piątek, 7 grudnia 2012

Poszłam pod skalpel ;)


Oczywiście ten Ewy Chodakowskiej! Dlaczego dopiero teraz?


Kiedy usłyszałam o nim po raz pierwszy, w kwietniu, gdy jeszcze był dostępny w każdym kiosku z Shape, nie byłam pewna z czym to się je, czy mi się spodoba i czy jest mi potrzebne. W efekcie zanim podjęłam decyzję, na dobre zniknął ze sklepów. Na szczęście niedługo potem, w lipcu, dorwałam się do Killera. Efekty i przyjemność, jakie mi dał, sprawiły, że zechciałam spróbować i Skalpela. Pierwszym krokiem było przeszukanie Allegro, ale jak pewnie większość wielbicielek shape’owych treningów Ewy wie, te płyty chodzą tam po 30-40zł. Dla mnie to była za duża kwota, tym bardziej, że przecież normalnie płaciło się niecałe 13zł.

Potem dowiedziałam się, że archiwalne numery można zamawiać bezpośrednio z drukarni, pisząc na adres  prenumerata@quadwinkowski.pl (można było również zadzwonić, ja jednak zdecydowanie wolę tę formę komunikacji). Mimo iż nakład kwietniowego Shape się wyczerpał, zainteresowanie było tak duże, iż nadal robiono dodruk. W końcu 15 sierpnia złożyłam zamówienie, wiedząc, że przyjdzie mi na nie poczekać.

Spodziewałam się dwutygodniowego, góra miesięcznego opóźnienia. Kolejka okazała się jednak tak długa, że płytę otrzymałam… 24 listopada. Tak, ponad cztery miesiące później! A ja już straciłam nadzieję, że kiedykolwiek swój Skalpel dostanę ;)

Trzeba oddać drukarni to, że prawdopodobnie za „obsuwę” (chyba nie z ich winy, wierzę, że robili co mogli), zamiast 19zł za czasopismo i przesyłkę, zapłaciłam jedynie 7,90.

Nie wiem, jak jest w tej chwili – czy zamówienia są nadal przyjmowane i/lub czy dodruk nadal trwa. Wydaje mi się, że minęło już tyle czasu, iż wydawnictwo mogło zamknąć sprawę.

A teraz najważniejsze – wrażenia z treningu!


Napis na okładce głosi, że ćwiczenia przeznaczone są dla każdego, także dla początkujących. Nie oznacza to jednak beztroskiego machania nóżką w tył i w przód. To, że nie trzeba mieć super kondycji, by wykonać trening, nie oznacza, że nie wymaga on wysiłku. Wręcz przeciwnie, prawidłowe wykonanie ćwiczeń wymaga skupienia, napięcia mięśni, samozaparcia i pewnej siły. Podczas Skalpela mięśnie naprawdę dają o sobie znać. W zależności od ćwiczenia możemy doskonale poczuć najmniejszy mięsień w nodze, ramionach czy brzuchu (albo wszystkim naraz). Całe ciało intensywnie pracuje! W pewnych momentach praktycznie czuję, jak podnoszą mi się pośladki :D

Co dla mnie ważne, Skalpel zawiera niewiele elementów kardio. Jak wspominałam w poście nt. treningu z celebrytkami, moje chucherstwo nie pozwala mi na szalone zabawy w gubienie kalorii. Poza tym czułabym się niezręcznie, tupiąc ze wszystkich sił w sufit sąsiadów pode mną.

Co do samej Ewy nie mam zastrzeżeń. Ćwiczenia nie są trudne i większość opiera się na podobnym modelu ułożenia sylwetki, więc dwie wypowiedziane przez nią rady – kolano na wysokości stopy i odcinek lędźwiowy ‘’przyklejony’’ do podłogi – w zupełności wystarczają.

Trening mija szybko (choć na pewno nie bezboleśnie ;)). Sprawia mi dużą przyjemność, chociaż po wielu bardziej wymagających sesjach czuję, że stać mnie na więcej. Ponieważ jednak obecnie na co dzień ćwiczę z Jillian Michaels i chodzę na basen, nie jest to problemem. Skalpel na pewno wykonam jeszcze niejednokrotnie :)


Jak sugeruje opis, do ćwiczeń można dodać ciężarki. Od dawna planuję ich zakup i mam nadzieję, że w końcu uda mi się je zdobyć. Mimo to przyznam, że na razie raczej nie byłabym w stanie wykonać większości ćwiczeń (zwłaszcza na ręce) z dodanymi obciążnikami. Ciężar mojego ciała w zupełności wystarcza. Nigdy nie zaszkodzi jednak spróbować, w końcu chodzi o to, by się rozwijać :)

2 komentarze:

  1. skalpel jest swietny :) super ze go cwiczysz

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I za każdym kolejnym razem podoba mi się coraz bardziej :)

      Usuń