszmasz.blogspot.com/2012/04/usta-usta-usta.html
Wiśniowego jeszcze nie próbowałam, słyszałam o nim różne opinie, ale pewnie prędzej czy później będę chciała się przekonać o jego skuteczności na własnej skórze.
Usuńmuszę w końcu wypróbować kosmetyki z isany, bo kosztują grosze, a wszyscy chwalą ;D wcześniej zawsze omijałam, bo co to takie niefirmowe, pewnie syf xD
OdpowiedzUsuńswoją droga bardzo lubię kosmetyki z AA, używam ich płynu micelarnego i u mnie się sprawdza.
Isana jest genialna, próbowałam już większości rodzajów ich produktów i nigdy nie mogłam narzekać. Często są lepsze niż ich droższe odpowiedniki.
UsuńAkurat ten krem jest moim pierwszym produktem z AA, słyszałam dużo dobrego o ich płynie micelarnym - na razie mam Bourjouis i sobie chwalę, ale może spróbuję kiedyś i tego.
Hej, bardzo mi miło, że moja notka zainspirowała Cię do firlitowo-kallosowych poszukiwań ;) Skoro masz Firlit rzut beretem od uczelni, to może studiujemy razem, bo ja też w przerwie między zajęciami odwiedzam właśnie tą drogerię ;)
OdpowiedzUsuńhttp://kaoriwonderland.blogspot.com/2012/09/13.html otagowałam Cię ^^
OdpowiedzUsuńmam zamiar kupić ten kremik do rąk z Isany , jeszcze nie znam zapachu ,ale już go sobie wyobrażam ;-)
OdpowiedzUsuńJest naprawdę bardzo przyjemny :)
Usuń