środa, 23 lipca 2014

Filtry UV w sprayu: AA kontra Bielenda

Nie przepadam za filtrami w kremie: bielą, brudzą ubrania, nigdy do końca się nie wchłaniają, pozostawiając na skórze tłustą, klejącą warstwę. Pojawienie się na rynku mnóstwa tego typu produktów w sprayu było jak objawienie - w końcu coś wygodnego! Czy na pewno? Jeśli jesteście zainteresowane, czy warto inwestować w taką formę ochrony przeciwsłonecznej, zapraszam do dalszej części posta.


AA Sun, Ochrona przeciwsłoneczna, SPF 30

Bielenda Bikini, Transparentny spray do opalania, SPF 20 

Gdzie? Hebe, Superpharm | Za ile? AA - ok. 29 zł / 150 ml, Bielenda - ok. 22 zł / 150 ml
OPAKOWANIE

Po względem estetyki wygrywa AA. Solidna, ciekawa graficznie butelka ma ponadto dobrze trzymającą się skuwkę i aerozol umożliwiający rozpylanie produktu ciągłym strumieniem. Można przyczepić się jednak do tego, iż strumień ten jest za mało skoncentrowany, toteż część produktu zamiast na naszym ciele ląduje na okolicznych przedmiotach. Wadą jest również brak kontroli nad zużyciem kosmetyku, jego bliski koniec możemy przewidywać jedynie kontemplując wagę opakowania.

Bielenda nie wygląda zbyt wyjściowo, ale etykiety przekazują wszystkie niezbędne informacje, więc nie jest źle. Gorzej z nasadzoną zbyt lekko skuwką, która może się zsunąć, gdy wrzucimy produkt do walizki. Również i atomizer nie do końca mnie przekonuje, jednokrotnie wyrzuca zbyt małą ilość produktu - klikanie nim w nieskończoność to średnia rozrywka, w dodatku w pewnych miejscach niewygodna, bo butelki nie da się trzymać do góry nogami - aplikacja filtra na łydki to istna ekwilibrystyka. Średnica strumienia w porządku, stan zużycia widoczny.



ZAPACH I KONSYSTENCJA

AA jedzie alkoholem. W połączeniu z wszędobylskim strumieniem kosmetyku, nietrudno zgadnąć, iż aplikację najlepiej przeprowadzić na płytkim oddechu w dużym, najlepiej wietrzonym pomieszczeniu. Małe łazienki z lufcikiem odpadają, chyba że chcemy odlecieć.

Co innego Bielenda. Tu zapach jest subtelny, słodki, nieco waniliowy. Można wdychać z przyjemnością ;) 

Konsystencję filtra AA trudno mi opisać, jest dość lekka, nieco tępa, trochę w typie lakieru do włosów - produkt rozprowadza się łatwo, można go dokładnie wmasować, jedynie w ostatnim studium aplikacji staje się odrobinę klejący. 

Bielenda wygląda się i zachowuje jak typowa oliwka. Bajeczne rozprowadzenie, słabe wchłanianie. 


KOLOR

Filtry w sprayu koloru nie mają. Bielenda co prawda przy wmasowywaniu kosmetyku pokazuje lekko odrobinę bieli, ale po chwili i ta znika. Przezroczystość gwarantowana jest więc i u Bielendy, i u AA.

DZIAŁANIE

Brak koloru w tych kosmetykach jest niestety równocześnie wadą, bo trudno stwierdzić, czy nałożyliśmy odpowiednią ilość produktu. Ciężko jest to odmierzyć i brakuje podstawowego kryterium "do uzyskania widocznej warstwy", bo żadna warstwa, poza tą mokrą, się nie pojawia. O ile jeszcze Bielendę dałoby się przepsikać do miarki, to już w przypadku AA takiej opcji nie ma. Zresztą komu chciałoby się w to bawić? 

AA dość szybko się wchłania, nie pozostawia na skórze żadnego wyczuwalnego filmu. Skóra jest nieco gładsza, ma subtelny połysk i to właściwie tyle. Można zapomnieć o tym, iż nałożyło się filtr, poza tym że padające promienie Słońca są zdecydowanie mniej bolesne niż w przypadku wyjścia na zewnątrz z gołą skórą. Mimo powalającej ilości alkoholu w składzie, nie zauważyłam żadnego wysuszenia. 


Bielenda to, jak już wspomniałam, praktycznie oliwka. Nie wchłania się do końca i nawet po kilku godzinach możemy zostawiać po sobie ślady, ale poza tym nosi się dobrze. Skóra jest bardzo gładka, lekko połyskuje w Słońcu, przy dotknięciu wyraźnie czuć pozostawioną warstwę, ale nie jest ona tłusta czy klejąca. Z obiecywaną przez producenta wodoodpornością się zgodzę, chociaż i tak po kontakcie z wodą lepiej ponownie zaaplikować produkt. Nawilżenie również jest odczuwalne, chociaż balsamu filtr na pewno nie zastąpi.

Jak z ochroną? Przez ostatnie tygodnie spędziłam mnóstwo czasu na pełnym Słońcu, więc mogę ocenić dokładnie - filtry działają jak powinny. Skóra ledwo zauważalnie zbrązowiała (zaznaczam, że nie było kiedy reaplikować produktu), mogę mówić raczej o wyrównaniu kolorytu niż opaleniźnie. Widzę wyraźną różnicę między nogami a stopami, o których raz zapomniałam, a z których w późniejszym czasie produkt częściowo schodził (uroki chodzenia w często mokrej trawie). Nie ma różnicy między częściami ciała zakrywanymi ani odkrywanymi oraz tymi na które nakładałam suto filtr 50SPF w kremie a tymi z filtrem AA.

Wydajność dość przeciętna, około dwóch tygodni codziennego nakładania na całe ciało. 

SKŁAD

Bielenda:


Ethylhexyl methoxycinnamate - chemiczny filtr UVB, samodzielnie niezbyt stabilny.
Octocrylenechemiczny filtr blokujący UVB i krótkie UVA, stosunkowo słaby, ale stabilny i stabilizujący inne filtry. 
Butyl methoxy-dibenzoyl-methane chemiczny filtr UVA, niestabilny, ale obecność Octocrylene wpływa na jego trwałość w promieniach słonecznych.   

Dodatkowo Tocopheryl Acetate, przeciwutleniacz. Filtry chemiczne wpływają na powstawanie wolnych rodników, więc takie składniki są bardzo mile widziane.

AA:


Homosalate - chemiczny filtr UVB, niezbyt stabilny
Benzophenone-3 - chemiczny filtr UVB i UVA, bardzo stabilny i stabilizujący inne filtry 
Ethylhexyl salicylate - chemiczny filtr UVB, pod wpływem promieniowania słonecznego ulega pewnej degradacji.
Butyl methoxy-dibenzoyl-methane - chemiczny filtr UVA, niestabilny, ale obecność filtrów stabilnych i stabilizatorów wpływa na jego trwałość w promieniach słonecznych.   

Mamy tutaj Diethylhexyl 2 6-naphthalate - stabilizator. Obecny jest również Tocopheryl Acetate, ale po Parfum, czyli nie warto nawet brać go pod uwagę. 


PODSUMOWANIE

Każdy z tych kosmetyków ma swoje wady i zalety. Nie potrafię wybrać jednego - oba przypadły mi do gustu, a jednocześnie żaden z nich nie jest ideałem. Działają jak trzeba, potykają się w drobiazgach, takich jak zapach czy wygoda aplikacji. Mam jednak nadzieję, że powyższym zestawieniem ułatwiłam Wam wybór :)

9 komentarzy:

  1. Lubię kosmetyki do opalania z tej firmy. Goszczą u mnie co rok.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja planowałam ostatnio kupić AA właśnie ale jakoś w zapasach znalazłam krem z Soraya, jeśli będzie okazja na opalanie to pewnie AA u mnie się pojawi:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Odpowiedzi
    1. Ja już chyba do kremów nie wrócę, spraye są najwygodniejsze.

      Usuń
  4. Właśnie szukałam czegoś w sprayu ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Omijałabym oba. Brak filtrów fizycznych, które są najskuteczniejsze. A w dodatku to cudo z AA ma w sobie alkohol denat! Wyjście z tym na ostre słońce może skutkować pokrzywką świetlną albo przebarwieniami.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Po dwóch tygodniach na słońcu nie mam żadnych pokrzywek ani przebarwień. Filtry fizyczne może są bezpieczniejsze, ale słabiej chronią przed UVA. Poza tym dostałabym szału, gdybym miała przez cały dzień się kleić po kremach...

      Usuń
  6. ja uwielbiam kosmetyki z linii słonecznej soraya- używam od kilku lat i nigdy mnie nie zawiodły- polecam super ochrona :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Jeśli chodzi o filtry przeciwsłoneczne to ufam tylko tym aptecznym.

    OdpowiedzUsuń