piątek, 21 lutego 2014

Fantazje producentów, które mnie irytują

Producenci lubią składać na opakowaniach swoich kosmetyków piękne obietnice, od pospolitego nawilżenia i ujędrnienia przez wymarzony efekt sztucznych rzęs aż do śmiesznego scalenia końcówek włosów. Wydumane opisy działania mają wartość bardziej reklamową niż informacyjną i każdy prędzej czy później orientuje się, że należy na nie patrzeć z przymrużeniem oka. 

Inna sprawa, kiedy producent nagina rzeczywistość w sprawie składu produktu i reklamuje się czym innym niż to, co stoi z INCI. Właśnie o tym będzie dzisiejszy post - bo o ile parskam śmiechem nad wymyślnymi opisami dziesięciu tysięcy zbawiennych funkcji jednego kosmetyku, tak niedopowiedzenia w sprawie składów really grind my gears (niech żyje Peter Griffin!).

  Zawiera ekstrakt z…
Często jest tak, że produkt zawiera rzeczony ekstrakt, ale w ilości śmiesznie małej, która nie ma szans zadziałać. Jeśli w składzie jest za Parfum (którego maks. zawartość to 0,4%), to oznacza, że obiecanego wyciągu właściwie prawie wcale nie ma. W czasie boomu na olej arganowy co druga nowość była reklamowana jako zawierająca go w składzie; z tego wszystkiego najwyżej połowa miała argan w ilości pozwalającej mówić o potencjale pielęgnacyjnym. 

Inny przykład? Żel do mycia twarzy Bourjois. Producent mówi o ekstrakcie z ogórka (Cucumis Sativus Fruit Extract), który to w składzie znajduje się za Linalool, substancją zapachową o maksymalnym dopuszczalnym stężeniu w kosmetyku rzędu 0,01%. Poza tym nektary (!) do kąpieli Luksja, na opakowaniu których producent chwali się ekstraktami - znajdującymi się za kompozycją zapachową. 

Co pocieszające, jest wiele firm, które w swoich kosmetykach umieszczają ekstrakty naprawdę wysoko, a jednocześnie nie chwalą się tym na prawo i lewo. 


Kosmetyk zawiera łagodne substancje myjące/ Łagodny dla skóry
Niejednokrotnie okazuje się, że to bullshit na resorach. Zamiast łagodnych detergentów (Coco glucoside, Decyl glucoside, Lauryl glucoside, Cocamidopropyl betaine, Coco betaine), otrzymujemy najostrzejsze, wysuszające skórę, podrażniające: Sodium Laureth Sulfate, Sodium Lauryl Sulfate, Ammonium Lauryl Sulfate czy Sodium Myreth Sulfate. Nie u każdego wystąpią skutki uboczne, takie jak wysuszenie czy swędzenie skóry - to domena osób o bardzo wrażliwej skórze. Ale... po co kłamać? 

Nie rezygnuję z SLS i pochodnych, są elementem szamponu oczyszczającego, którym mniej więcej co półtora tygodnia myję włosy, oraz płynu pod prysznic – ale zdecydowanie nie toleruję sytuacji, gdy producent obiecuje łagodny kosmetyk, a serwuje coś innego. Oczywiście tak naprawdę nie kłamie, bo te łagodne substancje najczęściej są w składzie - ale po SLS.


Cocamidopropyl Betaine jest faktyczne łagodny i dodatkowo zmniejsza siłę obecnego wyżej SLeS, ale to niejeden taki produkt - niestety obecnie jedyny, jaki mam "na stanie", by zrobić mu zdjęcie ;)

Olejek do kąpieli 
Patrzymy na skład, a tam pięć tysięcy substancji i jeden nieśmiały olej gdzieś hen, w drugiej połowie. Albo jeszcze lepiej – żadnego olejku w ogóle nie ma. Na początku najczęściej SLS, zdarza się i parafina. Nie ma mowy o nawilżeniu, natłuszczeniu, odżywieniu. Koniec końców taki „olejek” to kolejny płyn do kąpieli różniący się od prawidłowo nazwanych braci tym, że wlany do wanny od razu się rozpuści, zamiast opaść w grudkach na dno. 


A jakie producenckie fantazje najbardziej wkurzają Was? Chętnie posłucham, być może o czymś zapomniałam :)

***

Jak widzicie, zmieniłam nagłówek i kolory szablonu. Będę wdzięczna za wszelkie opinie na temat nowego wyglądu blogu, także te negatywne. Jeżeli macie sugestie dotyczące ewentualnych poprawek, przyjmę je z wdzięcznością :)
 

16 komentarzy:

  1. Szkoda że producenci obiecują gruszki na wierzbie, a nie piszą prawdy ;/

    OdpowiedzUsuń
  2. Nienawidzę tych obietnic... W stanach można by było podać do sądu za niespełnianie obietnic.. niestety u nas jeszcze nie ten etap..

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety tak - ale z drugiej strony powody dla których Amerykanie lądują w sądach czasami są absurdalne, tam za byle co można być pozwanym, też niedobrze ;)

      Usuń
  3. ostatnio spotkałam się z olejkiem "arganowym", który w ogóle nie miał w sobie oleju arganowego :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety to częste, olejek arganowy jest popularny więc kto może, leci na nazwie...

      Usuń
  4. Niestety producenci lubią się "chwalić" składnikami, które przy zastosowanym stężeniu praktycznie nie mają najmniejszego wpływu na nasze ciało/włosy. Trzeba być świadomym konsumentem i czytać składy.
    Bardzo ładna odmiana :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Też się nacięłam na ten olejek do kąpieli ;) No cóż, przynajmniej ładnie pachniał.

    Bardzo ładnie tu u Ciebie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pachnie ładnie, chociaż też bez zachwytu. Niemniej zużyję :)

      Dziękuję :)

      Usuń
  6. To smutne, że producenci oszukują swoich klientów i uchodzi im to na sucho. Dlatego teraz nie wyobrażam sobie kupna kosmetyku bez przeczytania ulotki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też zawsze czytam. Ekspertką nie jestem, ale coś tam jednak potrafię wywnioskować i zdecydować, czy warto danej rzeczy używać.

      Usuń
  7. Ten oczyszczajaco-odswiezajacy zel to moze dermacol?

    Zaczela mnie nieco rozwalac seria yes to carrots, wiecej tego ekstraktu z marchwi jest chyba w masle bielendy niz w yes to carrots. Sam kosmetyk jest dobry, ale tez nie do konca wart swojej regularnej ceny.

    Z drugiej strony ludzie szaleja i chcieliby miec na poczatku skladu to co powinno miec stezenie np 2% :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bourjois :)

      Wiadomo że w drugą stronę też nie można przesadzać. Nie domagam się żeby w produkcie drogeryjnym było 20% jakiegoś ekstraktu - akurat 2% to już całkiem przyzwoita ilość :)

      Usuń
  8. 'Lubię' też oliwki, które składają się z samej ciekłej parafiny.

    Jeśli chodzi o olej arganowy to na allegro podobno były takie, gdzie było 95% parafiny i 5% oleju arganowego.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A to wszystko pewnie za cenę jakby stosunek był 50-50 ;) niestety, trzeba myśleć trzeźwo i zawsze czytać składy, bo producenci tylko czekają, aż ktoś się złapie na ich "oferty".

      Usuń