Oczywiście ten Ewy Chodakowskiej! Dlaczego dopiero teraz?
Kiedy usłyszałam o nim po raz pierwszy, w kwietniu, gdy
jeszcze był dostępny w każdym kiosku z Shape, nie byłam pewna z czym to się je,
czy mi się spodoba i czy jest mi potrzebne. W efekcie zanim podjęłam decyzję,
na dobre zniknął ze sklepów. Na szczęście niedługo potem, w lipcu, dorwałam się
do Killera. Efekty i przyjemność, jakie mi dał, sprawiły, że zechciałam
spróbować i Skalpela. Pierwszym krokiem było przeszukanie Allegro, ale jak
pewnie większość wielbicielek shape’owych treningów Ewy wie, te płyty chodzą
tam po 30-40zł. Dla mnie to była za duża kwota, tym bardziej, że przecież
normalnie płaciło się niecałe 13zł.
Potem dowiedziałam się, że archiwalne numery można zamawiać
bezpośrednio z drukarni, pisząc na adres prenumerata@quadwinkowski.pl
(można było również zadzwonić, ja jednak zdecydowanie wolę tę formę
komunikacji). Mimo iż nakład
kwietniowego Shape się wyczerpał, zainteresowanie było tak duże, iż nadal
robiono dodruk. W końcu 15 sierpnia złożyłam zamówienie, wiedząc, że przyjdzie
mi na nie poczekać.
Spodziewałam się dwutygodniowego, góra miesięcznego
opóźnienia. Kolejka okazała się jednak tak długa, że płytę otrzymałam… 24
listopada. Tak, ponad cztery miesiące później! A ja już straciłam nadzieję, że kiedykolwiek
swój Skalpel dostanę ;)
Trzeba oddać drukarni
to, że prawdopodobnie za „obsuwę” (chyba nie z ich winy, wierzę, że
robili co mogli), zamiast 19zł za czasopismo i przesyłkę, zapłaciłam jedynie
7,90.
Nie wiem, jak jest w tej chwili – czy zamówienia są nadal
przyjmowane i/lub czy dodruk nadal trwa. Wydaje mi się, że minęło już tyle
czasu, iż wydawnictwo mogło zamknąć sprawę.
A teraz najważniejsze – wrażenia z treningu!
Napis na okładce głosi, że ćwiczenia przeznaczone są dla
każdego, także dla początkujących. Nie oznacza to jednak beztroskiego machania
nóżką w tył i w przód. To, że nie trzeba mieć super kondycji, by wykonać
trening, nie oznacza, że nie wymaga on wysiłku. Wręcz przeciwnie, prawidłowe wykonanie
ćwiczeń wymaga skupienia, napięcia mięśni, samozaparcia i pewnej siły. Podczas
Skalpela mięśnie naprawdę dają o sobie znać. W zależności od ćwiczenia możemy
doskonale poczuć najmniejszy mięsień w nodze, ramionach czy brzuchu (albo
wszystkim naraz). Całe ciało intensywnie pracuje! W pewnych momentach praktycznie czuję, jak podnoszą mi się
pośladki :D
Co dla mnie ważne, Skalpel zawiera niewiele elementów
kardio. Jak wspominałam w poście nt. treningu z celebrytkami, moje chucherstwo
nie pozwala mi na szalone zabawy w gubienie kalorii. Poza tym czułabym się
niezręcznie, tupiąc ze wszystkich sił w sufit sąsiadów pode mną.
Co do samej Ewy nie mam zastrzeżeń. Ćwiczenia nie są trudne
i większość opiera się na podobnym modelu ułożenia sylwetki, więc dwie
wypowiedziane przez nią rady – kolano na wysokości stopy i odcinek lędźwiowy ‘’przyklejony’’
do podłogi – w zupełności wystarczają.
Trening mija szybko (choć na pewno nie bezboleśnie ;)).
Sprawia mi dużą przyjemność, chociaż po wielu bardziej wymagających sesjach
czuję, że stać mnie na więcej. Ponieważ jednak obecnie na co dzień ćwiczę z
Jillian Michaels i chodzę na basen, nie jest to problemem. Skalpel na pewno wykonam jeszcze
niejednokrotnie :)
skalpel jest swietny :) super ze go cwiczysz
OdpowiedzUsuńI za każdym kolejnym razem podoba mi się coraz bardziej :)
Usuń