czwartek, 26 grudnia 2013

Cheat meal, czyli o roli grzeszków w diecie

Wiele z nas świadomie rezygnuje z pewnych produktów dla dobra figury czy zdrowia. Niektórzy potrzebują specjalnej diety wykluczającej rzeczy dla większości społeczeństwa nieszkodliwe, jak owoce czy nabiał. W tym poście chcę skupić się jednak na jedzeniu mającym negatywny wpływ na wszystkich – a więc wysoko przetworzonym, zawierającym dużo chemii, cukru, utwardzonych tłuszczy czy białej mąki.


Cheat meal to posiłek, który zawiera takie właśnie wykluczone z naszej diety składniki. Jego głównym zadaniem jest przyspieszenie metabolizmu. U osób, które zeszły do niskiego poziomu tkanki tłuszczowej w organizmie i mimo wszelkich innych prób nie mogą dalej schudnąć, taki bogaty w węglowodany posiłek będzie bodźcem do przyspieszenia przemiany materii, a co za tym idzie, ponownego „włączenia” procesu spalania tłuszczu. Cheat meal stanowi również rozwiązanie dla osób, które mają trudności z wytrwaniem w zdrowej diecie, ponieważ pozwala im na stosunkowo częste, małe grzeszki. Dietetycy zalecają spożycie takiego oszukanego posiłku raz w tygodniu.

Cheat meal nie ma jednej ścisłej definicji i dla każdego będzie składał się z innego jedzenia. Dla niektórych będzie to duża porcja owoców, dla innych nabiał albo cokolwiek zawierającego mąkę, dla większości słodycze, ciasta i fast food. Dla mnie, mówiąc bardzo ogólnie, oszukany posiłek to ten, gdzie podstawą jest biała mąka i/lub zawierający cukier, sporo dodatków chemicznych, wysoko przetworzony. Rzadko wybieram takie jedzenie – nie dlatego, że się powstrzymuję, ale dlatego, że po prostu nie mam na nie ochoty.

źródło

Jestem przeciwna czynieniu z cheat meala rytuału, traktuję go jako rzadko występujące odstępstwa od diety, dla których mam powód – brak możliwości zjedzenia czegoś zdrowego, spotkanie z rodziną czy impreza (aczkolwiek nie każda, powiedzmy że alkoholem zakrapiam jakieś 10% na które chodzę, z kolei po imprezowe przekąski nie sięgam w ogóle).

Mówiąc prosto – cheat meal powinien być wyjątkiem, a nie regułą.

Jeśli z utęsknieniem czekasz na cotygodniowy kawałek ciasta czy pizzy, to znaczy, że twoja dotychczasowa dieta nie jest odpowiednio skomponowana. Przy dobrym żywieniu organizm nie będzie domagał się chemii! W takim przypadku należy zmienić co nieco w codziennym menu, tak, aby każdy posiłek zawierający dozwolone produkty był niebem dla kubków smakowych. To możliwe i wcale nie trudne. Jeśli zaczniesz czerpać prawdziwą przyjemność ze zdrowego jedzenia, nie spojrzysz już na słodycze czy fast foody. Zamiast czekać na porcję ciastka raz w tygodniu, będziesz cieszyć się kilka razy dziennie z myślą o śniadaniu, obiedzie i kolacji. Grunt to znaleźć sposób przyrządzenia dania, który najbardziej będzie Ci odpowiadał.

Po drugie uważam, że cotygodniowe odstępstwo od diety jest zbyt częste. W ten sposób nie odzwyczaisz się od śmieciowego jedzenia, bo będziesz mieć świadomość, że ono zawsze gdzieś na horyzoncie na ciebie czeka. Nawet jeśli organizm nie będzie już wołał o nie wołał, ty prawdopodobnie z przyzwyczajenia będziesz po nie sięgać. Powtórzę się – codzienne posiłki powinny dostarczać ci tak dużej przyjemności, że nie będziesz mieć ochoty zamienić ich na zestaw z Maca czy tabliczkę czekolady. Poza tym nawet ten raz w tygodniu nie wpłynie pozytywnie na twoje zdrowie. Nie mówię tu oczywiście o kostce czekolady czy nawet kuflu piwa – ale copiątkowa impreza opierająca się na chipsach, pizzy i piwie to nie jest coś, co ja bym chciała zafundować swojemu ciału. Szanuję je i nie chcę napychać go śmieciami. Skoro już coś wykluczasz, to wyklucz to naprawdę, na stałe, nie tylko dla figury, ale i zdrowia.

Trzecia rzecz – na początku drogi taki cheat meal może zamienić się w cheat day, czyli całodzienne jedzenie tego, co popadnie (w najgorszym przypadku nawet cheat week). Kiedy jeszcze nie jesteśmy przyzwyczajeni do zdrowego odżywiania i ciągnie nas do chemicznej papki,  łatwo uznać, że „skoro już zjadłam hamburgera, to nie szkodzi mi zjeść jeszcze lody i frytki, a później wybiorę się na gorącą czekoladę i tiramisu”. Jeden dzień luzu to nie tragedia, ale jeden dzień całkowitego zapomnienia w każdym tygodniu - już trochę gorzej. 

źródło

Cheat meal tak naprawdę nie jest potrzebny z powodów, dla jakich go wymyślono. Przyspieszenie metabolizmu można załatwić jedząc w jednym posiłku dużo więcej tego, co zawsze – czyli np. 1000 kcal na obiad, przy czym żeby nie były to odmrażane zapiekanki, ale danie z w miarę nieprzetworzonych produktów. Z kolei jeśli chodzi o chwilę zapomnienia dla osób na ścisłej diecie – cóż, uważam, że zbilansowana dieta, dobrana do kubków smakowych człowieka, pozwoli zapomnieć o niezdrowych pokusach. Przy czym podkreślam słowo „zbilansowana”, bo na diecie kopenhaskiej, 1000 kalorii, Dukana i tym podobnych to się zwyczajnie nie uda i znaczenie będzie miała tylko silna wola.


To nie oznacza, że całkowicie neguję sens istnienia cheat meal. Każdemu zdarza się odstępstwo od diety, celowe lub nie. Czasami w braku laku trzeba zjeść coś niezdrowego i jeśli zdarzy się to raz na miesiąc, nie powinniśmy mieć z tego powodu wyrzutów sumienia. Jeśli czasem mamy sięgamy po coś, co wykluczyliśmy – nic strasznego się nie dzieje. Najważniejsze to żyć w zgodzie ze sobą. Jeśli raz na rok chcę iść z chłopakiem na pizzę, to idę. Jeśli przez tydzień chodzi za mną budyń czekoladowy, to w końcu go robię. Piwo raz na półtora miesiąca też nie jest wielką tragedią. Kawałek ciasta na święta - czemu nie? Jeśli potrzebujesz trzech kostek czekolady w niedzielne popołudnie do kawy, to bierz i rozkoszuj się nimi :)

***

Dbam o zdrowie, szanuję swoje ciało, ale jednocześnie nie jestem dla siebie zbyt surowa i staram się nie przeginać w drugą stronę  – bo wszystko jest dla ludzi :)

3 komentarze:

  1. Widzę, że mamy podobne poglądy na większość tematów. Na prawdę spodobały mi się Twoje posty. Konkretnie napisane, na temat, widać, że rozsądnie podchodzisz do tematu

    OdpowiedzUsuń
  2. Wydaje mi się, że cheat meal ma służyć po prostu właśnie zorganizowaniu w czasie takiego odstępstwa :) Póki wiadomo, że nie rozłoży się ono na więcej posiłków. Ja np. WIEM, że w sobotę zjem moje ukochane połączenie paluszków i czekolady, które wydały beskidzkie...raz na tydzień jeden dodatek do posiłku wystarcza i wtedy przez cały tydzień mam świadomość, że nie mam na co czekać bo i tak w sobotę znów będę się zajadać pysznymi paluszkami w czekoldzie :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Złym pomysłem są zdjęcia takich pysznych rzeczy, kiedy niektórzy z czytelników bloga sa na diecie :p A cheat meal? Oczywiście, ale nie można go robić codziennie :p Ra z w tygodniu góra, a pokusy zdarzają się częściej. Jeżeli ktoś z Was również jak ja jest na diecie i cierpi z powodu oglądania tych zdjęć, to na pocieszenie bardzo motywujący i optymistyczny artykuł: http://www.jestemfit.pl/artykuly/dieta/jak-szybko-schudn%C4%85%C4%87-ca%C5%82a-prawda-o-szybkim-zrzucaniu-wagi :) Powodzenia w redukcji tkanki tłuszczowej!

    OdpowiedzUsuń