sobota, 27 października 2012

Skończyłaś 20 lat? Czas na botoks...

źródło: papilot.pl

…Przynajmniej według autorów i konsultantów artykułu „Z zegarkiem w ręku” w październikowej „Pani”.

Nie powiem, ciśnienie mi się podniosło. Na samym początku zresztą zwątpiłam i zaczęłam się zastanawiać, czy to przypadkiem nie jakiś żart ze strony redakcji całkiem rozsądnego, jak sądziłam, magazynu. Niestety nie. Oni naprawdę poprosili lekarzy medycyny estetycznej o wyrażenie swojego zdania na temat zabiegów, jakie powinna wykonać dwudziestokilkulatka, by zachować młodość.

Po kolei jednak. Artykuł porusza kwestię plastikowej pielęgnacji dla kobiet w wieku 20+, 40+, 60+. Poza poleceniami, jakie zabiegi w każdym wieku powinno się wykonywać, jest – całe szczęście! – kilka rad, jak wyglądać dobrze bez użycia strzykawek: używanie kremów nawilżających, kremów z filtrem, kremów pod oczy… Dobrze. Tylko że na tym można by się zatrzymać i z wiekiem dodać kremy przeciwzmarszczkowe, zamiast… No właśnie:


Serio? Żywa mimika była dla mnie zawsze pozytywną cechą. Nie wyobrażam sobie sytuacji, gdy stwierdzam: za bardzo marszczę czoło, za bardzo mrużę oczy, więc postanowione – idę na botoks, chcę mieć maskę zamiast twarzy. Taki poker face. Przynajmniej pozostanie gładka do śmierci.


Peelingi dermatologiczne? A może lepiej pielęgnacja dobrana do rodzaju cery i powstrzymywanie się od wyciskania krostek?
Nawilżenia cery nie zawdzięczamy już kremom czy maseczkom – a gdzie tam, to jest passé. Teraz czas na mezoterapię, o ileż wygodniejszą i tańszą.
No i znowu nieszczęsny botoks…

Wiem, wiem – 20+ może oznaczać zarówno 21-latkę, jak i kobietę po 30-stce. Ale czy naprawdę taką fantastyczną rzeczą jest mieć 35 lat i wyglądać na 15 mniej? Po co? Żeby poczuć dumę, jak nas w pubie spytają o dowód? Żeby mąż mógł się pochwalić przed kolegami? Skąd ten przymus, by zaprzeczać, kim jesteśmy? Skąd ten strach? Ano zdaje się - z mediów...

Po 40-stce wcale nie jest lepiej.


Owszem, co jakiś można wypełniać zmarszczki. Kuracje wybielające, jeśli ma się przebarwienia – jak  ktoś się z nimi źle czuje, to czemu nie? Ale regularne ostrzykiwanie się uważam za lekką przesadę.

Po 60-stce…


Nie słyszałam nigdy, aby zabiegi medycyny estetycznej były odpowiedzialne za „bardzo ładne” starzenie się. Sztuczne owszem… Moja mama kilka lat temu skończyła 50 lat i wygląda niewiele starzej od swoich 40-letnich siostrzenic. Powiecie: geny. Też. Ale mama dba o siebie – w młodości nie ładowała na siebie kilogramów kosmetyków do makijażu, a teraz używa preparatów dobranych do jej wieku i rodzaju skóry.

Poza tym gdyby ktoś mi powiedział, że w mojej twarzy jest dużo wypełniaczy… poczułabym się jak parówka czy inny wyrób mięsopodobny.

Wszystko jest dla ludzi i nie uważam, że medycyna estetyczna w takim sensie jak opisano tutaj jest zła. Lekarze nie proponują operacji plastycznych i chwała im za to. Poprawianie urody wstrzykiwaniem kwasu hialuronowego czy promieniowaniem jest ciekawym osiągnięciem naszych czasów i jeśli tylko kogoś na to stać, to w porządku. Ale sugerowanie dwudziestokilkulatkom, że pora na botoks, „zanim będzie za późno”, jest już niesmaczne.

Do czego dążę: nie rozumiem tej mody na wyglądanie za wszelką cenę na 15 lat mniej. Dbanie o siebie – oczywiście. Kremy, filtry, wizyty u kosmetyczki, spa – jak najbardziej. Dobrze ostrzyżone włosy, odpowiedni makijaż, szczupła sylwetka. Aktywny tryb życia, zdrowa dieta. Nie trzeba mieć 50 lat i wyglądać na 60. Zadbana kobieta, nie decydująca się na wstrzykiwanie chemii, w takim wieku może wyglądać i na 50, i na 45 lat. Ma zmarszczki? Owszem. Używa dobrych kremów, ale nie płacze nad kolejną bruzdą przy oku. Jest piękna, naturalna i żywa. Nie przypomina lalki. Ma w życiu ważniejsze rzeczy do zrobienia, niż próby zatrzymania czy cofnięcia czasu. Może w którymś momencie zdecyduje się na spłycenie zmarszczek, wypełnienie owalu twarzy – ma powód.
...W odróżnieniu od kobiety 25 lat młodszej, która na dobrą sprawę na samym początku dorosłego życia staje się niewolnicą takich zabiegów.

Już pomińmy fakt, że w ogólnodostępnym i względnie tanim magazynie poleca się zabiegi dalece wybiegające poza budżet przeciętnej dwudziestokilkulatki. Może zamiast kolejnej dawki botoksu lepiej przeznaczyć pieniądze na badania kontrolne – krwi, moczu, cytologię, mammografię (całe szczęście i o raku piersi „Pani” pisze w tym miesiącu)…

Nie do końca potrafię określić, czy ten artykuł jest reklamą, czy propagandą. Nie mam nic przeciwko strzykawkom z preparatami odmładzającymi, zbawiennemu działaniu lasera itp. Ale już popychanie w ich stronę coraz młodszych kobiet jest niepokojące i zwyczajnie smutne. 


(sfotografowane fragmenty artykułu pochodzą z "Pani" nr 10/2012)

2 komentarze: