niedziela, 4 stycznia 2015

Podsumowanie roku 2014: hity kosmetyczne, treningi, spełnianie marzeń...

To był dobry rok. Co prawda od października wyraźnie zmalała mi ilość wolnego czasu i na takie rzeczy jak prowadzenia blogu nie mogłam sobie regularnie pozwolić, ale mimo wszystko na Sylwestra wybierałam się bardzo szczęśliwa. A teraz dosyć gadania o niczym, przechodzę do konkretów.


TRENINGI I DIETA


W końcu udało mi się przytyć do odpowiedniej wagi i doprowadzić ciało do znakomitej formy. Fakt, potem niechcący schudłam, ale wiem, co jest w moim zasięgu i na nowy rok mam wyraźnie zaznaczone cele treningowe. O tym będzie więcej w poście na temat treningu siłowego, ale już teraz mogę powiedzieć - po żadnych innych ćwiczeniach nie byłam tak bardzo zadowolona z efektów. Najlepiej czułam się mniej więcej na przełomie czerwca i lipca, nabrałam fajnych kobiecych kształtów, ale nawet przez całą jesień, mimo iż zaczęłam chudnąć, moja pupa nadal wywoływała ogólne zachwyty. 6 stycznia wracam pod sztangę i dążę do najlepszej w życiu formy! Dieta taka, jaka najlepiej się u mnie sprawdziła, czyli około 2500 kcal podzielonych w odpowiednich proporcjach na węgle, tłuszcze i białko. 

Niestety, ostatni semestr na uczelni był bardzo wymagający i nie miałam czasu jeść, ani tym bardziej liczyć tego co jem. Dobijałam pewnie ledwo do 2000 kcal. Przy dość dużej aktywności nie było siły, by zachować wagę, także tę, którą tworzyły mięśnie. Żeby nie było - nadal jestem bardzo zadowolona ze swojej sylwetki, wszystko jest takie jak być powinno, tylko pupie brakuje paru centymetrów ;) 

KOSMETYCZNIE


W 2014 odkryłam wiele godnych polecenia produktów. Nie wszystkie niestety zdążyłam opisać, więc i nie wszystkie mogę zawrzeć w tym wpisie, bo musiałabym zrobić z niego sporo oddzielnych recenzji, a nie bardzo się da. W każdym razie moimi hitami w 2014 stały się:


kosmetyki Sylveco. Polskie i 100% naturalne, w dodatku w całkiem znośnych cenach. Regularnie używam kremów tej firmy, ale moimi ulubieńcami stały się pomadki ochronne, które doskonale pielęgnują usta. Tłusty krem brzozowy okazał się idealny dla mojej mamy, którą uczula i podrażnia większość kosmetyków - ten odpowiednio nawilżył i uspokoił jej cerę.


Tangle Teezer - powinien dostać osobny wpis, ale nie mogłam tu o nim nie wspomnieć. Rozczesywanie włosów grzebieniem zawsze było dla mnie katorgą. Faloloki z dużą tendencją do plątania się (zwłaszcza w jednym niewytłumaczalnym niczym miejscu) gwarantowały mi kwadrans walki ze łzami w oczach. TT rozwiązał mój problem. Być może nie jest to najlepsze akcesorium do włosów kręconych, bo trochę je puszy i niszczy skręt - ale serio, mogę to wytrzymać w zamian za szybkie i bezbolesne pozbycie się kołtunów nawet w najbardziej ekstremalnych sytuacjach.


Płyn micelarny Garniera. Zmywa wszystko bez większych problemów, a w dodatku za 17 zł dostajemy całe 400 ml produktu. Pozycja obowiązkowa w mojej pielęgnacji.

                                  
     
                                  
     
                                   

                           

(kliknięcie na zdjęcie przeniesie Was do recenzji)

Mydła - Aleppo i czarne. Nie zamienię ich na żadne inne myjadło do twarzy! Doskonale oczyszczają, pełnią ważną rolę w utrzymywaniu skóry z daleka od niedoskonałości.

Krem z filtrem Bielendy. Nie najwyższą i nie najstabilniejszą ochronę kontruje tym, że nosi się idealnie i nie powoduje świecenia się skóry. Wchłania się ja najzwyklejszy krem nawilżający (i naprawdę nawilża), więc nie pozostawia klejącego filmu, co czyni go wartościowym kompanem mojej mieszanej cery.

Emulsja matująca Vichy SPF 50, jeszcze lepszy i wygodniejszy w użyciu filtr niż wyżej opisany produkt Bielendy. Kosztuje sporo, bo około 50 zł, ale nie przeszkadza mu to w znikaniu w aptecznych półek tuż po wiosennej dostawie.

Kremy Pharmaceris z kwasem migdałowym. W ogóle moim wielkim odkryciem w 2014 były kwasy, dzięki którym na dobre pozbyłam się uporczywych, wyskakujących z byle powodu pryszczy, a produkty Pharmaceris okazały się jak dotąd najlepiej działać na moją cerę. Tutaj recenzja wersji 5%, tutaj słowo o 10%. Warto spróbować tym bardziej, że z kosmetyków aptecznych te kosztują najmniej.

Peelingi Farmony. Piękne zapachy i pierwszorzędne zdzieranie.

Revlon Colorstay, czyli podkład nie do zdarcia i o wielkim kryciu. Co prawda mniej więcej w połowie roku przerzuciłam się na coś tańszego, co również podbiło moje serce i postaram się jeszcze w styczniu przybliżyć Wam kolejną perełkę, ale nie zmienia to faktu, że do CS zawsze chętnie wracam.

Rimmel Lasting Finish w kolorze 19. - ostatnio praktycznie jej nie noszę, ale na początku roku sięgałam po ten kolor prawie codziennie.

Cienie Hean High Definition - znakomita pigmentacja i trwałość (nawet bez bazy) w niskiej cenie. 

Kitów niestety również kilka się zdarzyło. Nieszczęsna pomadka z Make Up Revolution, chociaż na ustach zachowuje się powiedzmy przyzwoicie, nie ma nic wspólnego z obietnicami producenta, a byle barwiony balsam nawilżający ma lepszą pigmentację.

Mocno zawiodłam się również podkładem Maybelline Affinitone. Oddałam go mamie, bo sucha skóra przyjmuje go o wiele lepiej, ale na mieszanej, zwłaszcza biorąc pod uwagę dziwaczną gamę kolorystyczną, robił małą katastrofę.  




NAJPOPULARNIEJSZE POSTY


OSOBISTE


Kolejna wizyta z Londynie. Tym razem mniej napięty plan zwiedzania, nie chodziło tylko o to, żeby pozaliczać atrakcje, ale chciałyśmy zwyczajnie poczuć atmosferę miasta. 


Pisanie pracy inżynierskiej. Właściwie jest już prawie skończona. Bardzo rozwijająca przygoda, chciałabym tak częściej!

Do tego bezcenne wspomnienia z wyjątkowymi ludźmi. Niezmierzone kilometry spacerów, mnóstwo nowych rzeczy które będąc na wyciągnięcie ręki, czekały na odkrycie, dużo nowych emocji, nie tylko radosnych, ale dzięki temu również będących częścią lekcji życia. 

ZESZŁOROCZNA WISHLISTA

Na początku 2014 zamieściłam na blogu listę życzeń/planów, które chciałabym spełnić. Być może niewiele udało mi się zrealizować, ale weszłam w posiadanie innych dóbr, z których jestem zadowolona. Poza tym jakoś z roku na rok mam coraz mniej materialnych chciejstw... 


Sztangę kupiłam już na początku stycznia i uważam ją za najlepszy zakup minionego roku, nie wyobrażam sobie jak kiedyś mogłam bez niej funkcjonować! Joyland również trafił w moje ręce, chociaż jeszcze nie zdążyłam go przeczytać. Zdobyłam odlewkę perfum Aliena Sunessence Or d'Ambre - niestety tylko 5 ml i od dawna nie ma po nich śladu. Nadal marzę o pełnym flakonie...

Perfumy Kiliana i pomadki MAC były poza moim zasięgiem i są nadal. MAC okazał się tylko przelotnym marzeniem (tym bardziej że moja kolekcja pomadek wzbogaciła się w ciągu ostatnich 12 miesięcy o kilka naprawdę pięknych odcieni), ale Amber Oud nadal szczerze pragnę. Kettlebell sobie odpuściłam, decydując się na dodatkowe obciążenia do sztangi. Myślę jednak, że kupno kettle'a to kwestia czasu. Kremy BB chwilowo również wykreśliłam, bo nie chce mi się bawić w strzały w ciemno, a jeśli do jakiegoś bebika wrócę, będzie to najpewniej Skin79 Orange. Drugi tom The Ship Magnificent był mocnym punktem listy, niestety rzeczywistość okazała się okrutna i jego ceny wbiły mnie w fotel - mogę dać 150 zł za książkę, ale 300 to już trochę za dużo. 

KULTURALNIE

Nowy Doktor i trzeci Hobbit.

Peter Capaldi jako Dwunasty podbił moje serce surowością i ciężkim poczuciem humoru. Stanowczy ponurak z agresywnymi brwiami. Jako postać przekonał mnie do siebie od razu, jako Doktor, musiał na uznanie zapracować, ale w końcu zaakceptowałam go całego. Ósma seria Doctora Who nie była może konstrukcją najwyższych lotów - mimo dobrych pomysłów na odcinki, zabrakło ciągłości z jednego do drugiego; historie stanowiły zamkniętą całość i tym samym zabrakło obecnych podczas napisów końcowych krzyków: "włączaj kolejny, musimy zobaczyć co się stało!" - ale oglądało się świetnie. Do tego wszystkiego brawurowo zagrana i przemyślana postać Missy i bardzo emocjonujący finał. Czekam na następną serię.









Hobbit: Bitwa Pięciu Armii został uznany przez wielu za film niepotrzebny. Poniekąd się zgadzam. Pozbawiony fabuły i bardzo często logiki okazał się piękną wydmuszką. Sceny batalistyczne zostały zrealizowane z wielkim rozmachem i ciężko jest oglądać je bez zachwytu. Podobnie krajobrazy - jeziora, równiny czy góry zapierają dech w piersiach. Hobbit miał pięknie wyglądać i niewiele więcej. Niestety głębi w tym filmie nie ma, ale... Fani pewnie i tak będą dobrze się bawić, bo to zawsze wspaniała przygoda - na kilka godzin wsiąknąć w Śródziemie, spędzić więcej czasu z ulubionymi bohaterami, wziąć udział w walkach. 













2015

Treningi, dieta, praca nad systematycznością (mówię o blogu), czytanie większej ilości książek, skupienie się na nauce języków. Ogarnięcie życia, bo na dzień dzisiejszy nie jestem w stanie powiedzieć, gdzie będę za dwa miesiące. 

A Wam życzę szczęśliwego Nowego Roku, pełnego zdrowia, miłości i sukcesów!

 

11 komentarzy:

  1. uwielbiam micel Garniera i filtr Vichy ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. ja ćwiczę już od kilku lat, ale po świętach zawsze mam do siebie małe ale :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja pięć dni spędziłam u chłopaka, nie było za bardzo czasu ani miejsca ćwiczyć, ale jeśli trenuje się regularnie, to kilka dni na pewno nie spowoduje tragedii :) ważne żeby potem wrócić do rytmu.

      Usuń
  3. Revlon jest moim ulubieńcem :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Już któryś raz słyszę dobre opinie o tym kremie Sylveco (w sumie o jednym i drugim słyszałam dużo dobrego).

    OdpowiedzUsuń
  5. Nawzajem! :-)

    Fajnie, że znalazłaś swój rodzaj treningu. Dla mnie pod tym względem też 2014 był dobrym rokiem. Po wyleczeniu kontuzji i rehabilitacji mogłam znowu wrócić do tego, co lubię. 2015 jeszcze lepiej się zapowiada, bo już nie będę musiała się specjalnie oszczędzać i można będzie poszaleć! :-)

    OdpowiedzUsuń
  6. Zastanawiam się nad zakupem TT, ale jakoś wciąż nie mogę się zdecydować. ;p

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na pewno warto, tym bardziej że one teraz są coraz tańsze i coraz łatwiej dostępne. Jak się nie sprawdzi, można nią czesać np. kota :D ale naprawdę, jeśli masz problemy z plączącymi się włosami, to powinnaś być zadowolona. Jeżeli nie na co dzień, to przed myciem włosów może okazać się wybawieniem.

      Usuń
  7. ten płyn micelarny uwielbiam :) zastanawiam sie właśnie od jakiegoś czasu nad kupnem TT, ale wciąz nie wiem :D

    OdpowiedzUsuń
  8. Fajne podsumowanie, kilka kosmetyków również sobie chwalę, podobnie jak szczotkę TT. Zazdroszczę wizyt w Londynie - nigdy jeszcze nie byłam i w sumie się póki co nie zapowiada.
    Dołączam do obserwatorów, Pozdrawiam! :)

    OdpowiedzUsuń