źródło: papilot.pl |
…Przynajmniej według autorów i konsultantów artykułu „Z
zegarkiem w ręku” w październikowej „Pani”.
Nie powiem, ciśnienie mi się podniosło. Na samym początku
zresztą zwątpiłam i zaczęłam się zastanawiać, czy to przypadkiem nie jakiś żart
ze strony redakcji całkiem rozsądnego, jak sądziłam, magazynu. Niestety nie.
Oni naprawdę poprosili lekarzy medycyny estetycznej o wyrażenie swojego zdania na
temat zabiegów, jakie powinna wykonać dwudziestokilkulatka, by zachować
młodość.
Po kolei jednak. Artykuł porusza kwestię plastikowej
pielęgnacji dla kobiet w wieku 20+, 40+, 60+. Poza poleceniami, jakie zabiegi w
każdym wieku powinno się wykonywać, jest – całe szczęście! – kilka rad, jak
wyglądać dobrze bez użycia strzykawek: używanie kremów nawilżających, kremów z
filtrem, kremów pod oczy… Dobrze. Tylko że na tym można by się zatrzymać i z
wiekiem dodać kremy przeciwzmarszczkowe, zamiast… No właśnie:
Serio? Żywa mimika była dla mnie zawsze pozytywną cechą. Nie
wyobrażam sobie sytuacji, gdy stwierdzam: za bardzo marszczę czoło, za bardzo
mrużę oczy, więc postanowione – idę na botoks, chcę mieć maskę zamiast twarzy. Taki
poker face. Przynajmniej pozostanie gładka do śmierci.
Peelingi dermatologiczne? A może lepiej pielęgnacja dobrana
do rodzaju cery i powstrzymywanie się od wyciskania krostek?
Nawilżenia cery nie zawdzięczamy już kremom czy maseczkom –
a gdzie tam, to jest passé. Teraz czas na mezoterapię, o ileż wygodniejszą i
tańszą.
No i znowu nieszczęsny botoks…
Wiem, wiem – 20+ może oznaczać zarówno 21-latkę, jak i
kobietę po 30-stce. Ale czy naprawdę taką fantastyczną rzeczą jest mieć 35 lat
i wyglądać na 15 mniej? Po co? Żeby poczuć dumę, jak nas w pubie spytają o
dowód? Żeby mąż mógł się pochwalić przed kolegami? Skąd ten przymus, by
zaprzeczać, kim jesteśmy? Skąd ten strach? Ano zdaje się - z mediów...
Po 40-stce wcale nie jest lepiej.
Owszem, co jakiś można wypełniać zmarszczki. Kuracje
wybielające, jeśli ma się przebarwienia – jak ktoś się z nimi źle czuje, to czemu nie? Ale
regularne ostrzykiwanie się uważam za lekką przesadę.
Po 60-stce…
Nie słyszałam nigdy, aby zabiegi medycyny estetycznej były
odpowiedzialne za „bardzo ładne” starzenie się. Sztuczne owszem… Moja mama
kilka lat temu skończyła 50 lat i wygląda niewiele starzej od swoich 40-letnich
siostrzenic. Powiecie: geny. Też. Ale mama dba o siebie – w młodości nie
ładowała na siebie kilogramów kosmetyków do makijażu, a teraz używa preparatów
dobranych do jej wieku i rodzaju skóry.
Poza tym gdyby ktoś mi powiedział, że w mojej twarzy jest
dużo wypełniaczy… poczułabym się jak parówka czy inny wyrób mięsopodobny.
Wszystko jest dla ludzi i nie uważam, że medycyna estetyczna
w takim sensie jak opisano tutaj jest zła. Lekarze nie proponują operacji
plastycznych i chwała im za to. Poprawianie urody wstrzykiwaniem kwasu
hialuronowego czy promieniowaniem jest ciekawym osiągnięciem naszych czasów i
jeśli tylko kogoś na to stać, to w porządku. Ale sugerowanie dwudziestokilkulatkom,
że pora na botoks, „zanim będzie za późno”, jest już niesmaczne.
Do czego dążę: nie rozumiem tej mody na wyglądanie za
wszelką cenę na 15 lat mniej. Dbanie o siebie – oczywiście. Kremy, filtry,
wizyty u kosmetyczki, spa – jak najbardziej. Dobrze ostrzyżone włosy,
odpowiedni makijaż, szczupła sylwetka. Aktywny tryb życia, zdrowa dieta. Nie
trzeba mieć 50 lat i wyglądać na 60. Zadbana kobieta, nie decydująca się na
wstrzykiwanie chemii, w takim wieku może wyglądać i na 50, i na 45 lat. Ma
zmarszczki? Owszem. Używa dobrych kremów, ale nie płacze nad kolejną bruzdą
przy oku. Jest piękna, naturalna i żywa. Nie przypomina lalki. Ma w życiu
ważniejsze rzeczy do zrobienia, niż próby zatrzymania czy cofnięcia czasu. Może
w którymś momencie zdecyduje się na spłycenie zmarszczek, wypełnienie owalu
twarzy – ma powód.
...W odróżnieniu od kobiety 25 lat młodszej, która na dobrą
sprawę na samym początku dorosłego życia staje się niewolnicą takich zabiegów.
Już pomińmy fakt, że w ogólnodostępnym i względnie tanim
magazynie poleca się zabiegi dalece wybiegające poza budżet przeciętnej
dwudziestokilkulatki. Może zamiast kolejnej dawki botoksu lepiej przeznaczyć
pieniądze na badania kontrolne – krwi, moczu, cytologię, mammografię (całe
szczęście i o raku piersi „Pani” pisze w tym miesiącu)…
Nie do końca potrafię określić, czy ten artykuł jest
reklamą, czy propagandą. Nie mam nic przeciwko strzykawkom z preparatami
odmładzającymi, zbawiennemu działaniu lasera itp. Ale już popychanie w ich
stronę coraz młodszych kobiet jest niepokojące i zwyczajnie smutne.
(sfotografowane fragmenty artykułu pochodzą z "Pani" nr 10/2012)
Ale pierdzielą że tak powiem
OdpowiedzUsuńNiestety. Nie spodziewałam się takiej jazdy po nich...
Usuń